- Gdyby nie Śląsk, to byśmy mieli 32 zakażenia na poranek - powiedział w poniedziałek rzecznik Ministerstwa Zdrowia. Ale gdyby nie badania przesiewowe w kopalniach, obecność koronawirusa na Śląsku nie zostałaby ujawniona. Rzecznik przyznał, że górnicy przechodzą zakażenie bezobjawowo, dlatego są masowo testowani.
Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz wyjaśnił dzisiaj na konferencji prasowej, skąd wziął się wzrost zakażeń koronawirusem. - Wczoraj spadek był, dzisiaj go nie ma - mówił.
Są 202 nowe zakażenia, z czego 170 w województwie śląskim. - Mamy dwa nowe zidentyfikowane ogniska - wyjaśnił Andrusiewicz. Chodzi o kopalnie Ziemowit i Zofiówka, gdzie trwają badania przesiewowe.
W obu zakładach we wtorek pobierane będą wymazy do drugich, kontrolnych testów. Dlatego, jak zaznaczył Andrusiewicz, poziom zakażeń może jeszcze wzrosnąć.
Górnicy nie mają objawów
Śląsk zaczął przodować w statystykach zakażeń koronawirusem, gdy 7 maja rozpoczęło się masowe testowanie górników. Pracownicy pięciu kopalń zostali już przebadani, chociaż nie wszyscy otrzymali wyniki dwóch testów, przez co nie mogą wrócić do pracy i dostają dużo niższą pensję.
W sumie górnikom wykonano już 47 tysięcy testów, a wymazy pobierane są także ich żonom i dzieciom. Dziennie - 1400. Trafiają do 12 laboratoriów na Śląsku, a także w innych województwach. Zdarzało się, że próbki były uszkodzone lub ginęły wyniki.
Badania przesiewowe ruszały tam, gdzie górnik zachorował, czyli miał objawy choroby COVID-19. Gdyby nie to, górnikom mogłoby się upiec, bo - jak przyznał Andrusiewicz - 95 procent z nich przechodzi zakażenie bezobjawowo.
Z ponad czterech tysięcy zakażonych górników, około 3,4 tysiąca ujawniono podczas badań przesiewowych. Pozostali zostali przebadani, odbywając kwarantannę z powodu kontaktu z osobą zakażoną.
"Takie tempo testowania będzie trwało tygodniami"
O długim oczekiwaniu na badania na obecność koronawirusa, a w efekcie – przedłużającej się kwarantannie całych górniczych rodzin zaalarmowali w poniedziałek w liście do premiera Mateusza Morawieckiego związkowcy z "Sierpnia’80".
Komisja Zakładowa Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień 80" w Polskiej Grupie Górniczej S.A. określa problemy z badaniem górników kopalni Sośnica w Gliwicach jako "skandaliczne". Górnicy boją się obniżonych z powodu absencji wypłat i utraty miejsc pracy.
"Według naszej wiedzy, w województwie śląskim w dyspozycji Urzędu Wojewódzkiego jest kilka wymazobusów, z czego tylko jeden z nich przypada na Gliwice i na tamtejszą kopalnię Sośnica. Tymczasem około 460 pracowników tej kopalni przebywa obecnie na kwarantannie i pod rygorem izolacji społecznej. Oczekują oni nadal na kolejne dwa testy, a zatem na przyjazd wymazobusa. Warunkiem powrotu do pracy i do życia społecznego jest bowiem wciąż dwukrotny wynik negatywny na obecność koronawirusa" – czytamy w liście do premiera Mateusza Morawieckiego, podpisanym przez wiceprzewodniczącego Komisji Zakładowej Sierpnia'80 w PGG Zdzisława Bredlaka.
"460 pracowników KWK Sośnica jest na kwarantannie, bo na przykład mieli kontakt z osobami chorymi na COVID-19 lub jeden z wcześniejszych testów wykazał wynik dodatni. Kwarantannie poddane są także ich rodziny. Kwarantanna trwa 14 dni i podlegają jej także wszyscy członkowie rodziny takiego górnika. Daje to sumę 1500-2000 osób do przebadania. Tymczasem wymazobus dokonuje dobowo jedynie ok. 30 testów, tj. podjeżdża jedynie pod kilka adresów. Takie tempo testowania będzie trwało kilka tygodni, a nawet miesięcy. W tym czasie nie możemy pracować, a nasze rodziny nie mają za co żyć" – dodał.
W liście wskazał, że absencja pracowników w kopalni "Sośnica" wynosi obecnie 51 proc., co oznacza, że większość pracowników nie pracuje. "Górnicy chcą zarabiać, a wszyscy boją się kwot wypłaty 10 czerwca, które mogą być głodowe. Dodatkowo, frustrację i niepokój pogłębiają pogłoski ciągle płynące na Śląsk jakoby wiele kopalń, w tym nasza miały zostać zlikwidowane, a pretekstem do tego miała być obecna sytuacja pandemii" - zaznaczył związkowiec.
"Na Śląsku i w środowisku górniczym rośnie przeświadczenie, że państwo nie radzi sobie z masowym testowaniem tylko jednej grupy zawodowej górników i tylko na Górnym Śląsku. Nie ma możliwości kontaktu z Sanepidem i uzyskania podstawowych informacji. Decyzje takie jak odwołanie Śląskiego Państwowego Inspektora Sanitarno-Epidemiologicznego w Katowicach same w sobie sytuacji nie zmienią. Konieczne są natychmiastowe działania, które usprawnią i przyśpieszą procedury związane z testowaniem ludzi oczekujących na to tygodniami" - podsumował.
Śląski inspektor sanitarny został odwołany w sobotę.
Połowa zakażeń na Śląsku dotyczy górników
Górnicy stanowią prawie połowę spośród ponad 8,2 tysięcy wszystkich osób zakażonych w województwie śląskim. Najwięcej zakażeń koronawirusem potwierdzono w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, gdzie w poniedziałek rano chorych było 2049 pracowników. Badania przesiewowe objęły całą około 22-tysięczną załogę.
Największe w JSW ognisko koronawirusa to kopalnia Pniówek w Pawłowicach, gdzie w niedzielę zakażonych było 1492 pracowników, a w poniedziałek 1510. Najwięcej nowych zachorowań potwierdzono minionej doby w kopalni Zofiówka, gdzie łącznie koronawirusa ma 515 pracowników, wobec 409 dobę wcześniej. W kopalniach Jastrzębie-Bzie i Borynia zakażonych jest po 10 osób, a w kopalni Budryk - cztery. Kwarantanną objętych jest 250 osób.
Niewielki wzrost liczby zachorowań (o dwa) nastąpił wśród górników Polskiej Grupy Górniczej, gdzie dotąd potwierdzono zakażenie u 1491 pracowników, wobec 1489 raportowanych dobę wcześniej. 2 tys. osób jest w kwarantannie. W ramach badań przesiewowych od pracowników Grupy pobrano blisko 27,3 tys. wymazów do testów na obecność koronawirusa.
Najwięcej chorych jest w należących do PGG kopalniach: Jankowice (671), Sośnica (460) i Murcki-Staszic (235). Pod kątem SARS-Cov-2 po raz drugi badani byli w minionym tygodniu pracownicy kopalni rudzkiej Bielszowice, gdzie do poniedziałku potwierdzono 70 przypadków koronawirusa. Kilkunastu zakażonych jest w kopalni Marcel. Od jednego do kilku przypadków zakażenia potwierdzono także w innych kopalniach i w tzw. ruchach PGG.
W związku z prowadzonymi badaniami w minionym tygodniu kopalnie Bielszowice i Pokój w Rudzie Śląskiej nie wydobywały węgla - mają wznowić eksploatację w poniedziałek. Trzy inne zatrzymane wcześniej kopalnie PGG: Murcki-Staszic, Jankowice i Sośnica, od ub. tygodnia wznawiają eksploatację i w ostatnich dniach osiągnęły już połowę zdolności wydobywczych, a w czerwcu mają dojść do pełnych mocy.
W poniedziałek zapadła decyzja, że badania przesiewowe pod kątem obecności wirusa Sars-CoV-2 obejmą kolejną ok. siedmiotysięczną grupę pracowników Polskiej Grupy Górniczej (PGG). W środę rozpocznie się pobieranie wymazów od górników z kopalni Ziemowit, a w czwartek - kopalni Marcel.
Zatrudniająca ok. cztery tysiące górników kopalnia Ziemowit w Lędzinach to część kopalni zespolonej Piast-Ziemowit, natomiast ruch Marcel, gdzie pracuje ok. trzy tys. osób, to część kopalni ROW. Obecnie żadna z tych kopalń nie jest dużym ogniskiem koronawirusa - w Ziemowicie potwierdzono dotąd 9 przypadków zakażenia (101 osób jest w kwarantannie), zaś w Marcelu 15 (kwarantanną objęto 91 pracowników).
Decyzja o przeprowadzeniu badań przesiewowych w kolejnych dwóch kopalniach PGG zapadła w porozumieniu ze sztabem kryzysowym wojewody śląskiego. W Ziemowicie badania rozpoczną się w najbliższą środę, a w Marcelu - w czwartek. Punkty wymazowe będą zlokalizowane w pobliżu kopalń. Oprócz ich załogi badania obejmą też pracowników firm współpracujących z oboma zakładami.
Wracają do pracy
Najszybciej do normalnego poziomu wydobycia powraca należąca do spółki Węglokoks Kraj kopalnia Bobrek w Bytomiu, gdzie w poniedziałek zakażonych było (po odjęciu kolejnych kilkunastu ozdrowieńców) 491 pracowników kopalni i współpracujących z nią firm (67). W kopalni z dnia na dzień przybywa osób wyleczonych z COVID-19 - obecnie jest ich 94, wobec 78 dzień wcześniej. W kwarantannie przebywa 12 osób. Do pracy powróciła już ponad połowa załogi, a wydobycie zbliża się do poziomu sprzed epidemii.
Źródło: TVN 24 Katowice, PAP