Jedni chcą, by ich samochód mało spalał i się nie psuł, a inni - żeby można było w nim obejrzeć dobry film, albo zagrać w... jednorękiego bandytę. I nic to, że za swoją zachciankę przyjdzie im zapłacić nawet 300 tysięcy dolarów. Jak zapewnia Masashi Sugimura, właściciel takiego "cudeńka" - dla tej idei warto się poświęcić.
Sugimura, 29-letni inżynier elektryk, jest właścicielem i jednocześnie konstruktorem rozrywkowego wehikułu z jednorękim bandytą na "tylnym siedzeniu". Na przerobienie zwyczajnego kiedyś Nissana wydał 30 milionów jenów, czyli ponad 270 tysięcy dolarów. A żeby jego "bandyta" nie czuł się w samochodzie samotnie, młody kontruktor zapewnił mu towarzystwo... rybek, które łypią na niego okiem ze swojego akwarium.
- Mam nadzieję, że mój samochód wywołuje u wszystkich, którzy widzą go na swojej drodze śmiech - niezależnie od tego, czy są miłośnikami motoryzacji - mówi Sugimura.
Ale jego cacko ma na tokijskiej wystawie nowoczesnych samochodów sporą konkurencję. Furorę wśród zwiedzających robi też auto-kino, w którym właściciel zamontował 77 różnej wielkości ekranów telewizyjnych. Japońscy telemaniacy są ponoć w siódmym niebie, a konstruktor prototypu zastanawia się nad produkcją masową. - Zawsze próbuję tworzyć coś, co zaskoczy i zadziwi odbiorcę. I myślę, że często mi się to udaje - uśmiecha się Daisuke Nakajima, właściciel multimedialnego auta.
Źródło: PAP, tvn24.pl