Ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego został wykluczony z szeregów stowarzyszenia przez sprzedaż czekana, który należał do zmarłej dziewczyny. - To najwyższa kara, jaką możemy zastosować - komentuje w rozmowie z tvn24.pl Mieczysław Ziach, zastępca naczelnika TOPR.
Jeden z ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego sprzedał czekan należący do tragicznie zmarłej turystki. Do wypadku doszło rok temu na Kościelcu. Podczas akcji ratunkowej nie znaleziono tego elementu wyposażenia.
Ratownik TOPR wykluczony. "To najwyższa kara"
- Po jakimś czasie od tragedii jeden z ratowników, który nie brał udziału w akcji, znalazł się w okolicach miejsca, w którym doszło do wypadku. Odnalazł tam czekan, nie leżał on jednak w tym samym miejscu, w którym wcześniej leżały zwłoki. Jakiś czas później ratownik sprzedał go - powiedział w piątek w rozmowie z tvn24.pl zastępca naczelnika TOPR Mieczysław Ziach.
Ratownik TOPR został wykluczony ze stowarzyszenia. Decyzja zapadła w czwartek podczas spotkania zarządu stowarzyszenia. - To najwyższa kara, jaką możemy zastosować - skomentował Ziach. Teraz czekan znajduje się w siedzibie TOPR.
Tygodnik Podhalański, który o sprawie napisał jako pierwszy, poinformował, że wykluczony ratownik sprzedał czekan za 200 złotych swojej koleżance, mówiąc jej, że kupił go w sklepie za 250 złotych. Naczelnik TOPR Jan Krzysztof w rozmowie z "TP" podkreślił, że "nie pamięta, by w historii działań TOPR doszło do wykluczenia któregoś z ratowników pod zarzutem przywłaszczenia sobie przedmiotów osoby tragicznie zmarłej w Tatrach".
Wypadek na Kościelcu w Tatrach, zginęła turystka
Przypomnijmy, że do wypadku doszło w połowie kwietnia ubiegłego roku. - Turystka spadła z Kościelca, najprawdopodobniej w wyniku potknięcia się przy schodzeniu. Zaczęła się zsuwać i spadła na zachodnią stronę Kościelca - mówił Andrzej Mikler, dyżurny TOPR. Wypadek okazał się śmiertelny.
Jak tłumaczył ratownik, turystka i towarzyszący jej mężczyzna byli dobrze przygotowani do wyprawy w góry, mieli raki, czekany i kaski.
- Jak widać, to był nieszczęśliwy wypadek, chwila nieuwagi - mówił Mikler.
Źródło: tvn24.pl, "Tygodnik Podhalański"
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock