Niemal 150 policjantów brało udział w interwencji w jednym z klubów w Rybniku (województwo śląskie). Funkcjonariusze użyli między innymi granatów hukowych i gazu. Padły też strzały ostrzegawcze. Wylegitymowali 213 osób, a trzy z nich zatrzymali. Policja twierdzi, że w czasie interwencji naruszono "nietykalność cielesną policjantów", zaś według przedstawicieli lokalu, to funkcjonariusze zachowywali się nieodpowiednio. Policja prowadziła działania także w innych miastach, gdzie właściciele lokali decydowali się na ich otwarcie.
Pomimo obostrzeń związanych z pandemią COVID-19 w polskich miastach otwierają się kolejne lokale i kluby. W sobotni wieczór policjanci interweniowali między innymi w centrum Rybnika. Jak informują mundurowi, właściciel jednego z lokali zdecydował się na zorganizowanie imprezy wbrew obowiązującym przepisom. Decyzją sanepidu miejsce zostało zamknięte ze skutkiem natychmiastowym.
"Wdarli się do lokalu"
"Według relacji uczestników wydarzenia w mediach społecznościowych policja miała wewnątrz lokalu użyć gazu. Funkcjonariusze mieli też użyć pałek wobec ludzi na zewnątrz. Mundurowi stworzyli kordon i nie wpuszczali nikogo do środka. Doszło do starć z tłumem. Przed pierwszą w nocy w stronę funkcjonariuszy poleciały butelki. Policja rozgoniła zbiegowisko. Użyto rac hukowych" – podał portal rybnik.dlawas.info.
Po drugiej w nocy – jak informował portal – "pierwszej wypowiedzi udzieliła właścicielka klubu w relacji na stronie lokalu, która stwierdziła, że policja wdarła się do lokalu bez podania podstawy prawnej, bez nakazu i zaczęła straszyć ludzi. Według właścicielki, użyto gazu wewnątrz lokalu, a na zewnątrz granatów hukowych".
Z kolei z relacji świadków cytowanych przez portal rybnik.com.pl wynika, że "policja weszła do klubu i miała zakończyć zabawę". "Zrobiło się zamieszanie, ludzie zaczęli się tratować. Pani z megafonem dostała gazem pieprzowym i została sprowadzona do parteru" – powiedział świadek, cytowany przez rybnicki portal.
Policja: użyliśmy gazu, pałek i granatów hukowych, padły strzały ostrzegawcze
Policja odpiera zarzuty o nielegalność swoich działań oraz agresywne zachowania funkcjonariuszy. "Decyzją Państwowego Inspektora Sanitarnego lokal został zamknięty, a decyzji nadano rygor natychmiastowej wykonalności. W związku z powyższym policjanci asystowali pracownikom sanepidu w doręczeniu dokumentu właścicielowi. Następnie mundurowi poinformowali uczestników imprezy o zamknięciu lokalu i konieczności wyjścia z klubu" – podała policja w niedzielnym komunikacie.
"W asyście policjantów osoby, które były w środku, opuściły klub. Funkcjonariusze wylegitymowali 213 uczestników wydarzenia i zatrzymali trzy osoby, które w trakcie interwencji naruszyły nietykalność cielesną policjantów" – czytamy w komunikacie śląskiej policji. Z informacji wynika, że część z uczestników imprezy nie przestrzegała obowiązku zakrywania nosa i ust. Z kolei inni spożywali alkohol w miejscu objętych zakazem i próbowali wprowadzić interweniujących policjantów w błąd, podając fałszywe dane osobowe. To jednak - jak podała policja - nie był koniec. "Po opuszczeniu lokalu uczestnicy byli agresywni i atakowali mundurowych niebezpiecznymi przedmiotami. Policjanci podawali komunikaty wzywające do rozejścia się" – przekazano. W końcu w ruch poszły miotacze gazu, policyjne pałki i granaty hukowe. Funkcjonariusze oddali także strzały ostrzegawcze z broni gładkolufowej. Rannych zostało dwóch policjantów, a uszkodzeniu uległy dwa radiowozy. W akcji udział wzięło niemal 150 funkcjonariuszy.
"Policja przyszła nas prowokować"
Przed Komendą Miejską Policji w Rybniku odbyła się w niedzielę po południu konferencja przedstawicieli lokalu. Kilkadziesiąt osób zgromadziło się tam, solidaryzując się z jego właścicielami.
Współwłaściciele klubu Marcin Koza i Sandra Konieczny ocenili, że policja weszła do lokalu bez podstaw prawnych, a proszeni o przedstawienie się funkcjonariusze używali filmowych nazwisk: James Bond i Grzegorz Brzęczyszczykiewicz.
- Weszli na lokal bez żadnej zgody, siłą, zaatakowali klientów. Gazowali nas w lokalu, przez co jedna z naszych klientek miała problemy z oddychaniem w górnej strefie lokalu. Nie pozwolili nam jej sprowadzić na dół – relacjonowała Sandra Konieczny.
- Policja przyszła nas prowokować. Policja przyszła po to, żeby nas siłą wyszarpać z tego lokalu – kontynuowała.
Zdaniem Kozy "wczoraj nie było interwencji policji", bo "nikt się nie wylegitymował". - Do nas przyszli bandyci. Weszli, zaatakowali wszystkich ludzi, którzy pojawili się w naszym lokalu. Ludzie byli wystraszeni, my również – ocenił współwłaściciel lokalu. Zarzucił także przedstawicielom sanepidu, że oni również weszli do lokalu nielegalnie, wbrew przepisom.
