Ginekolog został aresztowany pod zarzutem zgwałcenia pięciu pacjentek w ciągu dwóch lat w prywatnym gabinecie. Od tego czasu na policję zgłosiło się jeszcze osiem pokrzywdzonych kobiet, a kolejne dzwonią. Wedle ich zeznań, lekarz dokonywał przestępstw już wcześniej i to w trzech miastach.
Początek wakacji 2018. Na policję w Zabrzu zgłasza się kobieta. - Przyszła zbulwersowana badaniem ginekologicznym, prosto z gabinetu lekarza - mówi Agnieszka Żyłka, rzeczniczka policji w Zabrzu.
Policjanci rozpoczynają dochodzenie w sprawie ginekologa Monzera M., lat 50. Docierają do kolejnych trzech kobiet, które zeznają, że zostały pokrzywdzone przez tego lekarza.
Może być ich więcej
Czwartek 16 sierpnia. Monzer M. zostaje zatrzymany w Zabrzu, gdy wychodzi z domu do pracy. Słyszy zarzuty zgwałcenia oraz doprowadzenia do innej czynności seksualnej czterech kobiet. Przestępstw miał dokonać w latach 2016-2018 w prywatnym gabinecie.
Monzer M. nie przyznaje się. Odtąd ma zakaz wykonywania zawodu ginekologa i zbliżania się do pokrzywdzonych pacjentek, ale wraca do domu za poręczeniem majątkowym. Jest objęty policyjnym dozorem. Na poczet przyszłych kar i zadośćuczynienia dla pokrzywdzonych śledczy zabezpieczają dwa samochody i gotówkę lekarza, łącznie o wartości 90 tys. zł. Lekarzowi grozi kara do 12 lat więzienia.
Policjanci równocześnie apelują do kobiet, by zgłaszały się, jeśli czują się pokrzywdzone przez tego ginekologa. Od początku zakładają, że może być ich więcej.
W piątek - piąta, od soboty - osiem
Apel skutkuje natychmiastowo. Już w piątek policjanci przyjmują zgłoszenie od piątej pacjentki Monzera M. Tego samego dnia kobieta zeznaje w sądzie i ginekolog zostaje aresztowany na trzy miesiące.
Powody: grożąca podejrzanemu surowa kara - 12 lat więzienia, a także realna obawa matactwa procesowego.
Odtąd policyjne telefony w tej sprawie nie milkną. Od soboty zgłasza się kolejne osiem kobiet. - Wedle ich zeznań zostały pokrzywdzone przez tego samego ginekologa w gabinetach w Gliwicach i w Knurowie, jedna opowiadała o zdarzeniu z 2012 roku - mówi Żyłka.
"Nie wierzyły, że ktoś da im wiarę"
Monzer M. ma na razie tylko pięć zarzutów, ponieważ pacjentki, które od soboty powiadamiały śledczych o możliwości popełnienia przestępstwa nie zostały jeszcze przesłuchane w sądzie.
Żyłka: Czekają na to przesłuchanie. Za każdym razem opowiadają o swojej traumie w obecności biegłego psychologa, który potwierdza wiarygodność ich zeznań. Nabrały odwagi po naszym apelu w mediach. Wcześniej może nie wierzyły, że ktoś da im wiarę, że wizyta u lekarza nie wyglądała tak, jak powinna. To były intymne badania, jeden na jeden. Za każdym razem w gabinecie był tylko ginekolog i pacjentka.
A telefony w sprawie Monzera M. nadal dzwonią.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja