Centralne Biuro Śledcze Policji zatrzymało w środę Marka K. - domniemanego przywódcę zorganizowanej grupy przestępczej, która miała się zajmować nielegalnym składowaniem i usuwaniem toksycznych odpadów - dowiedział się Superwizjer TVN.
Podczas przesłuchania w katowickiej Prokuraturze Okręgowej Marek K. złożył wyjaśnienia i przyznał się do stawianych mu zarzutów.
Prokurator zarzucił mu kierowanie w latach 2010-2013 zorganizowaną grupą przestępczą oraz nielegalne składowanie i usuwanie zagrażających życiu i zdrowiu toksycznych odpadów. Śledczy chcą aresztowania Marka K. Grozi mu 12 lat więzienia.
Działalność grupy Marka K. to według prokuratury pierwszy tak dobrze udokumentowany przypadek działania tzw. "mafii śmieciowej".
CBŚ zajęło się tą sprawą po emisji reportaży, przygotowanych przez dziennikarzy śledczych TVN Bertolda Kittla i Jarosława Jabrzyka.
Ujawnili oni, że Marek K., poprzednio wielokrotnie karany za inne przestępstwa, zajął się utylizacją toksycznych odpadów. Odbierał odpady poprodukcyjne z zakładów chemicznych, oczyszczalni ścieków i innych firm - m.in. dużych znanych koncernów. Ich pracownicy byli zainteresowani współpracą z tanim i sprawnym kontrahentem. Nie interesowało ich, jak przebiega proces likwidacji odpadów. Tymczasem utylizacja, którą prowadził Marek K. polegała głównie na wylewaniu odpadów na pola i do rzek. Z treści zarzutu wynika, że działania były niebezpieczne dla zdrowia i życia mieszkańców Śląska. Według inspektorów ochrony środowiska na terenie dawnej Huty Szopienice wciąż leżą tysiąc ton wyjątkowo toksycznych odpadów.
Zamieszani funkcjonariusze CBA
Według prokuratury Markowi K. pomagali dwaj funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego, którego Marek K. był informatorem. Podejrzany miał też dobre kontakty z lokalnymi politykami, policjantami i biznesmenami.
Marta Zawada Dybek - rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach - mówi, że sprawa ma charakter rozwojowy. Odpady to nie jedyna branża, w której działali członkowie grupy Marka K.
Jak dowiedzieli się dziennikarze TVN, grupa miała też agencję towarzyską. Jeden z jego współpracowników, aresztowany już kilka tygodni temu Zenon J., był wcześniej karany za udział w zorganizowanej grupie zajmującej się handlem narkotykami.
W sumie w śledztwie prowadzonym przez katowicką prokuraturę podejrzanych jest już 11 osób.
Niebezpieczne dla ludzi i środowiska
- Sprawa jest bardzo poważna, a skala nieprawidłowości ogromna. Te substancje nie są właściwie zabezpieczone - powiedziała Anna Września, śląska wojewódzka inspektor ochrony środowiska. W Szopienicach jest mnóstwo kwasów, alkaliów, substancji olejowych i innych związków o właściwościach toksycznych i łatwopalnych, zgromadzonych w kilkuset paletopojemnikach oraz beczkach – wylicza.
W ocenie WIOŚ, tak pozostawiona instalacja stwarza niebezpieczeństwo dla ludzi i środowiska, niesie zagrożenie zatrucia, pożaru, czy ryzyka niekontrolowanych wycieków płynnych odpadów do gleby.
Kiedy w 2008 r. firma rozpoczęła działalność, służby ochrony środowiska cieszyły się, że pojawił się nowy podmiot, który zajmie się odbieraniem i unieszkodliwianiem niebezpiecznych odpadów. Wkrótce okazało się, że firma zaczęła działać niezgodnie z prawem. Zdaniem WIOŚ, to jej pracownicy odpowiadają m.in. za skażenie przed kilkoma laty potoku Bolina, przepływającego przez Katowice i Mysłowice. Firma była wielokrotnie karana. W styczniu br. WIOŚ wymierzył jej maksymalną karę, w wysokości miliona złotych.
Apel do władz miasta
Wojewoda śląski Piotr Litwa uznał, że sytuacja jest kryzysowa. Pod koniec roku w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim zorganizowano posiedzenie poświęcone zagrożeniu, a wojewoda wystąpił do władz Katowic o podjęcie stosownych działań.
Przedstawiciele wojewody podkreślali, że w myśl obowiązującego prawa gmina, na terenie której spółka prowadziła działalność, musi skutecznie zabezpieczyć teren zakładu i znajdujące się w nim odpady, a następnie – po ich zinwentaryzowaniu i określeniu kosztów ich utylizacji – dokonać tzw. wykonania zastępczego zmierzającego do likwidacji tego groźnego dla ludzi i środowiska składowiska.
Magistrat wyda 200 tys. zł
Szef Biura Prasowego Urzędu Miasta w Katowicach Jakub Jarząbek przekazał w piątek, że choć odpowiedzialność za porzucone odpady powinni w pierwszej kolejności wziąć właściciele firmy Eko-Szop, magistrat w najbliższym czasie wyda 200 tys. zł na zabezpieczenie terenu. Dotychczas uzupełniono i oznaczono tablicami informacyjnymi ogrodzenie wokół działki. - Na miejscu zintensyfikowano działania straży miejskiej, która patroluje teren. Planowany jest również monitoring - powiedział Jarząbek.
- Najnowsze doniesienia o zatrzymaniach są z pewnością dobrą wiadomością. Jednocześnie cały czas pracujemy nad tym, by znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji. O kolejnych krokach miasta w tej sprawie będziemy na bieżąco informowali opinię publiczną. Najważniejsze jest dla nas bezpieczeństwo mieszkańców - podkreślił Jarząbek.
Koszty utylizacji są szacowane na kilkanaście milionów złotych. Gmina będzie chciała na ten cel pozyskać dofinansowanie ze środków Narodowego lub Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska.
Autor: db,ejas//ec / Źródło: Superwizjer TVN, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24