18-letnia Żaklina jechała autobusem do szkoły, kiedy przez okno zobaczyła przerażający widok. Dwoje dzieci bawiło się na topniejącym lodzie na rzece. – W pobliżu chodzili ludzie, ale nikt nie zareagował – relacjonuje nastolatka. Więc zareagowała ona.
Autobus, którym jechała nastolatka, utknął w korku na moście Piastowskim w Oświęcimiu. Dzięki temu Żaklina miała dość czasu, by dobrze przyjrzeć się sytuacji na rzece.
- Zobaczyłam, że na lodzie, na granicy z wodą, są dzieci. Niedaleko pływał łabędź, więc pomyślałam, że do niego próbowały się dostać - relacjonuje nastolatka w rozmowie z portalem TVN24.
Pasażerka autobusu na początku była przekonana, że maluchy, chociaż znalazły się w niebezpiecznej sytuacji, to są pod opieką dorosłego. – Tam chodzili różni ludzie, ale nikt nie zwracał na dzieci uwagi – opisuje Żaklina.
Tylko ona zadzwoniła
Zawahała się tylko na moment. Bo co, jeśli już ktoś to zgłosił? – Ale wolałam być dziesiątą osobą, która z tym zadzwoni, niż żeby nikt nie miał tego zrobić – podkreśla.
Była pierwsza. I jedyna, jak podaje oświęcimska policja. Kiedy zaalarmowani telefonem nastolatki policjanci dotarli na miejsce, okazało się, że 6-letnia dziewczynka już wróciła na brzeg. Na rzece został jednak jej młodszy brat.
- Chłopiec nie dał rady wejść po stromej i śliskiej skarpie. Policjanci poprosili malucha, aby stał spokojnie, a oni pomogą mu wyjść. Funkcjonariusz pozostał na brzegu, natomiast policjantka chwyciła jego dłoń, a następnie drugą ręką złapała 5-latka i zabrała go z lodu – relacjonuje akcję Małgorzata Jurecka, rzeczniczka prasowa oświęcimskiej policji.
Same wyszły z podwórka
Dzieci razem z funkcjonariuszami wróciły do domu. Ich mama, która przygotowywała w tym czasie obiad, nawet nie wiedziała, że rodzeństwo wyszło z podwórka.
Policjanci wszczęli postępowanie dotyczące narażenia dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia bądź życia. Matce dzieci może grozić do pięciu lat więzienia.
- Policjanci będą teraz sprawdzać, czy do takich sytuacji, że dzieci same chodziły po mieście, dochodziło już wcześniej – uzupełnia rzeczniczka.
Nie chcieli robić kłopotu?
Policjanci chwalą postawę pasażerki autobusu, która zaalarmowała służby. - Tylko dzięki jej reakcji oraz błyskawicznej interwencji funkcjonariuszy nie doszło do tragedii – zauważa rzeczniczka.
- Tego, że trzeba w takich sytuacjach wzywać pomoc, nauczyłam się od mamy - wyjaśnia Żaklina.
18-latka przyznaje, że prawdopodobnie nie tylko ona widziała, w jakim niebezpieczeństwie znalazły się maluchy. A jednak nikt oprócz niej nie zadzwonił po pomoc. - To chyba takie podejście, że to nie moje dzieci, nie warto się wtrącać. Może ludzie nie chcieli robić problemu, gdyby się okazało, że gdzieś tam jednak był jakiś opiekun - zastanawia się nastolatka.
Autor: wini/gp / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVn 24/ Google Maps