Wymazówkę kupiła w sklepie medycznym przez internet. Pobrała próbkę z gardła sobie i córce. Mogła, bo jest lekarzem. Opakowała probówki w podwójną folię, włożyła do koperty, nadała kurierem do laboratorium. Wszystko zgodnie z instrukcją. Następnego dnia miała już wyniki - ujemne. Ale nie może wrócić do pracy w szpitalu.
Lekarka z Zabrza Zofia Dąbrowska po kontakcie z chorym na COVID-19 oraz jej czteroletnia córka Zuzia nigdy nie miały objawów ani potwierdzonego zakażenia. Przeciwnie: czują się dobrze i tydzień temu obie dostały negatywny wynik pierwszego testu. Ale sanepid przedłużył im kwarantannę o kolejny tydzień i nakazał drugie badanie.
- To bezsensowne. Laboratoria są obciążone. Testy kosztują, już brakuje odczynników - mówi pani Zofia. I jeszcze: - Chcę wracać do pracy. Straciłam już cztery dyżury, w niedzielę stracę kolejny. W szpitalu brakuje medyków, ja już brałam dyżury za innych, a teraz muszą obsadzać kogoś za mnie. Przez bałagan w sanepidzie.
Według informacji od policji i aplikacji "kwarantanna" pani Zofia może wychodzić z domu od 20 kwietnia.
Według pierwszej, ustnej, telefonicznej informacji z Powiatowej Stacji Sanitarno-Eidemiologicznej w Gliwicach - od 22 kwietnia
Ale według pisma, wysłanego do pani Zofii mailem dwa dni temu z tego samego sanepidu, kwarantanna została jej przedłużona do 27 kwietnia.
Sama zgłosiła się na kwarantannę
Koronawirusowa historia pani Zofii zaczęła się 7 kwietnia w przychodni zdrowia w Zabrzu. Miała kontakt z lekarzem, który wcześniej miał kontakt z zakażoną osobą. Kilka dni później lekarz źle się poczuł i 14 kwietnia dostał pozytywny wynik testu na obecność SARS-CoV-2.
- Nie zostałam uwzględniona na liście osób do kwarantanny, bo uznano, że mój kontakt był krótki. Przy jednym biurku przez kilka minut konsultowaliśmy badania pacjenta - opowiada. - Ale sama poprosiłam o wciągniecie na listę. Z obawy o dziecko i o pacjentów.
Dostała decyzję z sanepidu w Gliwicach, że jej kwarantanna potrwa do 22 kwietnia, a dwa dni wcześniej, czyli 20, pobiorą jej i córce wymazy do badań. To prawie dwa tygodnie od kontaktu. Kilka razy, jak twierdzi, prosiła o przyspieszenie terminu. Bezskutecznie.
Sama pobrała sobie wymaz
Postanowiła sama pobrać sobie i córce wymaz do badań. Jak mówi, jej znajomi lekarze rezydenci robią podobnie.
Zestaw do pobrania, czyli tak zwaną wymazówkę (probówka z pałeczką, w tym przypadku z wacikiem z materiału sztucznego, nie z bawełny) pani Zofia kupiła w sklepie medycznym przez internet z dostawą pod drzwi. Jest dostępny dla każdego i kosztuje niewiele, około 10 złotych, chociaż coraz trudniej go zdobyć i drożeje, tak jak maseczki.
Materiał genetyczny przyjmuje i bada bezpłatnie laboratorium analiz genetycznych Warsaw Genomics w Warszawie. Ale tylko od pracowników medycznych. Komercyjnych badań nie wykonuje.
- Zaczęliśmy wspierać pierwszą linię frontu 22 marca, z początku za pieniądze od darczyńców. Od 15 kwietnia mamy umowę z Ministerstwem Zdrowia. Na początku robiliśmy tysiąc testów dziennie. Obecnie w jeden dzień możemy przebadać 3,5 tysiąca wymazów - mówi Barbara Wasyl, rzeczniczka Warsaw Genomics.
Na stronie placówki napisane jest jasno, kto może zlecić badanie: szpital lub sanepid. Ale także każdy lekarz spoza szpitala dla siebie albo dla innego personelu medycznego (pielęgniarki, ratownika medycznego) w przypadku objawów zakażenia lub po kontakcie z osobą zakażoną w miejscu pracy. Zlecenie dostępne jest na stronie, wystarczy wypełnić i wydrukować.
