Tragiczny los czeka 6 tys. wielbłądów, które w poszukiwaniu wody najechały małe australijskie miasteczko. Władze chcą zwierzęta odstrzelić.
- Sytuacja tam jest krytyczna, to bardzo nietypowy problem i konieczne są pilne działania - oświadczył minister lokalnego rządu Terytorium Północnego Rob Knight w Alice Springs, 500 km na północny wschód od Docker River.
To właśnie tę 350-osobową osadę nękają od tygodni spragnione wielbłądy.
Najpierw w Docker River zjawiło się zaledwie 30 wielbłądów i mieszkańcy specjalnie się tym nie przejęli. Z dnia na dzień stado jednak rosło, aż stało się nie do opanowania. Niektórzy mieszkańcy boją się w ogóle wychodzić z domów.
Wielbłądy-wandale
A jest się czego bać - zwierzęta niszczą zbiorniki z wodą, podchodzą do budynków, by wypić wodę z klimatyzatorów, i zniszczyły ogrodzenie wokół pasa startowego maleńkiego miejscowego lotniska.
Padłe wielbłądy stratowane przez stado zanieczyszczają natomiast wodę.
Zabić zwierzęta
Dlatego władze postanowiły działać - zamierzają przy pomocy helikopterów spędzić stado w jedno miejsce i je wybić, a następnie pozostawić na pustyni.
Dyrektor wykonawcza organizacji obrony zwierząt Animals Australia, Glenys Oogjes, twierdzi, że są to barbarzyńskie plany, a miejscowa ludność mogłaby się zamiast tego skupić na wzniesieniu lepszych ogrodzeń.
Wielbłądy, które nie są gatunkiem rodzimym Australii, zostały tam sprowadzone w latach 40. XIX w. Liczbę dziko żyjących wielbłądów w tym kraju szacuje się na milion.
Źródło: PAP