Ośmioletni Kamil z Częstochowy ma poparzoną całą twarz, tułów, ręce i nogi oraz nieleczone złamania obu rąk i nogi. Trafił do szpitala w poniedziałek, ale według lekarzy najstarsze obrażenia powstały miesiąc temu. W tym czasie chłopiec chodził do szkoły. W zeszłym roku opieka społeczna wnioskowała do sądu o zabezpieczenie chłopca i jego rodzeństwa w pieczy zastępczej. Sąd nie widział do tego podstaw. Wkrótce potem rodzina wyprowadziła się z miasta.
Ośmioletni Kamil mieszkał w Częstochowie z matką, 35-letnią Magdaleną B. i jej mężem, 27-letnim Dawidem B. W poniedziałek, 3 kwietnia, jego ojciec biologiczny, który przyszedł w odwiedziny, zauważył, że syn z obrażeniami ciała leży w łóżku. Powiadomił policję.
W tym samym dniu chłopiec w ciężkim stanie trafił do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, a opiekunowie dziecka zostali zatrzymani. W środę usłyszeli zarzuty w Prokuraturze Okręgowej w Częstochowie. Dawid B. podejrzany jest o usiłowanie zabójstwa Kamila i znęcanie się nad nim ze szczególnym okrucieństwem. Według prokuratury, przyznał się, że oblewał chłopca wrzątkiem i umieścił na rozgrzanym piecu węglowym. Miał go także bić i kopać po całym ciele i przypalać papierosami. Nie wyjaśnił dlaczego. Magdalena B. przyznała się, że nie reagowała na zachowanie męża, bo się go bała. Ma zarzut narażenia dziecka na utratę życia lub zdrowia.
Opiekunowe zostali aresztowani na trzy miesiące.
Sąd zdecydował: szóstka dzieci umieszczona w pieczy zastępczej
Jak wynika z informacji rzecznika Sądu Okręgowego w Częstochowie Dominika Bogacza, Magdalena B. ma szóstkę dzieci – dwójkę najmłodszych z obecnym mężem Dawidem B., a czwórkę pozostałych z dwoma innymi mężczyznami. Najstarsze z dzieci ma 11 lat, a najmłodsze urodziło się ubiegłym roku.
W czwartek po południu zapadła decyzja sądu rodzinnego w sprawie ich losu.
- Sąd podjął decyzję o umieszczeniu dwójki najmłodszych dzieci w pieczy zastępczej w trybie zabezpieczenia tymczasowego, a czwórki starszych – łącznie z tym, które jest obecnie w szpitalu – w placówce opiekuńczo-wychowawczej - powiedział sędzia Bogacz. - Jest to zarządzenie tymczasowe dla zabezpieczenia dobra dzieci, postępowanie w ich sprawie nadal będzie się toczyć. To oczywiście nie zamyka sprawy, a wręcz dopiero ją otwiera - zaznaczył.
Według ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej rodzeństwo nie powinno być rozdzielane, a dzieci poniżej 10 roku życia mają być zabezpieczane w rodzinach zastępczych, nie w domach dziecka.
- Sąd szukał dla dzieci rodziny zastępczej, ale w tym momencie nie udało się znaleźć dla wszystkich, a one nie mogły pozostać, tam gdzie dotąd były po zatrzymaniu matki, to znaczy u siostry matki – wyjaśnił nam Bogacz. Dodał, że sąd nadal będzie poszukiwać dla rodzeństwa rodzinnej pieczy, chociaż przyznał, że umieszczenie wszystkich dzieci w jednej rodzinie będzie trudne.
Prokuratura sprawdza MOPS i szkołę
Tomasz Ozimek, rzecznik prowadzącej śledztwo w sprawie ośmiolatka Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, powiedział, że w postępowaniu będzie też sprawdzane, czy pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej prawidłowo wykonywali swoje obowiązki. - Nie zostało wszczęte odrębne postępowanie w tym zakresie. W ramach prowadzonego śledztwa, zawsze kiedy rodzina pozostawała pod opieką MOPS, sprawdzamy, czy czynności służbowe przez pracowników MOPS były wykonywane prawidłowo. To standardowe działanie w takiej sprawie - zaznaczył prokurator. Śledczy chcą też sprawdzić, czy nauczyciele ze szkoły, do której chodził ośmiolatek, zauważyli, że dziecko ma złamania, które - jak wynika z opinii lekarzy - mogły powstać nawet miesiąc wcześniej.
Rodzina była pod opieką MOPS od 2021 roku
Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Częstochowie w opublikowanym dzisiaj komunikacie poinformował, że rodzina chłopca była pod ich opieką od marca 2021 roku.
"Prowadzona była współpraca z kuratorem, asystentem rodziny, placówką edukacyjną oraz dzielnicowym - czytamy w komunikacie. - W czerwcu 2022 roku pracownicy socjalni zdecydowali o konieczności zawiadomienia sądu o sytuacji rodziny. Dyrektor MOPS niezwłocznie wystosowała pismo w tej sprawie wraz z wnioskiem o zabezpieczenie dzieci w pieczy zastępczej. Powodem były problemy rodziny, natomiast nie dotyczyły one przemocy".
Sprawa została rozpatrzona w częstochowskim sądzie rodzinnym w tym samym roku, 16 sierpnia. - Sąd uznał, że brak jest podstaw do wydania zarządzeń opiekuńczych w przypadku tej rodziny i postępowanie umorzył, nie znalazł podstaw do umieszczenia tych dzieci w rodzinie zastępczej - powiedział nam sędzia Dominik Bogacz.
W sierpniu rodzina przeniosła się do pobliskiego Olkusza. Wrócili do Częstochowy na przełomie lutego i marca. MOPS zapewnia, że "pracownik socjalny niezwłocznie (...) nawiązał kontakt z rodziną. W ciągu czterech tygodni pobytu rodziny w Częstochowie był w środowisku trzy razy. (...) Nawiązał kontakt z placówką edukacyjną potwierdzając, że chłopiec uczęszcza na zajęcia. Wystąpił również o wydanie na piśmie opinii o sytuacji dziecka przez szkołę, do której dziecko uczęszczało. W opinii nie było informacji, które mogłyby wskazywać, iż dziecko może doświadczać przemocy".
Jak przekazała nam Olga Dargiel, rzeczniczka częstochowskiego MOPS, chłopiec chodził do szkoły do 29 marca włącznie. W tym samym dniu rano pracownik socjalny odwiedził rodzinę.
To w tym dniu, według prokuratury, doszło do oparzenia. Ale według lekarzy GCZD w Katowicach, gdzie leczony jest Kamil, inne obrażenia powstały u dziecka wcześniej. Jak powiedział w środę na briefingu koordynator Centrum Urazowego dla Dzieci w GCZD Andrzej Bulandra, miał także nieleczone złamania kończyn. - Chodzi o złamania obu rąk i jednej nogi. Najstarsze obrażenie powstało około miesiąc przed przyjęciem do szpitala - doprecyzował Wojciech Gumułka, rzecznik GCZD.
Tymczasem MOPS zarejestrował u Kamila tylko złamanie jednej ręki. "W pierwszej połowie marca chłopiec został zaopatrzony na SOR, w związku ze złamaniem ręki" - czytamy w komunikacie. Potem opuścił jeden dzień w szkole - gdy miał zdejmowany gips.
O złamaniu ręki MOPS pisze: "Nie było zgłoszeń ze szpitala, aby w tym przypadku zaobserwowano coś niepokojącego w wyglądzie czy zachowaniu dziecka. Również z informacji uzyskanych w szkole, do której uczęszcza chłopiec wynika, iż sytuacja urazu była analizowana przez personel placówki, chłopiec odbył spotkanie ze szkolnym psychologiem, tu także nie wykazano przesłanek do podejmowania interwencji w tej sprawie".
Pracownik socjalny kontaktował się także z dzielnicowym. "Komisariat w piśmie potwierdził, iż nie odnotowano zdarzeń we wskazanej rodzinie" - informuje MOPS.
Chłopiec jest wciąż w ciężkim stanie
Chłopiec ma oparzoną jedną czwartą powierzchni ciała, w tym całą twarz, głowę, tułów, nogi i ręce. Prócz złamań miał także krwiaka na głowie.
- Udzielono mu najpierw pierwszej niezbędnej pomocy na SOR, a dalsze leczenie jest kontynuowane na oddziale intensywnej terapii. Chłopiec od kilku dni cały czas jest w ciężkim stanie. Jest w śpiączce farmakologicznej. Oddycha za pomocą aparatury medycznej. Ustabilizował się ten stan. Jest ciężki, natomiast nie następuje pogorszenie stanu zdrowia dziecka. W dalszym ciągu trwa walka o jego zdrowie i życie, bo obrażenia, których doznał, przede wszystkim oparzenia, są na tyle poważne i rozległe, że w dalszym ciągu realnie zagrażają jego zdrowiu i życiu. Lekarze, którzy zaopatrywali chłopca, zarówno na SOR, jak i później leczyli go na oddziale intensywnej terapii twierdzą, że dziecko musiało być oblane jakąś łatwopalną albo bardzo gorącą lub żrącą substancją - przekazał nam dzisiaj Wojciech Gumułka. - Dziecko przeszło póki co jeden zabieg operacyjny, czekają go kolejne operacje, one są związane z oparzeniami, których doznał. Niezbędne jest regularne czyszczenie ran oparzeniowych, które u chłopca występują obecnie. Dziecko jest w ciężkim stanie stabilnym. Doznało ciężkich obrażeń, rozległych poparzeń. Tak naprawdę w dalszym ciągu trwa walka o jego życie i jeśli tą walkę nasi lekarze wygrają, dużym wyzwaniem będzie leczenie blizn oparzeniowych, które u chłopca na pewno będą występować - dodał.
Źródło: tvn24.pl, TVN24 Katowice, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24