Rozjechana droga, wyciągnięte z ziemi nagrobki i ludzkie kości – tak zniszczenia na terenie dawnego obozu koncentracyjnego w Płaszowie opisuje Tadeusz Jakubowicz, przewodniczący gminy żydowskiej w Krakowie. Jak podaje prokuratura, na teren dawnego obozu ktoś wjechał koparką. Teraz śledczy sprawdzają, czy doszło do celowego znieważenia zwłok.
Kości zostały znalezione pod koniec lutego. Do przewodniczącego gminy żydowskiej zadzwonił anonimowy mężczyzna.
- Jakiś człowiek zadzwonił i zapytał czy wiemy, że na terenie obozu są prowadzone prace – relacjonuje Jakubowicz. Jak mówi przewodniczący, mężczyzna powiedział że "pracuje w tej firmie, ale sam na to patrzeć nie może".
Jakubowicz pojechał na wskazane przez swojego rozmówcę miejsce. - Zobaczyłem, że około dwóch metrów drogi jest rozjechane i że z ziemi powyciągane są głazy. Niektóre z nich stanowiły pokrywy nagrobków. Chodząc po tej rozjechanej drodze zauważyłem też kości – informuje przewodniczący gminy. Od razu zadzwonił na policję.
"Niefrasobliwość i nieodpowiedzialność"
Kości zostały przewiezione do Zakładu Medycyny Sądowej, a krakowska policja i prokuratura rozpoczęły śledztwo w sprawie znieważenia zwłok. Powiadomiony o sprawie został też Instytut Pamięci Narodowej.
- Ze wstępnych ustaleń wynika, że miała tam miejsce awaria lub modernizacja gazociągu i dlatego jedna z firm wjechała tam koparką. Teraz będziemy ustalać, czy pracownicy tej firmy wiedzieli, co robią i na jakim są terenie. Wstępnie możemy też powiedzieć, że raczej nie było to celowe bezczeszczenie zwłok ludzkich, a raczej pewnego rodzaju niefrasobliwość i nieodpowiedzialność – podaje Mariusz Ciarka z małopolskiej policji. Informację, ze kości zostały wykopane podczas prowadzonych na terenie dawnego obozu pracach budowlanych potwierdza również krakowska prokuratura.
Najpierw cmentarz, później obóz
Niemcy w 1942 roku założyli w Płaszowie obóz pracy. Powstał on m.in. na terenie dawnego żydowskiego cmentarza. Były tam m.in. szwalnie, zakłady drukarskie oraz warsztaty samochodowe, elektryczne, stolarskie i ślusarskie. Dwa lata później został przekształcony w obóz koncentracyjny.
Ryszard Kotarba, historyk IPN, szacuje, że na terenie obozu Niemcy zabili do 5000 osób. Jednak liczba pochowanych tam była znacznie większa, ponieważ po likwidacji krakowskiego getta zwłoki zamordowanych tam Żydów były zwożone do Płaszowa. W obozie wykonywano również egzekucje więźniów z podległego gestapo więzienia Montelupich. Tablica znajdująca się na terenie obozu mówi o kilkudziesięciu tysiącach pomordowanych tam Żydów. Z relacji byłych więźniów wynika, że - gdy likwidowano obóz przed nadejściem Armii Czerwonej - masowe groby były rozkopywane, a zwłoki palone. Prochy zostały rozsypane właśnie po terenie Płaszowa.
"Wielki cmentarz" pozostaje niezagospodarowany
W 2007 roku został rozstrzygnięty konkurs na projekt zagospodarowania płaszowskiego terenu. Do dziś nic z planów nie zostało zrealizowane.
Tymczasem na terenie obozu można znaleźć tylko trzy tablice po hebrajsku, upamiętniające pomordowanych tam Żydów i kamienny pomnik "Ludzi z wyrwanymi sercami", według projektu Witolda Cęckiewicza. Za jedyne oznaczenie terenu obozu służy tablica z prośbą do odwiedzających, by "zachowali się zgodnie z powagą miejsca". Nie są natomiast oznaczone dawny plac apelowy i stary żydowski cmentarz, na którym obóz został zbudowany. Teren, jak zauważa Ryszard Kotarba, nadal nie jest chroniony, bywa natomiast użytkowany w niewłaściwy sposób (głównie przez imprezującą młodzież) i zaśmiecany. Kotarba, jako przyczynę takiego stanu rzeczy, wskazuje niewiedzę: - Ludzie nie mają pojęcia, co to za miejsce, że tutaj rozstrzeliwano i palono tysiące osób. Cały ten obszar jest wielkim cmentarzem, który aż woła o szacunek.
Autor: wini/sk / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: tvn24