Pani Zofia, jako lekarz, zleciła badanie sobie i córce. - Nie jestem zakaźnikiem, tylko rezydentem reumatologii. Lekarz chorób zakaźnych nie jest potrzebny w tej procedurze. Ale trzeba wiedzieć, jak pobrać próbkę. Fałszywie ujemne wyniki biorą się stąd, że próbki pobierane są na przykład z wnętrza policzków - mówi lekarka z Zabrza.
Laboratorium udostępnia instrukcję pobrania - trzeba dotknąć wacikiem tylnej ściany gardła i potrzeć.
Materiał zakaźny należy zabezpieczyć. Ale nie są potrzebne specjalne opakowania. "Probówkę umieść w plastikowej torebce i zamknij ją szczelnie struną lub gumką albo węzełkiem" - czytam na stronie laboratorium. Pakunek trzeba włożyć do koperty razem z podpieczętowanym zleceniem i zamawiamy kuriera. Wymaz musi dotrzeć do laboratorium w ciągu 24 godzin od pobrania.
Pani Zofia pobrała materiał genetyczny 15 kwietnia, czyli osiem dni po kontakcie z podejrzanym o zakażenie lekarzem. Za dostawę zapłaciła 40 zł. Dzień później miała już wyniki. Oba negatywne. Laboratorium automatycznie wysłało je również do sanepidu w Gliwicach.
Wymazówka na wycieraczkę zamiast wymazobusa
17 kwietnia napisała do gliwickiej stacji prośbę o zwolnienie z kwarantanny. Przypomniała, że była tylko "osobą z kontaktu". Nie była chora ani zakażona i do dzisiaj ani ona, ani córka nie mają żadnych objawów COVID-19.
Dokument Novel coronavirus (SARS-CoV-2): Discharge criteria for confirmed COVID-19 cases – When is it safe to discharge COVID-19 cases from the hospital or end home isolation? European Centre for Disease Prevention and Control technical report, zaleca powtórzenie testów po upływie 24 godzin, do uzyskania dwóch ujemnych wyników, ale dotyczy to osób mających być uznanymi za ozdrowieńców Covid-19, nie dotyczy to osób z kontaktu.
- Dzwoniłam do sanepidu, ale nikt nie odbiera. Nagrywałam się na automatyczną sekretarkę. Pisałam maile. Bez odzewu. Kontakt z nimi jest jednostronny. Oni dzwonią do mnie, ale nie odbierają telefonów - mówi pani Zofia.
21 kwietnia dostała mailem z gliwickiego sanepidu pismo, że jej kwarantanna została przedłużona do 27 kwietnia. Nie pomogło odwołanie od tej decyzji ani groźba "wystąpienia na drogę prawną o bezprawne ograniczenie wolności wraz z wyrównaniem utraconych korzyści majątkowych".
Procedura GIS-owska nakłada na nas obowiązek zwolnienia z kwarantanny osoby - która miała bezpośredni kontakt z osobą z potwierdzoną obecnością SARS-CoV-2 - po uzyskaniu przez nią dwóch wiarygodnych ujemnych wyników badań. Za wiarygodny uznaje się wynik wymazu pobranego nie wcześniej niż w 8-ej dobie od momentu narażenia na zakażenie. Celem wyjaśnienia Pani sytuacji, proszę o udzielenie dodatkowej informacji, czy uzyskała Pani dwa wiarygodne ujemne wyniki badań.
- Wedle naszych specjalistów dopiero w siódmej dobie, licząc od drugiego dnia po kontakcie z zakażanym powinno się robić wymaz do badań. Wcześniej, jeśli doszło do zakażenia, wirus jest w śladowej ilości i nie można go wyizolować z próbki. Ale może się namnożyć także dziewiątego dnia, dziesiątego, dwunastego. Dlatego nasi specjaliści przyjęli, że dopiero po drugim wyniku negatywnym badań wymazu pobranego w 14 dobie od kontaktu można zakończyć kwarantannę i wrócić do pracy - mówi Barbara Wasyl z warszawskiego laboratorium.
Zofia Dąbrowska dostosowała się i do tego wymogu. 22 kwietnia, czyli dwa dni po wyznaczonym przez sanepid terminie, 15 dni od kontaktu z zakażonym, do pani Zofii miał pierwszy raz przyjechać wymazobus z Katowic. - Zadzwoniłam, żeby nie przyjeżdżali, że szkoda ich pracy, może gdzie indziej będą potrzebni. Pobrałam sobie i córce drugi wymaz i znowu wysłałam do laboratorium - mówi lekarka.
