Kobieta żegnała na dworcu mężczyznę. Gdy pociąg ruszył, zrobiła krok w jego kierunku. Dotknęła okna, puszczając rękę pięcioletniego syna, z którym stała na peronie. Chłopiec poszedł za matką i wpadł w szczelinę. Nic mu się nie stało, ale matka stanęła przed sądem. Miała 0,6 promila alkoholu w organizmie.
We wtorek w sądzie w Częstochowie ruszył proces Jolanty S., która została oskarżona o narażenie swojego syna na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to do pięciu lat więzienia.
Do niebezpiecznego wydarzenia doszło 16 kwietnia 2018 roku na dworcu Częstochowa Osobowa. 47-letnia kobieta żegnała swojego partnera, który jechał pociągiem do Łodzi. Za rękę trzymała pięcioletniego syna. Gdy pociąg zaczął jechać, puściła dziecko, by dotknąć szyby. Widać to na nagraniach z monitoringu - kobieta zrobiła krok w kierunku pociągu, puściła rękę syna i dotknęła okna. Wtedy chłopiec ruszył za matką i wpadł w szczelinę między wagonem a peronem.
Maszynista, widząc to zdarzenie w lusterku bocznym lokomotywy, natychmiast uruchomił hamowanie alarmowe i po trzech sekundach jazdy pociąg zatrzymał się.
Zero obrażeń, 0,6 promila
Według śledczych dziecko wpadło w przestrzeń pomiędzy krawędzią peronu a ruszającym pociągiem na skutek niewłaściwego sprawowania opieki przez matkę. W wyniku upadku chłopiec nie odniósł obrażeń, nie wymagał hospitalizacji. Jednak u Jolanty S. w wydychanym powietrzu stwierdzono około 0,6 promila alkoholu.
Prokurator zastosował wobec podejrzanej środek zapobiegawczy w postaci dozoru policji, zobowiązując ją do stawiennictwa w komisariacie trzy razy w tygodniu oraz nakazując powstrzymanie się od nadużywania alkoholu. S. nie była w przeszłości karana.
Kobiecie przedstawiono zarzut narażenia syna na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Przesłuchana w charakterze podejrzanej Jolanta S. nie przyznała się do zarzucanego jej przestępstwa i wyjaśniła, że nie była w stanie przewidzieć zachowania dziecka.
W sądzie wciąż zaprzeczała, że dopuściła się zaniedbania. Jednak ujawniła, że feralnego dnia "wypiła łyk lub dwa z setki owocowej wódki". Gdy opisywała moment, w którym dziecko wpadło do szczeliny powiedziała: - Krzyczałam. I syna zaraz wyciągnięto.
Przyznała, że żałuje tego, co się stało. Sąd ogłosił, że za tydzień zapadnie wyrok w tej sprawie.
Opatrzność i doświadczenie maszynisty
Jak po zdarzeniu mówiła nam Agnieszka Serbeńska, rzeczniczka PKP, "nad chłopcem czuwała opatrzność", bo lusterka boczne zamykają się automatycznie przy odjeździe pociągu.
Opatrzność i doświadczenie maszynisty, który za rok idzie już na emeryturę i takie czynności jak patrzenie w lusterka czy nagłe hamowanie są dla niego odruchem.
To maszynista wezwał policję.
Autor: mg/mś / Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: KMP Częstochowa