- W szpitalu stajemy na głowie, dwoimy się i troimy – mówi Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Placówka ma ponad 500 łóżek covidowych, wolnych jest tylko kilkadziesiąt. A te mogą zapełnić się w jeden dzień.
Jędrychowski, który w środę był gościem "Wstajesz i wiesz", poinformował, że na terenie jego placówki w ciągu ostatniej doby trzy razy lądował śmigłowiec LPR z pacjentami, którzy, gdyby nie trafili do szpitala w Krakowie, nie mieliby szans na przeżycie. Efekt świąt, jak ocenia dyrektor, zobaczymy w przyszłym tygodniu lub za dwa tygodnie.
- Na chwilę obecną w Szpitalu Uniwersyteckim (…) jest 105 łózek intensywnej terapii. Nie ma takiego szpitala w Polsce i według mnie nie ma też takiego szpitala w Europie, który na taką skalę prowadziłby intensywną terapię i prowadził ją na takim poziomie – przekonywał Jędrychowski. Wyjaśnił też, że intensywna terapia jest najbardziej zaawansowaną formą leczenia i "musi być połączeniem umiejętności, sprzętu i odpowiednich warunków, a nie po prostu podłączeniem pacjenta pod respirator".
We wtorek wojewoda małopolski Łukasz Kmita poinformował, że w Małopolsce maleje liczba wolnych respiratorów, a sytuacja w regionie "należy do najtrudniejszych w kraju".
"Do końca chcemy walczyć o innych pacjentów"
Jędrychowski zaznaczył, że Szpital Uniwersytecki ma ponad 500 łózek covidowych w dwóch lokalizacjach. Obecnie, jak mówi dyrektor, dostępnych jest ich zaledwie 30 lub 40. – W obrębie tych łóżek są też łóżka wysokospecjalistyczne, na które nie położę innych pacjentów, typu neonatologia czy położnictwo. Krytycznie brakuje łóżek respiratorowych i intensywnej terapii. To bierze się stąd, że do samego końca chcemy walczyć o innych pacjentów. Mamy świadomość, że każde łóżko, które przekształcimy w covidowe, będzie łóżkiem, które zabierzemy innemu pacjentowi wymagającemu naszego wsparcia – mówił dyrektor.
Wolnych jest kilkadziesiąt miejsc, które – jak tłumaczy rozmówca TVN24 – mogą zapełnić się w kilkanaście godzin. – Już by nie było miejsc, gdyby nie to, że my robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby wypisywać pacjentów. Na szczęście nie mamy już takiej sytuacji, jak dwa tygodnie temu, kiedy tworzyliśmy nowe oddziały i do szpitala trafiali tylko nowi pacjenci. To sytuacja najgorsza z możliwych, bo nikogo nie wypisujemy, a tylko przyjmujemy pacjentów – relacjonuje Jędrychowski. I dodaje: - Cały czas obserwujemy, że wszystko robimy za późno: za późno robimy testy, za późno się zgłaszamy do szpitala.
Jak mówi dyrektor, problemem są nie tylko łóżka w placówce. - W szpitalu wyczerpały się już miejsca w chłodni na ciała zmarłych. Na etapie drugiej fali przygotowaliśmy kontener na 31 ciał i on też się już teraz zapełnia – mówi Jędrychowski.
Źródło: TVN24 Kraków