Sąd Okręgowy w Nowym Sączu utrzymał wyrok 1,5 roku więzienia dla egzaminatora po tragicznym wypadku z 2018 roku, w którym zginęła 18-letnia kursantka. Kobieta podczas zdawania egzaminu na prawo jazdy zatrzymała się na przejeździe kolejowym i nie potrafiła ruszyć. Przed uderzeniem pociągu z auta wybiegł egzaminator Edward R., skazany teraz za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz nieudzielenie pomocy 18-latce. Wyrok jest prawomocny.
W środę przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu zapadł prawomocny wyrok po tragicznym wypadku, do którego doszło pod koniec sierpnia 2018 roku w małopolskich Szaflarach. Po zderzeniu z pociągiem na przejeździe kolejowym zginęła 18-letnia kursantka. Skazany egzaminator zdążył na czas wybiec z samochodu, nie udzielił jednak pomocy młodej kobiecie.
Sąd utrzymał w mocy wyrok 1,5 roku więzienia dla egzaminatora Edwarda R., który zapadł w 2022 roku w pierwszej instancji przed Sądem Rejonowym w Nowym Sączu. 66-letni mężczyzna ma też - jak zresztą orzekł wcześniej sąd pierwszej instancji - zapłacić 150 tysięcy złotych nawiązki na rzecz rodziny zmarłej. Sąd orzekł wobec niego również pięcioletni zakaz wykonywania zawodu instruktora nauki jazdy i egzaminatora, a także zakaz prowadzenia pojazdów na okres dwóch lat.
Sąd: egzaminator miał wystarczająco dużo czasu na prawidłową reakcję
Sędzia sprawozdawca Bogdan Kijak uzasadniając orzeczenie zaznaczył, że ani apelacja obrony, która domagała się uniewinnienia oskarżonego, ani prokuratury - żądającej zwiększenia kary dla niego do trzech lat więzienia - nie zasługują na uwzględnienie. Zdaniem sądu kara wymierzona w pierwszej instancji jest "adekwatna i należycie uwzględnia wszystkie okoliczności łagodzące".
Sędzia odniósł się do argumentu obrony, która podnosiła, że to nie oskarżony kierował samochodem w chwili wypadku. - Z tym argumentem sąd okręgowy się nie zgodził, bo nie jest tak, że tylko kierujący odpowiada za wypadek, oskarżony był uczestnikiem ruchu drogowego, w samochodzie był dodatkowy hamulec, który jest zainstalowany po to właśnie, aby reagować na zagrożenia w ruchu drogowym, tak też było w tej sprawie - mówił Kijak.
Zdaniem sądu egzaminator miał wystarczająco dużo czasu na prawidłową reakcję na stan zagrożenia, ponieważ powstał on już wtedy, kiedy pokrzywdzona nie zatrzymała się przed znakiem "stop" przed przejazdem kolejowym. - Wtedy już powstała sytuacja zagrożenia i należałoby oczekiwać reakcji oskarżonego, aby nie doszło do wypadku (…). Oskarżony nie powinien pozwalać na kontynuowanie jazdy. W sobie tylko wiadomy sposób założył, że pokrzywdzona zdąży przejechać przez przejazd - mówił sędzia, podkreślając równocześnie, że warunki terenowe i atmosferyczne dawały pełny widok na zbliżający się pociąg.
- Oskarżony miał pełny widok. Zauważyłby, że pociąg nadjeżdża i miałby możliwość naciśnięcia pedału hamulca, zatrzymania samochodu i uniknięcia tego tragicznego skutku - wskazał sędzia Kijak.
Sąd okręgowy - zaznaczył sędzia - podzielił także stanowisko sądu rejonowego w kwestii nieudzielenia pomocy pokrzywdzonej kursantce. Jak wskazywał, osoby jadące samochodem miały wystarczająco dużo czasu na bezpieczne opuszczenie pojazdu, o czym świadczy między innymi to, że instruktorowi to się udało.
Według sędziego badany przez biegłych był także argument obrony dotyczący braku reakcji załogi pociągu - stwierdzili oni, że użycie dodatkowego hamulca awaryjnego nic by nie zmieniło w tej sytuacji, bo do zderzenia doszłoby pół sekundy później przy niewiele mniejszej prędkości. Badany był także zarzut dotyczący złego oznakowania przejazdu. Według sądu tu były uchybienia, ale odpowiednie znaki znajdowały się na miejscu, a egzaminator znał ten przejazd.
