Niezwykły bezdomny z samochodów. "Pełne śmieci wraki zniknęły z ulicy"

Usunęli "dom" pana Mirosława - bohatera reportażu Uwagi TVN z 2011 roku
"Nigdy nie miałem rodziny, zawsze byłem samotny"
Źródło: Uwaga TVN

Był kierowcą. Nigdy nie miał rodziny. Bezdomny pod krawatem. Po utracie mieszkania nie chciał iść do noclegowni. Wybrał życie w samochodach. Strażnicy właśnie usunęli te "wraki pełne śmieci".

Pełne śmieci wraki zniknęły z ulicy Stalmacha - ogłosili w poniedziałek strażnicy miejscy z Katowic.

Straszyły swoim widokiem od kilkunastu miesięcy, zajmowały miejsca parkingowe - napisali na swojej stronie i opatrzyli komunikat zdjęciami.

Dwa wraki należące do bezdomnego mężczyzny - dodali.

"Wraki pełne śmieci" - dom pana Mirosława
"Wraki pełne śmieci" - dom pana Mirosława
Źródło: | straż miejska Katowice

Ich właścicielem był Mirosław Cegielski, lat 84. Mieszkał w tych "wrakach".

Bezdomny. Mówią o nim: trudny. Ale też: schludny, wykształcony, sympatyczny, niezwykły.

Stały bywalec filharmonii. Ma emeryturę, ale jej nie pobiera. Mógłby mieć mieszkanie.

Miał tylko siostrę zakonną

Inteligentny schludny zawsze pod krawatem

"Inteligentny, schludny, zawsze pod krawatem"

- Bardzo inteligentny. Codziennie pod krawatem. Starał się, jak mógł, zadbać o siebie - mówiła właścicielka katowickiej restauracji, w której bywał pan Mirosław, w TVN Uwaga.

Reportaż został wyemitowany w 2011 roku.

Pan Mirosław opowiedział reporterowi o swojej przeszłości. - Nigdy nie miałem rodziny - mówi.

Został porzucony jako niemowlę, jedyna osoba, która się nim opiekowała, to była siostra zakonna w domu dziecka. Dzięki niej skończył studia pedagogiczne.

Kiedyś: kierowca polityków uczył dzieci grać na akordeonie

Kiedyś: kierowca polityków, uczył dzieci grać na akordeonie

Pracował jako kierowca sejmiku samorządowego w Katowicach, woził prominentnych polityków, w Pałacu Młodzieży udzielał się w pracowni fotograficznej, w kole samochodowym był instruktorem prawa jazdy, w kole muzycznym uczył dzieci grać na akordeonie. Bywał tam częściej niż w domu przez 33 lata, czasami nawet spał.

By żadna rzecz się nie zmarnowała

Kłopoty mieszkaniowe pana Mirosława zaczęły się około 20 lat temu.

Z pierwszego mieszkania, z którego go eksmitowali, wywieziono 18 ciężarówek rzeczy.

W czasie eksmisji wyrzucali śmieci - dla niego były życiem

W czasie eksmisji wyrzucali śmieci - dla niego były życiem

- Zbierał wszystko, semafory, lampy uliczne, ławki, zderzaki, 12 kanistrów benzyny, nie można było przejść - opowiedział reporterowi Uwagi właściciel mieszkania.

Po trzech eksmisjach panu Mirosławowi zagwarantowano mieszkanie w sąsiednim Chorzowie. Nawet nie przyszedł go obejrzeć.

- Dlaczego? - pytał pana Mirosława reporter Uwagi.

Odpowiedział: - Za każdym razem eksmitowali mnie bez mojej obecności. Narusza się mój dobytek, zbierany na targowiskach za grosze. Nawet jakbym tych rzeczy nie używał, tylko na nie patrzył, są moim życiem.

- Mania zbieractwa to jest historia jego życia, która była bardzo trudna, i nie wiem, czy w pełni uświadomiona przez niego. Był człowiekiem, który w swej zapobiegliwości dbał o to, by żadna rzecz się nie zmarnowała - mówił reporterowi Uwagi poprzedni pracodawca pana Mirosława.

Woził te rzeczy w samochodzie sejmikowym, a jego zwierzchnicy to tolerowali. Jak dodał były pracodawca pana Mirosława, "jego sympatyczne cechy przeważały nad drobnymi ułomnościami".

Mania zbieractwa to trudna historia jego życia

"Mania zbieractwa to trudna historia jego życia"

Jedni chrapią, inni krzyczą

W 2011 roku pojawiła się szansa, że pan Mirosław zamieszka pod normalnym dachem. Gdy przyszła zima i mieszkańcy zobaczyli człowieka śpiącego w samochodzie, powiadomili ośrodek pomocy społecznej.

Pogotowie zabrało pana Mirosława do szpitala psychiatrycznego, bo wszystkim wydawało się dziwne, że przedkładał auto nad mieszkanie czy nawet noclegownię. I nie pobierał należnej emerytury.

Nie chce emerytury nie chce mieszkania

Nie chce emerytury, nie chce mieszkania

Po miesiącu lekarze uznali jednak, że mężczyzna nie zagraża ani sobie, ani innym. Przez moment mieszkał w noclegowni. Ale spał na korytarzu. - Okazało się, że sale są zbiorcze, jedni chrapią, inni krzyczą albo mają wyziew nie do zniesienia - wyjaśniał.

Przemysław Kral, mecenas z Katowic, który wtedy nieodpłatnie próbował pomóc panu Mirosławowi, pamięta, że z noclegowni trafił on do ośrodka prowadzonego przez księży. - Udało się nawet odzyskać emeryturę. Ale trzy lata temu pan Mirosław opuścił ten ośrodek. Tak wybrał. I straciłem z nim kontakt.

Wrócił do samochodów.

Ma ich jeszcze osiem - dziewięć

Pan Mirosław mieszkał w daewoo tico, gdy reporter "Uwagi" z nim rozmawiał. Potem jego domem był renault laguna. Ostatnio: renault 19 i volkswagen passat. W jednym trzymał dobytek, w drugim mieszkał.

- Widział, że je zabieramy. Był w pobliżu - mówi Jacek Pytel, rzecznik straży miejskiej w Katowicach.

Poprzednie też zabrali.

- Mieszkańcy skarżyli się na te wraki. To była bomba ekologiczna - dodaje Pytel.

To, co dla pana Mirosława było "życiem", strażnicy nazwali "horrorem osiedlowych parkingów".

Straszą swoim wyglądem i zajmują ogólnodostępne miejsca parkingowe. Są negatywnym obrazem naszych ulic - napisali w komunikacie.

Pytel nie wie, co się stało z ich mieszkańcem. - On nigdy nie oczekiwał od nikogo żadnej pomocy - podkreśla.

Od wczoraj nikt go nie widział - napisał portal katowice24.pl. - Wiadomo za to, że rzeczywiście może mieć na terenie Katowic jeszcze 8-9 samochodów. Być może przeniósł się do któregoś z nich.

Chodzi do filharmonii - tam zapomina gdzie mieszka

Chodzi do filharmonii - tam zapomina, gdzie mieszka

Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice

Czytaj także: