- Zimno, ciemno, niczego się złapać, każda spieszyła, byle do słonka. Pomagałam jednej pani, pośliznęłam się i przewróciłam w tej wodzie. Nie tylko ja byłam cała mokra - opowiada uczestniczka feralnej wyprawy Koła Gospodyń Wiejskich do Sztolni Czarnego Pstrąga. W podziemnym korytarzu zatonęło siedem łódek. Wszyscy wyszli cało, ale z traumą.
Z tej wyprawy nie ma ani jednego zdjęcia. Aparaty i telefony zamokły. Jeden ocalał, ale właścicielka nie zdążyła ani razu pstryknąć.
Panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Ochabach pod Skoczowem oraz ich męscy towarzysze, w sumie 53 osoby, niedługo cieszyły się wycieczką do Sztolni Czarnego Pstrąga w Tarnowskich Górach. Po 50 m łodzie poszły na dno.
Wąski chodnik wydrążony w skale pod ziemią jakieś 10 pięter. Poziom wody w chodniku - 80 cm. Temperatura powietrza: 10 stopni Celsjusza. Wody: trzy stopnie niżej. Wymarzone warunki, ale dla morsów.
Ręce przy sobie, nie wstawać
Zabytkowa sztolnia ma 600 m długości. Turyści z Ochab zeszli szybem Sylwester o głębokości 30 m i płynęli dalej łódkami z prądem do szybu Ewa, płytszego o 10 m.
W dziewięciu łódkach rozmieścili ich dwaj przewodnicy. - Zazwyczaj jeden siedzi w przedniej łodzi, a drugi w ostatniej. Jeśli turystów jest dużo, drugi pomaga pierwszemu prowadzić - wyjaśnia Grzegorz Rudnicki, rzecznik Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Tarnogórskiej, które zarządza sztolnią.
Tak było tym razem. Przewodnik z końca przeszedł na dziób po łodziach. Inaczej się nie da, łodzie wypełniają całą szerokość chodnika.
Przeprawa nie jest łatwa. Łodzie są połączone, przewodnicy ciągną je, odpychając się rękami od ociosów skalnych.
Turystom zabronione jest łapanie się ścian. Rudnicki: - Ręce mają trzymać przy sobie, nie wychylać się, nie wstawać, żeby nie rozkołysać łódki. Przewodnik ostrzega przed tym przed wycieczką.
Zdarzyli się nieposłuszni goście, np. pili w łodziach wódkę, czego też nie wolno robić. Ale nigdy dotąd, w ciągu półwiecza działalności, kiedy sztolnia obsłużyła 2,5 mln turystów, nie skończyło się tak ekstremalnie.
Komórki nie działają, telefon dopiero w szybie
Około 50 m od startu wycieczki jedna z łodzi zaczęła nabierać wody. Według przewodników była to szósta łódź w kolejności. Łódź poszła na dno i pociągnęła za sobą kolejne z przodu i z tyłu. Przewodnikom udało się uratować tylko dwie łodzie. Zdążyli je odłączyć i dzięki temu 11 turystom dosłownie uszło na sucho.
Pozostali musieli brodzić w wodzie z powrotem do szybu Sylwester - najpierw przejść przez łodzie, na koniec - wdrapać się po schodach. W szybie Ewa, do którego płynęli, mieliby o połowę mniej schodów do pokonania.
Po drodze nie można było wezwać pomocy. Komórki w chodniku nie działają, telefon stacjonarny znajduje się dopiero na przystaniach w szybie.
- Zimno, ciemno, niczego się złapać, każda spieszyła, byle do słonka - opowiada Irena Fajkier, przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich z Ochab.
Pani Irena pomagała iść koleżance. Pośliznęła się i upadła. - Cała byłam mokra, nie tylko ja. I nie każdy miał coś na przebranie. Na szczęście na powierzchni było ciepło - mówi.
Na górze czekała karetka pogotowia. Jedna kobieta potrzebowała pomocy medycznej - ma rozrusznik serca.
Kto rozkołysał łodzie?
- Z relacji przewodników wynika, że panie rozkołysały łódkę, łapiąc się - może ze strachu - ociosów skalnych - twierdzi Rudnicki.
- To przewodnik rozkołysał łodzie, chodząc po nich - bronią się turyści z Ochab. Zastanawiają się, czy nie żądać odszkodowania, choćby zwrotu za bilety, bo w końcu nie przepłynęli sztolni.
Sztolnia też straciła. Przez dwa dni była zamknięta, bo trzeba było wyłowić łódki. A jedna ze szkół już zrezygnowała z wycieczki, gdy nauczyciele usłyszeli o wypadku emerytek.
Rudnicki: - Bardzo przepraszamy, rozpatrzymy ewentualne roszczenia. Teraz jest u nas burza mózgów, jak zabezpieczyć się przed takimi sytuacjami na przyszłość, czy nie zamontować systemu monitoringu pod ziemią.
A Olga Pasamoniuk z klubu Morsy z Chechła Rodem uspokaja: - Przeszłam przez tę sztolnię trzy razy w stroju kąpielowym. Woda jak w potoku górskim albo w Bałtyku, zero wiatru. Są wśród nas sześcioletnie dzieci i osoby starsze, a jeden pan po 70. też ma rozrusznik.
Ale morsy przed wejściem do zimnej wody robią rozgrzewkę, a po wyjściu otulają się ręcznikami.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice