Do prokuratury zgłosił się mężczyzna, który widział wypadek na stoku w Szczyrku. Narciarz z Czech z dużą prędkością zderzył się ze zlodowaciałą pryzmą śniegu, która leżała przy trasie. Zmarł na miejscu. Był na nartach z 15-letnim synem, po którego przyjechały mama i ciocia.
Prokuratura rejonowa Bielsko-Biała Południe prowadzi śledztwo dotyczące śmierci obywatela Czech na stoku w Szczyrku. Chodzi o artykuł 155 Kodeksu karnego - nieumyślne spowodowanie śmierci.
Przeprowadzono sekcję zwłok mężczyzny. - Zmarł w wyniku wielonarządowych obrażeń, między innymi głowy i klatki piersiowej, spowodowanych zderzeniem z dużą prędkością ze zlodowaciałą pryzmą śniegu - mówi Paweł Nikiel, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej.
Pryzma znajdowała się poza trasą narciarską. Śledczy sprawdzają między innymi, czy trasa była dobrze zabezpieczona i przygotowana do sportów zimowych.
Syn zjechał pierwszy
48-letni mężczyzna przyjechał na narty z Czech z 15-letnim synem. Zjeżdżali trasą numer 1, oznaczoną kolorem czerwonym, czyli umiarkowanie trudną. Przedstawiciel ośrodka mówił nam, że tego dnia na stoku panowały bardzo dobre warunki, minusowa temperatura sprzyjała naśnieżaniu.
- Chłopiec wyprzedził ojca i zjechał na dolną stację pierwszy. Zaniepokojony długą nieobecnością ojca, zaalarmował pracowników ośrodka - przekazywał nam Paweł Nikiel.
Goprowcy szybko odnaleźli 48-latka, lądował śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, jednak na próżno.
15-latek tego samego dnia został przesłuchany. Do domu zabrały go mama i ciocia.
Śledczy mają świadka
Goprowcy mówili nam, że przyczyną wypadku była nadmierna prędkość narciarza. Prokurator zaznaczył jednak, że to robocza hipoteza przyjęta dlatego, że najczęściej jest przyczyną wypadków na stoku.
- Mogło też dojść do zajechania drogi - mówił Nikiel. - Nie mamy świadków tego wypadku - podkreślił.
Jak opisywał, po wypadku przy 48-latku miał pojawić się inny narciarz i udzielać mu pierwszej pomocy. Ale w momencie przekazania poszkodowanego ratownikom, narciarz ten oddalił się. - Jest poszukiwany, próbujemy ustalić jego personalia, być może rzuci na wypadek nowe światło - mówił nam prokurator.
Śledczy apelowali do świadków o pomoc i udało się.
- Zgłosił się ten świadek, który podjechał do poszkodowanego zaraz po wypadku i był przy nim do pojawienia się ratowników. Miał widzieć zdarzenie - powiedział nam dzisiaj Nikiel.
Mężczyzna zostawił śledczym swoje dane. W najbliższym czasie będzie wzywany na przesłuchanie.
Prokuratura zabezpiecza także monitoring na stoku.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24