- Największym zagrożeniem w górach dla dziecka są nierozsądni rodzice, jeżeli są rozsądni to już jest ponad połowa sukcesu – tak rodzinną wyprawę z siedmiolatkiem na szczyt Tikanadze komentował w TVN24 dr Robert Szymczak, himalaista, specjalista medycyny ratunkowej.
Siedmioletni krakowianin Mikołaj Tulej z rodzicami zdobył szczyt Tikanadze (3436 m n.p.m.) w masywie Chaukhi w Gruzji. Rodzina, wcześniej, wspinała się w m.in. w Armenii, Macedonii i Hiszpanii.
Lepiej wysoko, niż przed TV
Robert Szymczak nie ma wątpliwości, że lepszą opcją dla dziecka jest spędzenie czasu na wyprawie w góry niż przed telewizorem.
A siedmiolatek - jego zdaniem - kapitalnie nadaje się już na dalekie wyprawy, bo jest w stanie skomunikować się z rodzicami w przypadku objawów chorób wysokogórskich, które mogą wystąpić powyżej 2,5 tysiąca m. n.p.m. A, co więcej, Mikołaj był w wysokich górach nie pierwszy raz.
- Nie biłbym na alarm, jeżeli chodzi o tą kwestię – mówi himalaista.
Mieć plan na tzw. czarny scenariusz
Podkreśla jednocześnie, jak ważne jest odpowiednie przygotowanie się do wyprawy i wybór miejsca, które zapewni zabezpieczenie medyczne w górach. - Rodzice powinni mieć plan na tzw. czarny scenariusz w sytuacji kiedy coś nie idzie po ich myśli, dochodzi do wypadku lub choroby związanej z wysokością. Wybór kraju jest w tej kwestii dość istotny – przekonywał Szymczak.
I tak na przykład - mówił specjalista - w Hiszpanii służby ratunkowe działają na wysokości, gorsza sytuacja jest w Gruzji. - Rodzice powinni sobie zdawać sprawę, że jeżeli dojdzie do wypadku to szansa na to, żeby uratować siebie czy dziecko są bardzo ograniczone - zaznacza.
Rodzina wspinała się już w m.in. w Armenii, Macedonii i Hiszpanii. - Dzieci gorzej adaptują się na wysokości do temperatury, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że ten chłopiec nie był w górach pierwszy raz – wskazywał Szymczak.
Ocenił, że rodzice rozsądnie podeszli do kwestii adaptacji organizmu swojego dziecka, bo przez lata przyzwyczajali je etapami do wysokości. - Na pewno nie można zaczynać od wyjazdu do Gruzji. Wyprawy należy rozpocząć od polskich gór potem stopniowo zdobywać większe wysokości - radzi.
Pierwszy szczyt w nosidełku
Mikołaj, gdy miał niespełna rok, w nosidełku zdobył Babią Górę, wchodząc Percią Akademicką. – Ludzie się stukali w czoło i pytali, jak możemy tak narażać dziecko, ale on już wtedy był zachwycony i to zostało mu do dziś – zapewnia Konrad Tulej, ojciec Mikołaja.
Później "rodzinka z dzieckiem w plecaku" zdobywała kolejne szczyty, m.in. Masyw Korab (2764 m.n.p.m.) w Macedoni, Mytikas (2918 m.n.p.m.) w Masywie Olimpijskim w Grecji, czy Południowy wierzchołek Aragac (3879 m.n.p.m.) w Armenii.
- Lubimy spędzać czas razem i jesteśmy dobrze przygotowani – podkreśla Tulej. - Wielu z naszych znajomych uważa, że jesteśmy nieodpowiedzialni, bo pozwalamy naszemu dziecku biegać po sianie w Dagestanie z muzułmańskimi dziećmi, kiedy my zajmujemy się organizacją kolejnego etapu podróży. Dla przeciętnego Europejczyka jest to niewyobrażalne. Dla nas to norma. Jesteśmy otwarci na świat. Nasz syn też – opowiada.
Autor: ał/iga / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum: "rodzinki z dzieckiem w plecaku"