Podróżowanie z USA na Kubę stało się dużo łatwiejsze po tym, jak w ub. tygodniu internetowy serwis wynajmu mieszkań Airbnb wprowadził do swej oferty ponad tysiąc nieruchomości na tej karaibskiej wyspie. Okazuje się, że zarządzaniem ponad połową z nich zajmuje się zaledwie pięć osób, a wszystko przez słaby dostęp do internetu.
Airbnb poinformowało w czwartek, że wraz z ociepleniem stosunków na linii Waszyngton-Hawana odnotowało wśród amerykańskich użytkowników wzrost o 70 proc. w liczbie internetowych zapytań o mieszkania na Kubie.
W odpowiedzi na to zapotrzebowanie firma dodała do swojej oferty ponad tysiąc nieruchomości, ale aż za 689 z nich odpowiada tylko pięć osób. Michael oferuje na wynajem 232 nieruchomości, Jorge 172, Fatima 148, Luis 86, a Raul 51.
Nie ma internetu
Airbnb w oficjalnym oświadczeniu wskazało, że niektórzy wynajmujący nie mają dostępu do internetu lub mają go bardzo ograniczony, co zmusza ich do współpracy z tymi, którzy posiadają dostęp do sieci. To właśnie oni przyjmują rezerwację od osób, chcących odwiedzić wyspę i stają się w ten sposób pośrednikami w transakcji. - Dostęp do internetu na Kubie wciąż jest utrudniony, ale postaramy się zarządzać. Wszystko to zmieni się kiedyś w przyszłości - mówi Fatima. Model stosowany na Kubie może teraz być skopiowany na innych rynkach wschodzących, gdzie dostęp do internetu oraz znajomość produktów takich jak Airbnb jest mniej powszechny. Rzeczniczka serwisu podkreśla, że "każdy rynek jest wyjątkowy".
Założone w sierpniu 2008 roku z siedzibą główną w San Francisco, Kalifornia, Airbnb to rynek społeczności służący publikowaniu ofert, dotyczących interesujących miejsc pobytu na całym świecie poprzez internet stacjonarny lub urządzenia mobilne.
Autor: tol/ps / Źródło: Skift, PAP