Głos zabrał także aktywista grupy skupionej wokół Strajku Przedsiębiorców, Michał Wojciechowski, według którego interwencja policji w klubie była "festynem przemocy, festynem reżimu".
Jego zdaniem policja "wtargnęła siłą, użyła gazu". Dodał, że właściciele klubu dysponują licznymi nagraniami, potwierdzającymi, że funkcjonariusze użyli gazu wobec gości lokalu nie tylko na zewnątrz, ale także w środku. Pojawiły się głosy, że z tego powodu miała zasłabnąć przebywająca w klubie kobieta.
Jak relacjonował reporter TVN24, w poniedziałek prezydent Rybnika ma starać się zorganizować spotkanie policjantów i przedstawicieli klubu.
Prezydent Rybnika: apeluję o dialog i rozsądek
W niedzielę po południu oświadczenie w sprawie wydarzeń z soboty opublikował na Facebooku prezydent Rybnika Piotr Kuczera.
"W związku z wydarzeniami w klubie Face 2 Face apeluję o pokojowe rozwiązania. Agresja i przemoc nie są sposobem łagodzenia konfliktów i rozwiązywania problemów" - napisał. Zaapelował o "zachowanie spokoju u wszystkich uczestników sporu". Ocenił, że "wszyscy jesteśmy zmęczeni pandemią i związaną z nią izolacją".
"Aktualnie w naszym kraju obowiązuje obostrzenie zakazujące między innymi zgromadzeń powyżej pięciu osób. Wielu ma wątpliwości dotyczące umocowania prawnego tych przepisów. Jednak załatwianie sprawy siłą, nie jest dobrym wyjściem" - czytamy dalej.
Według Kuczery "niezrozumiałe i niekonsekwentne zasady dotyczące różnych dziedzin życia społecznego w związku z pandemią prowadzą do zniecierpliwienia, stresu, i frustracji, a wreszcie do braku zaufania do państwa".
"Rozumiem desperację branży gastronomicznej, dla której wsparcie oferowane przez rząd jest niewystarczające i stawia ją na skraju przepaści. Zwracam jednak uwagę na cienką granicę, którą właśnie przekraczamy. Apeluję o dialog i rozsądek" - napisał prezydent Rybnika.
We Wrocławiu policja nie pozwoliła na otwarcie
Imprezy próbowano zorganizować też w klubach mieszczących się we wrocławskim Pasażu Niepolda.
- Policjanci udzielali asysty pracownikom Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu, w związku z wykonywanymi przez nich czynnościami wobec właścicieli mieszczących się w rejonie pasażu klubów – poinformował Łukasz Dutkowiak, rzecznik wrocławskiej policji. Dodał, że wylegitymowano kilkanaście osób, które znajdowały się przed wejściem do lokali, a nie stosowały się do obowiązku zasłaniania twarzy i nie zachowywały dystansu społecznego. - Wobec nich prowadzone są czynności wyjaśniające w związku z naruszeniem przepisów Kodeksu wykroczeń. Na niektóre naruszające przepisy osoby nałożone zostały grzywny – przekazał Dutkowiak.
Wrocławska policja poinformowała też, że uniemożliwiła otwarcie dwóch klubów, w których miały odbyć się imprezy. Wydarzenia w sobotni wieczór komentował Arkadiusz Dudzic ze Stowarzyszenia Wrocławski Instytut Rozwoju. - Policja uznała za zasadne blokowanie wejścia do klubów i tych, którzy chcieli do nich wejść nie wpuszczała. Nie chciała podać też podstawy prawnej, jakiegokolwiek uzasadnienia. Policjanci zasłaniają się wykonywaniem poleceń. Sytuacja jest absurdalna i się na nią nie godzimy – powiedział.
W Świebodzinie zrezygnowali z otwarcia
Z kolei w Świebodzinie (województwo lubuskie) nie doszło do planowanej imprezy w jednym z klubów. Tam właściciel dyskoteki otrzymał decyzję sanepidu z rygorem natychmiastowej wykonalności i - wbrew wcześniejszym zapowiedziom - w sobotę nie otworzył lokalu dla klientów. Przed tygodniem lokal jednak otworzył, a na imprezie bawiło się wówczas kilkadziesiąt osób. Nie obyło się bez interwencji policji i sanepidu. - Jak podano w uzasadnieniu decyzji, ma to związek z naruszeniami, między innymi polegającymi na uruchomieniu obiektu wbrew ograniczeniom wynikającym ze stanu epidemii na terenie kraju, jak i niezapewnieniu odpowiednich warunków sanitarnych – powiedział Marcin Ruciński z policji w Świebodzinie. Dodał, iż inspekcja sanitarna wskazała, że naruszenia polegały m.in. na możliwości rozprzestrzeniania się zakażeń wśród osób przebywających w obiekcie.
23 stycznia w trakcie imprezy w świebodzińskim klubie bawiło się ponad 50 osób. Wśród nich był Paweł Tanajno ze Strajku Przedsiębiorców. Niektórzy z gości mieli utrudniać pracę mundurowych. Po kontroli Strajk Przedsiębiorców zamieścił w internecie nagranie z wpisem o rzekomym użyciu przemocy wobec didżeja. Jednak policja zaprzeczyła, by do takiej doszło. Wyjaśnieniem tego incydentu zajmuje się prokuratura. Śledczy sprawdzają też, czy otwarcie dyskoteki w dobie pandemii choroby COVID-19 i obowiązujących obostrzeń naruszyło prawo.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja