Denis uratował swoją mamę, miał wtedy dziewięć lat. Trzy lata starszy Michał - obcego mężczyznę na ulicy, który wyglądał na pijanego. Adrian, lat 17 tonącą dziewczynkę, a potem skoczył do wody jeszcze raz po jej tatę. Tata Adriana był dumny. Młodych bohaterów odznaczył minister.
Joachim Burdziński, minister spraw wewnętrznych i administracji odznaczył we wtorek chłopaków z województwa śląskiego, Denisa, Michała i Adriana.
- Jest dla mnie zaszczytem, że trafiacie na listę młodych bohaterów ministerstwa i że dokonujemy tego w szkole policji. Dla wielu obecnych tutaj młodych funkcjonariuszy wy możecie być wzorem chłodnej głowy, stalowych nerwów i odwagi dla wszystkich - powiedział Burdziński.
Zadzwonił, reanimował, skoczył do wody
Mama Denisa Pugacza z Rudy Śląskiej w lipcu zeszłego roku straciła przytomność. Chłopiec, wtedy dziewięcioletni zadzwonił na 112. - Moja mama choruje na cukrzycę i nie reaguje na moje wołania - powiedział przez słuchawkę, po czym podał dyspozytorce dokładny adres.
We wrześniu tego samego roku Michał Dobaj z Dąbrowy Górniczej, starszy od Denisa o trzy lata, wracając z z kolegami z rowerowej przejażdżki, zauważył na ulicy leżącego człowieka. W pierwszej chwili pomyślał: pijany. Ale jego ciało wydało się chłopcu było dziwnie ułożone. Podszedł sprawdzić, czy mężczyzna oddycha. Zadzwonił na 112, a potem rozpoczął resuscytację.
W czerwcowe popołudnie Adrian Pięta, lat 17 poszedł się opalać nad staw w swoim Zabrzu. Odpoczywała tam także rodzina, ojciec z córką weszli do wody. Nagle Adrian usłyszał wołanie "ratunku" i zobaczył na środku zalewu 6-letnią dziewczynkę. Skoczył. Wyciągnął dziewczynkę i wrócił do wody po jej ojca.
Nauka, strach, ryzyko i duma
Najmłodszy Denis wiedział co robić, bo mama mu powiedziała: - Jeżeli poziom cukru jest skrajnie niski, traci się wtedy przytomność. Jeśli nie ma kontaktu przez dłuższy czas z mamą, zadzwoń na 112 i niech ratownicy postawią mamę na nogi. Wystarczyło, że powtórzyła mu to kilka razy. Pogotowie zabrało kobietę do szpitala i, jak zapowiedziała synowi, "postawili ją na nogi".
Michała instruował przez telefon dyspozytor, jak ma uciskać klatkę piersiową leżącego na ulicy mężczyzny. Dorośli mijali ich, patrzyli się, nikt nie pomógł. Wcześniej chłopiec uczył się reanimacji na fantomie, którego dostał w prezencie w wieku 7 lat. Uratowany przez niego mężczyzna trafił do szpitala, niestety po kilku dniach zmarł. - Byłem niesamowicie wystraszony - powiedział nam później Michał. A dyspozytor 112: - Był niesamowicie opanowany. Nie wiedziałem wtedy, że jest tak młody. Bez najmniejszego problemu udzielił mi wszelkich potrzebnych informacji, bardzo dojrzale reagował na moje polecenia. Ta sytuacja powinna posłużyć jako materiał szkoleniowy.
Adrianowi nie udało się wyciągnąć ze stawu ojca sześciolatki. To pokopalniane wyrobisko, głębokie, zarybione, pełne roślinności i mułu. Niebezpieczne. - Musiałem skoczyć - powiedział nam krótko po akcji. A ojciec Adriana: Byłem taki dumny. Syn nie daje zbyt dużo powodów do dumy, jak to nastolatek. Ale w sumie to mogłem się spodziewać, że tak się zachowa. Odważny jest. Tam było tyle ludzi, nikt nie wskoczył, a syn tak.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice