Internet od dawna nie jest już miejscem tylko dla ludzi. Czy nam się to podoba, czy nie, wirtualnym królestwem rzadzą zwierzęta. Co lub kto stoi za tą sławą? Wyszukaliśmy 10 rzeczy, których mogliście nie wiedzieć o zwierzętach-celebrytach.
O tym, że zwierzęta w internecie nie ustępują ludziom na krok, wie każdy. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę, że kilka z nich wyrosło na prawdziwe medialne "osobowości". Najlepszą ilustracją dla ich popularności są liczby. Ponad 12 mln na Facebooku - to liczba fanów Boo; ponad 5 mln – tyle polubień ma Grumpy Cat. Rekordzistą można nazwać kota grającego na keyboardzie (Keyboard Cat) - filmik z jego udziałem na portalu YouTube oglądano dotąd 35 mln razy. Mowa tu jednak o sławie międzynarodowej. Odzwierciedleniem trendu w Polsce jest choćby Pieseł, którego na Facebooku lubi ok. 300 tys. osób. Za tymi liczbami stoją - mniej lub bardziej znane - fakty.
1. Drobna manipulacja
Wygląda jak mały miś, na dodatek stworzony ręką grafika. W rzeczywistości jest jednak starannie ostrzyżonym psem rasy pomeranian. Hitem internetu stał się w mgnieniu oka, kiedy piosenkarka Kesha przedstawiła go na swoim oficjalnym fun page’u. "To mój nowy chłopak" - napisała.
Internauci poczuli się oszukani, gdy w 2012 r. na światło dzienne wyszedł fakt, że właścicielka psa to pracownica departamentu finansów Facebooka, a promocji profilu jej koledzy z pracy… trochę pomogli. Irene Ahn próbowała nawet zataić swój zawodowy związek z portalem. Jako właścicielka psa długo istniała pod pseudonimem, ostatecznie jednak w rozmowie z magazynem "TIME" przekonywała, że zdjęcia Boo do internetu wrzuciła "po prostu dla żartu".
2. Tacy sami
Najpopularniejszy w polskim internecie entuzjasta wszystkiego to oczywiście Pieseł - shiba inu o wiecznie "roześmianym pysku". Nie ma takiej rzeczy, na którą nie zareagowałby "wow", "tak cudownie", "omg", "uszanowanko". Pieseł to w rzeczywistości mem-kalka, polska wersja psa Doge.
Na memach występują jednak dwa różne zwierzaki. Pieseł należy do Randalla Kieślowskiego, Doge to Kabosu, pies przedszkolanki z Japonii. Shiba inu wyglądają niemal identycznie, a początkowo twórca Pieseła używał zdjęć Doge.
3. Drogą Angeliny Jolie
Jak na medialne sławy przystało, zwierzęta starają się utrwalać pozytywne wzorce. Pojawiają się na różnego rodzaju akcjach charytatywnych dla swoich biedniejszych "kolegów": zbiórkach datków czy karmy. Doge swoją "twarzą" firmuje kryptowalutę Dogecoin. Choć nie stały się one hitem rynków inwestycyjnych, ich cel jest szczytny: część zysków ze sprzedaży trafia m.in. na budowę studni w Kenii.
Część zwierząt-celebrytów wspiera też akcje PETA, m.in. te promujące adopcje zamiast kupowania.
4. Pośmiertna sława
Oto i prekursor. Wideo zostało nagrane dawno temu, bo w połowie lat 80. Jego bohater odszedł już z tego świata, ale wiekopomną sławę zdobył dopiero w momencie rozkwitu YouTube. Motyw banalny - właściciel ubrał kota Fatso w koszulkę, żeby zasłonić rękę, którą gra jego łapami prostą melodyjkę. Sytuacja, jak na internet przystało, pozytywna i bez głębokiego przesłania.
5. Wady, czyli zalety
Wielki urok zwierząt polega na tym, że nie są idealne. Kotka Lil Bub urodziła się z szeregiem wad genetycznych. Cierpi na karłowatość i kocią polidaktylię. Z czasem nabawiła się osteoporozy, przez co chodzi w dość osobliwy sposób. Pyszczek Bub do końca się nie zamyka, bo ma cofniętą szczękę. Charakterystyczny "zrzędliwy" pyszczek innej karłowatej kotki, Tardar Sauce, której w internecie nikt nie nazywa inaczej niż "Grumpy Cat" (zrzędliwy kot - red.), to również efekt wady zgryzu. Roo z kolei to niepełnosprawna chihuahua, która straciła przednie łapy i porusza się dzięki specjalnemu wózkowi. Wszystkie uchodzą za pogodne i ciekawe świata.
6. Parcie na szkło
Najbardziej znane zwierzaki mają na koncie występ w pełnometrażowym filmie - Lil Bub & Friendz. Mike Bridavsky i jego urocza kotka spotykają w nim inne internetowe osobowości. Film tak spodobał się publiczności, że wygrał plebiscyt online na nowojorskim festiwalu Tribeca w 2013 r. Sukces zachęcił twórców dokumentu do zorganizowania specjalnego pokazu w Chicago. Zarobione pieniądze (1800 dolarów) przekazano na lokalne centrum adopcji kotów.
YouTube jest także pełen samozwańczych zwierząt-aktorów, którym nie można zarzucić braku talentu. Wypada w tym miejscu wymienić m.in. chomika, który postrzelony z palca, niczym zawodowy kaskader, bezwładnie osuwa się na ziemię czy dystyngowane psy jedzące sztućcami obiad w restauracji. Czy i one zaliczą wkrótce debiut na szklanym ekranie?
7. Na rekord
Włochaty Colonel Meow (Pułkownik Miał - red.) figuruje w Księdze rekordów Guinnesa - jako kot z najdłuższą sierścią. Długość futra tej mieszanki ras kota himalajskiego z perskim wynosiła 23 cm (wyniosła, bo kot odszedł z tego świata na początku roku). W internecie jest jednak wiecznie żywy jako najbardziej diaboliczny kocur wszech czasów; niezrównany mistrz zniechęcenia i kot-alkoholik (w wolnych chwilach zaglądał do kieliszka).
8. Zarobki? Więcej, niż przeciętny Kowalski
Właścicielka Boo wydała już o nim dwie książki - Boo: życie najsłodszego psa świata (wydana w 10 językach) i Boo: mały pies w wielkim mieście, sprzedaje też liczne kalendarze i maskotki. Pomeranian został też ambasadorem linii lotniczych Virgin American. Wartość kontraktu nie jest znana.
Intratną marką stał się Grumpy Cat. Jego wizerunkiem zarządza manager, zresztą ten sam, który ma pod opieką m.in Keyboard Cata. Ze zrzędliwym kotem można kupić wszystko. Ma nawet własną kawę (Grumppuccino).
9. Psia hipsterka
Nie ma wśród zwierząt większej fashion victim niż buldożka francuska Trotter. Na swoim Instagramie pokazuje się codziennie w innej stylizacji. Internauci nazywają ją psią hipsterką - to z powodu upodobania do wielkich okularów i nietypowych nakryć głowy. Równiez Grumpy Cat - która jak na świeżo upieczoną celebrytkę przystało, nie stroni od paparazzi - nie wychodzi z domu w byle czym.
Na rozdaniu MTV Movie Awards pozowała w musztardowym kapelusiku a'la Pharrell Williams (projektu Vivianne Westwood). Była bezkonkurencyjna i została uznana za najlepiej ubraną gwiazdą gali.
10. Sława zabija. Dosłownie
Wstępem do dyskusji na temat wykorzystywania zwierząt w mediach stała się sprawa królika - maleńkiego Tila. Z miejsca stał się dla niemieckich mediów atrakcją, ponieważ urodził się bez uszu.
Kiedy do zoo w Saxonii ekipa telewizyjna przyjechała nagrać materiał z konferencji prasowej, na której zaprezentowany został królik, jeden z operatorów kamery stanął na jego drobnym ciałku. Dyrektor zoo zapewniał po tragicznym zdarzeniu, że zwierzę zginęło od razu i nie cierpiało. Z całego świata posypała się lawina komentarzy. Til miał tylko 17 dni.
Autor: Alicja Pawlikowska
Źródło zdjęcia głównego: (oficjalne profile) Facebook/Instagram/YouTube