Kijak ocenił, że nie ma podstaw, by karę wymierzoną przez sąd rejonowy łagodzić, bo to oskarżony był osobą, która miała większe doświadczenie od pokrzywdzonej, nie był też w takim stresie, jak ona. Sędzia zaznaczył, że apelacja oceniając karę uwzględniła to, iż stan zagrożenia spowodowała pokrzywdzona, bo to ona wjechała na tory i zignorowała znak "stop".
Zdaniem sądu apelacja oskarżenia, domagająca się podwyższenia kary, nie może zostać uwzględniona, ponieważ w zachowaniu oskarżonego nie można doszukać się żadnej umyślności. - Takie zachowanie oskarżonego możemy rozpatrywać tylko w kategorii nieumyślności. Nie może uzasadniać podwyższenia kary za umyślne spowodowanie, bo takiej cechy nie możemy przypisać - wskazał sąd.
On wybiegł, ona została. Śmierć kursantki na przejeździe kolejowym
Jak ustalili śledczy, 18-letnia kursantka podczas zdawania egzaminu na prawo jazdy zatrzymała się na przejeździe i nie potrafiła ponownie ruszyć.
Egzaminator Edward R. został oskarżony o nieumyślne doprowadzenie do katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem śmiertelnym oraz nieudzielenie pomocy zdającej egzamin kobiecie. We wrześniu 2022 roku Sąd Rejonowy w Nowym Targu skazał go na 1,5 roku bezwzględnego więzienia. Uznał go za winnego niezatrzymania samochodu przed niestrzeżonym przejazdem kolejowym i nieudzielenia pomocy zmarłej 18-latce.
Miał ponadto wypłacić 150 tysięcy złotych nawiązki na rzecz rodziny zmarłej, otrzymał także pięcioletni zakaz wykonywania zawodu instruktora i egzaminatora prawa jazdy oraz zakaz prowadzenia pojazdów przez dwa lata.
Sam Edward R. we wrześniu 2022 roku oceniał, że osądzanie go jako sprawcy wypadku "jest niesprawiedliwe i nieludzkie". - Jak można winić mnie, że osoba egzaminowana nie zastosowała się do znaku "STOP"? Nie ja ją uczyłem (...) Zatrzymała samochód na torowisku - mówił R. - Walczyliśmy o życie zarówno jej, jak i moje. Do dziś nie wiemy, czy ten samochód naprawdę zgasł. W samochodzie było urządzenie blokujące rozrusznik. To nie zostało sprawdzone - dodał. Egzaminator podkreślił, że "nie poczuwa się do winy" i zrobił wszystko, "aby nie skrzywdzić siebie i świętej pamięci Angeliki".
Czytaj też: "Czemu ta dziewczyna nie wysiadła? Spanikowała chyba". Egzaminator zdążył uciec, 18-latka zginęła
Obrońca mężczyzny Władysław Pociej wnioskował o uniewinnienie swojego klienta. Argumentował, że przejazd kolejowy był źle oznaczony i w dodatku zarośnięty krzakami, pociąg miał być z perspektywy auta niewidoczny i w dodatku maszynista nie użył hamulca awaryjnego.
Wypadek kursantki w Szaflarach. Przebieg zdarzenia
Według Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych, która w 2020 roku opublikowała poświęcony wypadkowi w Szaflarach raport, błędy popełnili nie tylko egzaminator i kursantka, ale także załoga pociągu.
W lokomotywie pociągu relacji Chabówka-Zakopane egzaminowany był kandydat na maszynistę - to on stał za sterami lokomotywy w chwili zdarzenia. Jednak ani on, ani jego opiekun, nie próbował hamować awaryjnie na widok stojącego samochodu, co pozwoliłoby na szybsze zatrzymanie pociągu.
W chwili zobaczenia samochodu maszyna jechała z prędkością około 89 kilometrów na godzinę. Maszyniście udało się zmniejszyć tę prędkość do 56 kilometrów na godzinę w momencie uderzenia. Pociąg oraz pchany przez niego wrak samochodu zatrzymały się dopiero 120 metrów za przejazdem.
W dokumencie znajdują się też informacje dotyczące stanu psychicznego młodej kobiety podczas egzaminu. Opierają się na zachowanych nagraniach z wnętrza auta. Autorzy raportu zwracają uwagę na znaczący stres kobiety, która po raz czwarty usiłowała zdać egzamin na prawo jazdy.
Autorzy raportu zwrócili też uwagę na nieprawidłowe oznakowanie ulicy Kolorowej, prowadzącej do przejazdu. Znak "zwężenie jezdni dwustronne" zamiast "zwężenie jezdni prawostronne". Ten błąd zdaniem ekspertów osłabił czujność egzaminatora, przez co mężczyzna nie sprawdził przed wjechaniem auta na tory, czy nie zbliża się pociąg.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24