Ogień w kamienicy w Orzeszu objął tylko jedno mieszkanie, ale w akcji gaśniczej prawie wszystkie zostały zniszczone, a także odłączone od prądu i ogrzewania. - Wyszliśmy wszyscy w klapkach, w krótkim rękawie, bo trzeba było szybko się ewakuować na podwórko. Jeden z sąsiadów stał w skarpetach. Wzięliśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy, bieliznę, kota - opowiadają. Wciąż nie wrócili do swoich mieszkań.
24 grudnia tuż po godzinie 17 mieszkańcy kamienicy komunalnej przy ulicy Gliwickiej w Orzeszu na Śląsku poczuli dym w klatce schodowej. Już siedzieli przy wigilijnych stołach. Wyszli z mieszkań i już do nich nie wrócili.
Stali dwie godziny, w krótkich rękawach, w samych skarpetach
Płonęło mieszkanie na pierwszym piętrze, jedno z sześciu w budynku, - Sąsiad prosił o gaśnicę z auta, żebym biegła, wzięła, bo będziemy gasić, może się uda. Zdążyłam tylko zbiec po gaśnicę i już jej nie wniosłam do budynku. Nie można było wejść, taki był ciemny żrący dym - opowiadała na antenie TVN24 jedna z mieszkanek.
Druga: - Wyszliśmy wszyscy w klapkach, w krótkim rękawie, bo trzeba było szybko się ewakuować na podwórko Jeden z sąsiadów stał w skarpetach.
Kolejna dodała, że zdążyli wziąć z mieszkań tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Bieliznę, kota - mówiła.
Według ustaleń dziennikarzy TVN24, mieszkańcy czekali na schronienie dwie godziny, stojąc przed kamienicą.
Ugasili pożar, ale woda zniszczyła resztę mieszkań
Strażakom udało się ugasić ogień na parterze, nie zdążył rozprzestrzenić się na inne mieszkania. Jak powiedzieli mieszkańcy, przybyli na miejsce przedstawiciele władz Orzesza po kilku godzinach akcji kazali im wrócić do mieszkań. Ich zdaniem jednak nie było to możliwe, bo z sufitów lała się woda. Poza tym w budynku odłączono prąd i ogrzewanie. Tylko jeden lokal nadawał się do zamieszkania.
Lokatorzy postanowili spędzić święta u rodziny i znajomych. Niestety jedna z mieszkanek nie miała dokąd pójść. Wraz z dziećmi zostali w zalanym mieszkaniu bez prądu i ogrzewania.
Po świętach rodziny zostały tymczasowo przeniesione do miejskiego ośrodka Sołtysówka kilkanaście kilometrów od miejsca zamieszkania. Śpią na ziemi. Domagają się od miasta lokali zastępczych.
- Jedna rodzina dostała już docelowe mieszkanie w innym budynku. Dwie osoby jeszcze w Sołtysówce przebywają, ale jedna z nich chce wrócić tam gdzie mieszkała. Dla kolejnej rodziny myślę, że bardzo szybko uda się przygotować mieszkanie w innym budynku. Praktycznie wszystkie osoby będą miały zabezpieczone miejsce - zapewnia burmistrz Orzesza Mirosław Blaski.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24