W ustach 10-miesięcznego Wojtusia zniknęła metalowa śrubka. Zaczął się krztusić. Ojciec natychmiast zadzwonił na pogotowie. - Przyjedziemy za kilkadziesiąt minut. Wszystkie karetki zajęte. Niech pan wsiada do auta i szuka lekarza - miał usłyszeć. Wieś w górach, sobota po południu, do najbliższego szpitala 40 km.
W sobotę o godz. 14.40 Janusz Malczyk, dyżurny policji w Wiśle, przyjął zgłoszenie o kolizji na rondzie przy ul. 1 Maja (DW941) i Wyzwolenia.
Na miejscu policjanci ustalili, że 34-kierowca audi z Koniakowa uderzył w tył innego samochodu.
- Wyjaśnił, że sytuacja jest nagła, że jedzie z 10-miesięcznym dzieckiem do szpitala, bo prawdopodobnie synek połknął śrubkę - opowiada Malczyk. Próbował skierować tam karetkę pogotowia, ale wszystkie okazały się zajęte.
Wysłał więc drugi radiowóz, który zabrał ojca i jego syna do szpitala.
Malczyk: - To jest priorytet, ratować życie ludzkie, po to jesteśmy.
Sobota, góry, korek, kolizja
Dramat 34-latka zaczął się po godz 14 we własnym domu w Koniakowie, gdy zauważył, że w ustach jego 10-miesięcznego Wojtusia zniknęła metalowa śrubka. Niemowlak zaczął się krztusić.
Koniaków, słynny z wyrobów koronkowych, to mała wieś w górach, najwyżej położona w Beskidzie Śląskim. Niełatwo się stąd wydostać do miasta, a w najbliższej Wiśle o tej porze przychodnie zdrowia nie pracują.
34-latek natychmiast zadzwonił na pogotowie. - Przyjedziemy najwcześniej za kilkadziesiąt minut, wszystkie karetki zajęte - miał usłyszeć od dyspozytorki. Jak przekazali nam policjanci, dyspozytorka poradziła mu wziąć dziecko do samochodu i samemu szukać pomocy.
Tak też zrobił. Postanowił jechać do najbliższego szpitala, czyli aż do Cieszyna, 40 km od domu. Drogi wojewódzkie, ale wąskie i kręte, po jednym pasie w każdą stronę.
Ojciec musiał cały czas patrzeć na drogę i równocześnie odwracać się do dziecka, co się z nim dzieje, czy się nie dusi.
Za Istebną przełęcz Kubalonka, oblegana w weekendy przez turystów. A w Wiśle trwał właśnie Tydzień Kultury Beskidzkiej, coroczna impreza, która ściąga miłośników tańca i muzyki ludowej z całej Europy.
- Tysiące ludzi. Korki niesamowite. Przejazd przez centrum Wisły trwa godzinę - mówi Malczyk.
34-latek utknął w korku. Na rondzie Wojtuś zaczął kaszleć. Przerażony ojciec obrócił się do syna i najechał na tył samochodu przed sobą. Jego audi zostało uszkodzone, nie mógłby nim jechać dalej.
Ponad 40 minut po pomoc
Policjanci na sygnale dotarli do szpitala w 10-15 minut. W podobnym czasie 34-latek pokonał dużo krótszy odcinek drogi z domu do feralnego ronda w Wiśle. W sumie od połknięcia śrubki minęło więc grubo ponad 40 minut.
Chłopczyk trafił na oddział ratunkowy.
- Dowiedzieliśmy się, że dziecko wydaliło śrubkę i wszystko z nim w porządku - poinformowali nas policjanci.
- Ojciec podjął dobrą decyzję, wsiadając z dzieckiem do samochodu i jadąc do lekarza. Można też do nas od razu zadzwonić w podobnej sytuacji, wtedy możemy monitować przejazd do szpitala - podkreślają policjanci.
Autor: mag/gp/jb / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice/ google maps