W świetle prawa był martwy - nie należały mu się więc wizyty u lekarza. Nie mógł też pracować, bo nie można zatrudniać nieboszczyków. Za problemy 42-letniego pana Rafała odpowiadają pracownicy szpitala w Sosnowcu, którzy pomylili go z innym pacjentem. Do świata żywych przywrócił go sąd, który unieważnił wydany przez pomyłkę akt zgonu.
Formalnie nie żył od 20 grudnia ubiegłego roku. O własnym zgonie dowiedział się od rodziny, która rozpoczęła przygotowania do pogrzebu. Jak to możliwe?
Okazało się, że 17 grudnia 2017 roku do szpitala w Sosnowcu został przewieziony mężczyzna bez dokumentów. Podał swoje imię, nazwisko i datę urodzenia. Po trzech dniach zmarł. Pracownicy szpitala odnaleźli dane człowieka, który kiedyś był pacjentem placówki - zgadzały się wszystkie informacje podane przez nieboszczyka.
Tyle, że zmarły nie miał nic wspólnego z pacjentem, który był w szpitalnym systemie. Miał jednak to samo imię i nazwisko, oraz urodził się w tym samym roku.
To wystarczyło do wystawienia aktu zgonu.
Powrót do żywych
Tym samym, niemający żądnego związku ze sprawą pan Rafał, stracił wszystkie prawa, które przysługują żywej osobie. Nie mógł skorzystać z ubezpieczenia zdrowotnego u lekarza, nie przysługiwały mu prawa wyborcze. Niemożliwe było też złożenie zeznania podatkowego, ani załatwianie spraw urzędniczych.
Mężczyzna zawiadomił szpital o fatalnej pomyłce. Niedługo potem rozpoczął się proces przywracania 42-latka do życia. Do sądu w Sosnowcu wpłynęły dwa wnioski o unieważnienie aktu zgonu - wnioskowała o to prokuratura i szpital, który "uśmiercił" nie tę osobę.
- Sąd unieważnia akt zgonu z wniosku prokuratury - poinformował w poniedziałek Adam Woźniak, sędzia Sądu Rejonowego w Sosnowcu.
Postanowienie sądu ma formalnie przywrócić mężczyznę do żywych, choć na uprawomocnienie będzie musiał poczekać 21 dni.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź