Tomasz Kożuch na nic nie chorował. Inaczej nie mógłby być strażakiem zawodowym. 45 lat, aktywne życie. "Synonim zdrowia", jak mówi o nim lekarz transplantolog. W październiku zachorował na COVID-19. W listopadzie przeszedł przeszczep płuc. Właśnie wrócił do domu.
Strażacy zgotowali powitanie swojemu koledze, Tomaszowi Kożuchowi, który wyszedł ze szpitala po ciężkim przejściu COVID-19 i przeszczepie płuc. Były syreny, szpaler samochodów i lanie wody.
Do gaszenia pożarów nie ma już jednak powrotu.
Gorączka, śpiączka, przeszczep
Pan Tomasz na nic nie chorował. Inaczej nie mógłby być strażakiem. Pracował w PSP w Wadowicach i był prezesem OSP we Włosienicy. 45 lat, aktywne życie. W październiku zachorował na COVID-19.
Po czterech dniach objawów grypopodobnych, kiedy gorączka nie mijała, konsultowany przez lekarza telefonicznie, został skierowany na test, który wyszedł pozytywnie. Karetka zabrała go do szpitala. Miał mieć tylko konsultację, ale zasłabł w trakcie długiego transportu.
- Skierowanie miałem do Tychów, ale jak już mnie wieźli karetką okazało się, że szpital mnie nie przyjmie. Czekaliśmy, próbowaliśmy znaleźć miejsce w innym szpitalu, ale się nie udało. Zasłabłem w karetce, spadła saturacja i ratownicy przewieźli mnie do szpitala powiatowego w Oświęcimiu - opowiada.
W Oświęcimiu został przyjęty i na drugi dzień rano wypisany. - Jednak lekarzowi to nie dało spokoju. Próbował załatwić mi miejsce w Krakowie w Szpitalu Uniwersyteckim. Udało się, wieczorem już tam byłem. Niestety z dnia na dzień moja sytuacja ulegała pogorszeniu - mówi.
Praktycznie cały czas był pod tlenem, którego ilość zwiększano. Zachorował na pocovidowe zapalenie płuc, narząd wyglądał coraz gorzej. Saturacja wynosiła od 35 do 45, a to już jest bardzo niski poziom, niebezpieczny dla życia. Podjęto decyzję, by wprowadzić go w śpiączkę farmakologiczną i podpiąć do respiratora.
- Po trzech tygodniach wybudzono mnie z tej śpiączki i zapytano, czy wyrażam zgodę na przeszczep płuc, bo to jest jedyny ratunek dla mnie. I że muszę być podpięty do ECMO, bo przy tym stanie płuc, jaki mam, nie jestem w stanie przeżyć. Wyraziłem zgodę na podpięcie do ECMO i na przeszczep płuc.
Po czterech dniach przewieziono go do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Trzy dni później odbyła się transplantacja.
Pierwsza myśl po wybudzeniu
- Synonim zdrowia, można by rzec, a trafił do nas w stanie bardzo ciężkim - mówi o Tomaszu Kożuchu doktor habilitowany Marek Ochman, kierownik programu transplantacji płuc Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. - U takich pacjentów, którzy są pomostowani do przeszczepienia już za pomocą zaawansowanych technik podtrzymywania życia, zawsze te operacje są obarczone większą trudnością i ryzyko niepowodzenia jest zdecydowanie większe. Ale w tym przypadku wszystko udało się tak jak powinno.
- Jak już wybudziłem w Zabrzu, pierwsza myśl to było wielkie szczęście, że operacja się udała, że żyję. Tym bardziej, że po wybudzeniu, po rozintubowaniu zacząłem oddychać swoimi nowymi płucami. Dzisiaj się czuję bardzo dobrze, teraz została mi rehabilitacja, bo jednak po dwóch miesiącach w szpitalu w Krakowie postąpił dość spory zanik mięśniowy, zwłaszcza w nogach, schudłem prawie 30 kilogramów. Teraz to trzeba odbudować.
Rehabilitacja może potrwać około roku. Przy wysiłku czuje duże osłabienie, musi uważać, jest pod stałą kontrolą lekarzy, dostaje konkretne wskazówki, co i kiedy może robić.
Kożuch jest wdzięczny kolegom z PSP. - Przy komendzie powiatowej w Oświęcimiu zorganizowali zbiórkę krwi. Miało być lokalnie, a rozlało się na cała Polskę, wczoraj otrzymałem wiadomość, że w samej Małopolsce zebrano ponad 113 litrów krwi.
Dziękuje także całej służbie medycznej w Krakowie i w Zabrzu - Do samego końca walczono o mnie. Po udanej operacji wszyscy byli bardzo zadowoleni. To, że na święta udało mi się przyjść do domu, to zasługa lekarzy, pielęgniarek, rehabilitantów i moja też. Była we mnie wola walki.
- Co by pan powiedział tym, którzy nie wierzą w COVID? - pyta strażaka dziennikarka TVN 24.
Tomasz Kożuch: - Powiedziałbym, żeby zmienili zdanie i naprawdę zaczęli się szczepić, bo większe szkody przynosi koronawirus niż szczepionka, która wchodzi teraz na rynek. Nie ma co żartować, w moim przypadku skończyło się to przeszczepem płuc, czyli szczęśliwie. A jednak nie wszyscy tyle szczęścia mają i kończy się to dla większości śmiercią.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: PSP Wadowice