Nauczyciel kastrował w szkole psy i koty, które należały do uczniów

pies shutterstock_2492453817
Myszków (woj. śląskie)
Źródło: mapa google
Fundacja na rzecz ochrony praw zwierząt zawiadomiła prokuraturę, że w szkole na lekcjach przeprowadzane są zabiegi kastracji i sterylizacji psów i kotów. Zdaniem aktywistów, operacje przeprowadzane były w nieodpowiednich warunkach. Prokuratura nie dopatrzyła się przestępstwa znęcania się nad zwierzętami.

Zawiadomienie o przestępstwie złożyła w kwietniu na policji w Myszkowie fundacja zajmująca się ochroną praw zwierząt. Dotyczyło przeprowadzania zabiegów kastracji psów i kotów na terenie zespołu szkół w Myszkowie.

- Fundacja wskazywała, że zabiegi przeprowadzane są w niewłaściwych warunkach, poza gabinetem weterynaryjnym, bez zaplecza i w ten sposób naraża się zwierzęta na ból, cierpienie, zakażenie i powikłania - wyjaśnił nam prokurator Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. 

Zajęcia praktyczne z kastracji

Po zapoznaniu się z materiałami prokurator polecił policji wszczęcie dochodzenia w sprawie popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami, określonego w ustawie o ochronie zwierząt i zagrożonego karą pozbawienia wolności do 3 lat.

Śledczy ustalili, że na terenie zespołu szkół w Myszkowie, w ramach zajęć praktycznych, wykonywano zabiegi weterynaryjne, polegające na sterylizacji i kastracji psów i kotów, które należały do uczniów.

"Zabiegi były przeprowadzane bezpłatnie przez doświadczonego lekarza weterynarii, który pracował w szkole jako nauczyciel praktyczny. Przed przystąpieniem do zabiegów lekarz osobiście badał zwierzęta oraz podawał niezbędne lekarstwa i środki znieczulające. Podczas zabiegów uczniowie udzielali mu asysty, jednakże ich rola ograniczała się jedynie do podawania narzędzi i środków higienicznych" - opisał prokurator Ozimek.

Nie stwierdzono bólu

Prokuratura uznała, że przeprowadzając kwestionowane zabiegi, lekarz weterynarii nie popełnił przestępstwa z ustawy o ochronie zwierząt, polegającego na znęcaniu się nad zwierzętami. "Nie stwierdzono bowiem, że zachowanie skutkowało zadawaniem zwierzętom bólu, któremu można było zapobiec" - wyjaśnił Ozimek.

Fundacja, która zawiadomiła policję, zażaliła decyzję prokuratury o umorzeniu postępowania. Sprawę rozpatrzy teraz Sąd Rejonowy w Myszkowie.

Niezależnie od tego sprawę bada także Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Śląskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. To postępowanie dotyczy wykonywania zabiegów weterynaryjnych poza siedzibą zakładu leczenia dla zwierząt.

Czytaj także: