Na terenie dawnej huty Szopienice pojawili się pracownicy wojewódzkiego inspektoratu ochrony środowiska. - To co się tu dzieje jest niedopuszczalne. Złożymy wniosek do prokuratury - zapowiedziała Anna Wrześniak, dyrektor śląskiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
"Superwizjer" TVN opublikował szokujące zapisy z kamer przemysłowych, które pokazują ciemną stronę utylizacji. Dziennikarze ujawnili, że szefem katowickiej firmy utylizującej toksyczne odpady jest wielokrotnie karany Marek K. Ustalili też, że część groźnych odpadów była składowana na terenie zlikwidowanej huty Szopienice. CZYTAJ WIĘCEJ
W czwartek pojawili się tam kolejny raz inspektorzy i pobrali próbki z terenu dawnej huty. - Prowadziliśmy kontrole w HMN Szopienice - potwierdza w rozmowie z TVN24 Anna Wsześniak z inspektoratu ochrony środowiska. - Zobaczyliśmy, co się tam dzieje. Natychmiast zostały zrobione zdjęcia, najpierw 7 listopada, później 12 i już wtedy było tutaj trochę inne spektrum. Zobaczyliśmy coś innego, w większej ilości i stąd ta akcja - dodaje.
Sprawą zajmie się prokuratura
Wrześniak zapowiedziała także, że sprawa trafi do prokuratury. - Wniosek w sprawie zanieczyszczenia gruntów niebezpiecznymi odpadami i szkodzeniu środowisku jest właśnie formułowany. Już wystąpiliśmy do urzędu miejskiego. Trzymamy rękę na pulsie i będziemy kontrolować, co się tutaj dalej dzieje. Taka sytuacja jest niedopuszczalna - ocenia.
Dodaje, że na nieogrodzony teren może wejść dosłownie każdy. - Nie legitymując się, weszliśmy tutaj wczoraj i dzisiaj. Równie dobrze mogą tu wejść dzieci, młodzież czy zwierzęta - podkreśla.
Wyniki analizy za dwa tygodnie
- Robimy analizy na całe spektrum zanieczyszczeń, na wszystkie metale ciężkie, ropopochodne, benzyny. Wyniki będziemy znali za dwa tygodnie, bo to są skomplikowane, czteroetapowe analizy – mówi Wrześniak.
I zapewnia, że zostaną analizy przeprowadzone będą bardzo dokładnie, ponieważ będą stanowić dowody dla prokuratury.
O sprawie powiadomione są też centrum zarządzania kryzysowego, straż pożarna, policja. Na terenie huty jest też szykowane miejsce dla maszyn, które mają rozdrabniać odpady.
Odpady zaczynały się palić w ciężarówce
Z ustaleń dziennikarzy "Superwizjera" TVN wynika, że katowicka firma, której prezesem był Marek K., stała się jednym z największych odbiorców toksycznych odpadów na Śląsku. Trujące substancje mieszano ze zwykłymi śmieciami i wywożono do wcześniej ustalonych miejsc. W czasie tych prac dochodziło do niebezpiecznych incydentów. Zdarzało się, że odpady zaczynały się palić w jadącej ciężarówce. Zarejestrowały to kamery monitoringu.
Miejsca, w których były składowane odpad, pomagali wyszukiwać kryminaliści. Tak było w Dąbrowie Górniczej, gdzie skazany m. in. za handel narkotykami przestępca zorganizował nielegalne składowisko 200 metrów od ujęcia wody pitnej. Firma Marka K. dysponowała urzędowymi pozwoleniami na utylizowanie niebezpiecznych odpadów. Przez kilka lat jej działalność nie wzbudzała niczyich podejrzeń.
Dziennikarzom udało się uzyskać od informatora dokładne wskazówki, gdzie kilka tygodni temu zostały zakopane beczki z toksycznymi odpadami. Dziennikarze zdecydowali się przekazać je inspektorom ochrony środowiska, którzy zajmują się likwidacją takich składowisk. Wspólnie z inspektorami i policjantami dziennikarze ruszyli na akcję poszukiwania beczek zakopanych na terenie zlikwidowanej huty Szopienice. Teren ten sąsiadował z katowicką spółką, której szefował Marek K. Inspektorom udało się ujawnić zakopane beczki.
Co ciekawe, choć po ostatnim reportażu Marek K. stracił stanowisko prezesa, okazuje się, że wciąż pracuje dla firmy. "Superwizjer" dotarł do dokumentu, z którego wynika, że został jej pełnomocnikiem.
Tu znajduje się teren z niebezpiecznymi odpadami:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: jsy,ejas/par / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24