Dąbrowska: - Sanepid powinien pracownikom medycznym w kwarantannie podrzucać na wycieraczkę wymazówki, zamiast wysyłać wymazobusy. Wszystkim by to ułatwiło pracę. Informacja, że lekarz może sobie sam pobrać wymaz, jest rozpowszechniana pocztą pantoflową. Dlaczego nie przez sanepidy? Nie wiem. To dziwne.
Zapytałam krajową konsultant do spraw epidemiologii prof. Iwonę Paradowską-Stankiewicz z Państwowego Zakładu Higieny, czy lekarze są informowani, że mogą sami sobie pobrać materiał genetyczny i wysłać do laboratorium, czy nie byłaby to tańsza i szybsza alternatywa dla medyków w kwarantannie. Czekam na odpowiedź.
- Pierwsze o czymś takim słyszę - komentuje metodę zabrzańskiej lekarki profesor Krzysztof Simon, szef jednego z oddziałów zakaźnych w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Wrocławiu. - To niepotrzebne wariactwo. Testy wykonywane są po siedmiu dniach od kontaktu na zlecenie i za pieniądze pracodawcy albo sanepidu.
Ale w województwie dolnośląskim nie ma takich problemow z oczekiwaniem na pobranie wymazu, jak w Śląskiem.
"Staramy się jak najszybciej wymazać medyków"
Próbowaliśmy skontaktować się w sprawie pani Zofii z powiatowym sanepidem w Gliwicach, wojewódzkim sanepidem w Katowicach i rzeczniczką wojewody śląskiego Alina Kucharzewską. Na razie bez powodzenia.
Gdy we wtorek pytaliśmy o pretensje służby medycznej na Śląsku o to, że oczekiwanie na pobranie wymazu do testu trwa długo, inspektor sanitarny w Gliwicach odmówił komentarza.
- Naszą rolą jest wysyłanie do wojewódzkiej stacji listy osób, od których musi zostać pobrany wymaz. Na opóźnienia nie mamy wpływu - powiedziała Karolina Misztal z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Bytomiu. - Kwarantanna na początku trwa 14 dni, może zostać przedłużona do 21 dni, ale jeżeli stan zdrowia nie jest właściwy, to możemy przedłużać tą kwarantannę, aż osoba wyzdrowieje. Z uwagi na opóźnienia, które niestety występują, czasami tę kwarantannę kończymy, ale to zależy, jakie osoby ta kwarantanna obejmuje. Jeśli chodzi o personel medyczny, to staramy się im to przyśpieszyć, ale niestety nie mamy na to wpływu, część osób kończy te kwarantanny i później prywatnie idą do szpitala zakaźnego, żeby ten wymaz sobie zrobić. Jeżeli jest to osoba, która jest spoza personelu medycznego i schodzi z tej kwarantanny, jest po prostu bez wymazu - tłumaczyła Misztal.
Z kolei Alina Kucharzewska powiedziała: - Jeżeli po 13 dniach od rozpoczęcia kwarantanny nie został pobrany wymaz, rzeczywiście to jest to bardzo dziwne. Kwarantanna może być przedłużona, ponieważ nie ma takich przepisów, które by określały, ile ona ma trwać.
Rzeczniczka wojewody śląskiego dodała jednak, że personel medyczny starają się badać jak najszybciej. - Oczywiście, jeżeli wiemy, że mamy do czynienia z osobą z takiego personelu. Nie zawsze jesteśmy o tym poinformowani. Staramy się jak najszybciej "wymazać" medyków, na wynik czekają około 48 godzin - twierdzi rzeczniczka wojewody śląskiego.
Zuzia nie widzi taty
Pani Zofia: - Koleżanka z Chorzowa, która była w identycznej sytuacji po kontakcie z lekarzem w przychodni i tak jak ja sama pobrała i wysłała wymaz do laboratorium, już jest zwolniona z kwarantanny, bo podlega innej stacji sanitarnej. Obawiam się, że mogę ponieść konsekwencje służbowe. Mamy problem z zakupami, moi rodzice są w starszym wieku, dookoła sami starsi sąsiedzi. Mój partner też pracuje w służbie zdrowia, dlatego zdecydowaliśmy, że na kwarantannie mieszkam sama z córką. Zuzia drugi tydzień nie widzi taty.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne