65-latek z Krakowa zadzwonił na policję i poinformował, że na stadionach we Wrocławiu i Gdańsku zostały podłożone materiały wybuchowe. Mężczyzna żądał, żeby na miejsce "przyjechały telewizje". Jak się okazało, żadnych bomb nie było, a 65-latek w momencie zatrzymania był kompletnie pijany.
Krakowianin zadzwonił na numer alarmowy we wtorek po południu.
- Poinformował, że na gdańskim stadionie podłożonych zostało sześć bomb. Podobne zagrożenie miało dotyczyć także wrocławskiego stadionu, na którym właśnie rozgrywano mecz (Polska-Czechy - red.) i trybuny wypełnione były kibicami – relacjonuje Katarzyna Padło, oficer prasowy małopolskiej policji.
Jak dodaje, po tym zgłoszeniu mężczyzna zadzwonił ponownie – tym razem żądał, by na miejsce rzekomego podłożenia bomb "przyjechały telewizje". Mówił też, że ma "brata terrorystę". Przy obu rozmowach rozmówca natychmiast się rozłączał.
Nie spodziewał się policji
Informacja mobilizowała służby, które gruntownie sprawdziły pirotechnicznie gdański stadion. Wzmożono też czujność na stadionie we Wrocławiu. – Obiekt chwile wcześniej był sprawdzany, przed dopuszczeniem do rozpoczęcia imprezy masowej – tłumaczy Ciarka.
Na żadnym ze stadionów policjanci nie znaleźli materiałów wybuchowych. Jednocześnie jednak zaczęły się poszukiwania osoby, która złożyła fałszywe zawiadomienie.
- Bardzo szybko okazało się, że to 65-letni mieszkaniec Krakowa. Mężczyzna był kompletnie pijany. Siedząc w swoim mieszkaniu zupełnie nie spodziewał się wizyty funkcjonariuszy – wyjaśnia dalej Ciarka. I dodaje: - Głupi i nieodpowiedzialny żart znajdzie swój finał w sądzie.
Nawet 8 lat więzienia
Badanie wykazało, że mężczyzna w chwili zatrzymania miał 2,5 promila alkoholu. 65-latek trafił do policyjnego aresztu, gdzie wciąż trzeźwieje.
Jak podaje policja, żartowniś może usłyszeć zarzut fałszywego zawiadomienia o nieistniejącym zagrożeniu. Grozi mu za to do 8 lat więzienia.
Autor: wini / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: commons.wikimedia.org | mmychu