W Brukseli coraz więcej mieszkańców posługuje się językiem arabskim, coraz mniej powszechne stają się języki urzędowe: francuski i niderlandzki. To efekt rosnącej populacji imigrantów z krajów muzułmańskich. Stolica Belgii i UE staje się wielojęzycznym miastem.
Oficjalnie Bruksela jest miastem dwujęzycznym. I rzeczywiście - wszystkie napisy, ogłoszenia i reklamy są po francusku i niderlandzku. Na ulicach najczęściej można usłyszeć francuski. Ze względu na niewielką liczbę Flamandów, język niderlandzki słychać tylko w paru niewielkich dzielnicach.
Tendencja spadkowa
Tendencja jest jednak spadkowa. Z najnowszych badań Wolnego Uniwersytetu w Brukseli wynika, że w 2006 r. francuski znało ponad 95 proc. mieszkańców, a dziś ponad 88 proc. - Wśród nich można wyróżnić dwie grupy. Pierwsza to dość jednorodna społeczność frankofońska. Mówią po francusku w domu, w pracy, chodzą do francuskich szkół i korzystają wyłącznie z mediów w języku francuskim. Szacujemy, że stanowią jedna trzecią w grupie tych, którzy znają ten język. Druga grupa to ci, którzy znając francuski posługują się różnymi językami - mówi socjolog z Wolnego Uniwersytetu w Brukseli, Rudi Janssens. Niderlandzki (flamandzki), będący językiem ojczystym większości Belgów (czyli Flamandów zamieszkujących północną część kraju - Flandrię), od dawna jest w Brukseli znacznie mniej popularny niż francuski. Okazuje się, że dalej traci na znaczeniu - jeszcze w 2006 r. posługiwało się nim 28 proc. mieszkańców stolicy Belgii, a dziś 23 proc.
Mniej po angielsku
Co ciekawe, mimo że Bruksela jest stolicą Unii Europejskiej, spada również znajomość angielskiego - sześć lat temu język ten znało 35 proc. mieszkańców miasta, dziś - 30 proc. To efekt rosnącej populacji imigrantów z krajów muzułmańskich. - Na ulicach Brukseli kończy się znana z przeszłości konfrontacja językowa pomiędzy francuskim i niderlandzkim. Ta rywalizacja dostrzegalna jest już tylko na płaszczyźnie politycznej. Bruksela staje się miastem wielu języków - wyjaśnia Janssens. Jak dodaje, obecnie 10 proc. mieszkańców Brukseli nie mówi w ogóle po francusku, angielsku czy niderlandzku. To około 100 tys. w liczącej ponad 1 mln mieszkańców stolicy Belgii. Na znaczeniu zyskuje język arabski - w 2006 r. posługiwało się nim 6,5 proc. mieszkańców Brukseli, dziś prawie 18 proc. Gołym okiem widać to i słychać w niektórych tańszych dzielnicach, także w centrum miasta, gdzie powstają coraz to nowe arabskie kawiarnie, bary i sklepy. - Połowa z nich urodziła się za granicą, ale nawet ci, którzy urodzili się w Belgii w swoich domach posługują się znaczenie częściej arabskim, mimo że znają francuski czy niderlandzki. W tej kulturze tradycja posługiwania się ojczystym językiem na emigracji jest często bardzo żywa. Zaczynają mówić w innym języku dopiero wtedy, gdy poznają partnera, który nie zna arabskiego, i założą rodzinę - podkreśla Janssens.
Bruksela nie dwujęzyczna?
Powoli w przeszłość odchodzi obraz dwujęzycznej Brukseli; zmienia się pejzaż miasta. Jednocześnie większość mieszkańców identyfikuje siebie jako brukselczyków i ewentualnie Belgów, a mniejszość z konkretny językiem czy kulturą. Wśród nowych języków zidentyfikowanych na ulicach Brukseli w 2012 r. znalazły się m.in. używany w północno-zachodnim Iranie kurdyjski język Laki, pasztuński (Pakistan i Afganistan), malgaski (Madagaskar), południowoafrykański język ndebele, używany głównie w Ghanie język twi, indyjskie języki sora i mina czy język bacbijski, którym na świecie posługuje się niewielka, licząca kilka tysięcy osób gruzińska społeczność. Zdaniem eksperta, językiem polskim w stolicy Belgii posługuje się ok. 2 proc. mieszkańców. Belgia jest państwem federacyjnym podzielonym na trzy regiony - na północy Flandrię, na południu francuskojęzyczą Walonię oraz formalnie dwujęzyczną Brukselę. Dodatkowo wschodnią Belgię zamieszkuje 70-tys. mniejszość niemiecka; stąd niemiecki ma status trzeciego języka urzędowego kraju. Granica językowa dzieli kraj, społeczeństwo i wszystkie dziedziny życia, stąd w Belgii funkcjonują osobne - francuskojęzyczne i flamandzkie - systemy edukacyjne, media, partie itd. Kwestia praw językowych to jeden z głównych, stale powracających punktów zapalnych w debacie politycznej.
Autor: mn\mtom / Źródło: PAP