W środę dowiemy się, co zostało z propozycji Donalda Tuska w sprawie utworzenia unii energetycznej. Z ujawnianych dziś informacji wynika, że najważniejszy punkt, czyli wspólne zakupy gazu nie zostanie szybko zrealizowany. Na co więc możemy liczyć i o co chodzi w tym projekcie?
- "Unia energetyczna" to nowa nazwa dla starej polityki energetycznej Komisji Europejskiej. Jej głównym celem jest stworzenie jednego energetycznego rynku europejskiego - ocenia Andrzej Szczęśniak, ekspert ds. energetyki.
Na początku kwietnia minionego roku ówczesny polski premier zaproponował sześć filarów europejskiej unii energetycznej. Wśród elementów projektu Tusk wymieniał: wspólne negocjacje gazowe całej UE, inwestycje w infrastrukturę energetyczną, szczególnie gazową, lepsze wykorzystywanie własnych, europejskich źródeł energii (jak węgiel czy gaz łupkowy), wyraźne wzmocnienie mechanizmu solidarności na wypadek embarga na dostawy energii oraz "intensywne otwarcie na innych dostawców energii" niż Rosja i Gazprom.
Po co nam unia energetyczna?
Donald Tusk zaproponował koncepcję unii energetycznej w reakcji na kryzys na Ukrainie. Po przejęciu władzy w Kijowie przez opozycję Moskwa podwyższyła cenę, jaką Ukraina miała płacić za rosyjski gaz. Kijów zaprotestował - zarzucił Rosji, że ta bezpodstawnie odebrała jej wcześniej przyznaną zniżkę za dostarczane paliwo. Rosjanie oskarżyli tymczasem Ukrainę o niespłacenie długu za dostarczony wcześniej surowiec.
Od tego czasu trwały rozmowy pomiędzy zwaśnionymi stronami i Komisją Europejską. Toczyły się w cieniu obaw UE o eskalację sporu - przez Ukrainę przebiegają sieci przesyłu surowca do Unii i w razie przerwania dostaw wiele państw europejskich mogłoby odczuć niedobory gazu. W pamięci pozostawał rosyjsko-ukraiński kryzys gazowy z przełomu 2009/2010. Wiele krajów odczuło wtedy poważny spadek dostaw lub całkowite wstrzymanie dostaw błękitnego paliwa przesyłanego przez Ukrainę. Ukraiński koncern paliwowy Naftohaz oświadczył wczoraj, że rosyjski Gazprom naruszył ustalenia dotyczące opłaconych awansem dostaw gazu dla Ukrainy i nie wywiązał się ze zobowiązania - nie dostarczył opłaconej ilości. To kolejny rosyjski szantaż ws. przesyłu surowca.
Równocześnie unia energetyczna stała się jednym z kluczowych priorytetów Komisji Energetycznej. Jej główny celem jest ograniczenie zależności energetycznej UE i zwiększenie jej bezpieczeństwa energetycznego (zarówno w odniesieniu do energii elektrycznej, jak i gazu). A ten problem wraca jak bumerang za każdym razem, gdy Moskwa chce pokazać swoją siłę i używa gazu w politycznych rozgrywkach. Dziś po raz kolejny na przestrzeni ostatnich lat zagroziła zakręceniem Ukrainie kurka z gazem. To odbiłoby się m.in. na Polsce, do której paliwo płynie głównie właśnie przez Ukrainę, a która w dużej mierze uzależniona jest od rosyjskiego gazu.
Skąd UE bierze paliwo?
- W 2013 r. do Unii importowano 53,2 proc. energii - mówi Andrzej Szczęśniak.
Eksperci podkreślają, że kraje Europy Zachodniej są bardziej sceptyczne względem koncepcji wspólnych zakupów gazu, bo są dużo bardziej bezpieczne energetycznie niż państwa Europy Środkowo-Wschodniej. Europa Zachodnia korzysta z rosyjskiego gazu, ale oprócz tego - przez sieć gazociągów - sprowadza surowiec z Norwegii i Afryki Północnej.
W zachodniej części naszego kontynentu znajdują się także liczne terminale LNG, które pozwalają na import surowca np. z krajów Zatoki Perskiej. Sieć gazowa Europy Zachodniej jest bardzo dobrze rozbudowana, istnieją połączenia międzypaństwowe (tzw. interkonektory), a rynki są zliberalizowane (działają giełdy gazu). Tymczasem kraje Europy Środkowo-Wschodniej są dużo bardziej uzależnione od Rosji - przykładowo Polska sprowadza ok. 70 proc. potrzebnego gazu z Rosji, a państwa bałtyckie są wręcz całkowicie uzależnione od dostaw Gazpromu. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej dopiero rozbudowują sieci przesyłu gazu i budują interkonektory, dzięki którym zwiększy się ich bezpieczeństwo energetyczne.
- Proszę zobaczyć na sytuację Polski. Jeszcze siedem lat temu byliśmy w stu procentach zależni od gazu z Rosji. Jeśliby nam zakręcili kurek, to musielibyśmy marznąć i przestać gotować obiad. W tej chwili jesteśmy na długie miesiące zabezpieczeni, mamy możliwość podłączenia się pod system niemiecki, zaraz będzie gotowy gazoport. Sytuacja zmieniła się diametralnie. Zmienia się też ona w Unii Europejskiej - mówił niedawno na antenie TVN24 Biznes i Świat Rafał Trzaskowski, wiceminister spraw zagranicznych.
Wspólne zakupy
Najwięcej kontrowersji w koncepcji unii wzbudził pomysł wspólnych zakupów gazu. Część ekspertów zajmujących się energetyką przekonywała, że będzie to bardzo trudne do zrealizowania, bo nie odpowiada interesom tych państw, które za rosyjski gaz płacą mniej: krajom zachodniej Europy.
- Wspólne zakupy gazu są idee fixe tych państw i grup wpływu, które chcą energetycznego rozwodu z Rosją. Takie odejście zdecydowanie popiera Biały Dom. Jednak w Europie znacząca większość państw jest przekonana, że energetycznie Europa bez Rosji jest skazana na marginalizację tak gospodarczą jak i polityczną. Nie mówiąc już o możliwości potencjalnej wojny w Europie. Polskie nawoływania do unii energetycznej są samobójcze, jeśli weźmiemy pod uwagę stanowisko Brukseli wobec węgla - taka unia to wyrok śmierci na polski węgiel - ocenia Szczęśniak.
Podobne głosy płyną od eksperta z brukselskiego think-tanku Bruegel.
- Wystarczy spojrzeć na obecne ceny gazu w Europie. W krajach UE, które są położone bliżej Federacji Rosyjskiej - Polsce, Węgrzech, Litwie, Łotwie czy Estonii - ceny gazu są wysokie, bo brakuje alternatywnych dostawców wobec Gazpromu. Te państwa wierzą, że jeśli kraje unijne będą razem kupowały gaz, to otrzymają lepsze ceny. Z drugiej strony kraje Zachodu, jak Francja czy Niemcy, płacą mniej za gaz, bo mają alternatywne wobec rosyjskich kierunki dostaw. Te państwa z pewnością nie będą chciały płacić więcej. Dlatego powołanie agencji wydaje się politycznie trudne - mówił PAP wówczas Georg Zachmann, ekspert brukselskiego think-tanku Bruegel. Nadzieję na wspólne zakupy studzi też obecny wiceprzewodniczący KE Marosz Szefczovicz. Jak przyznał, pomysł wspólnych zakupów gazu w UE jest rozważany, ale tylko na zasadzie dobrowolności. Słowacki komisarz odpowiedzialny za prace nad stworzeniem unii energetycznej uważa, że najważniejsze w realizacji tego projektu będzie "polityczne wsparcie". Liczy on na to, że takie wsparcie pomoże zbudować nowy szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Ocenia, że działania Rosji na Ukrainie dały nowy impuls dla realizacji tego projektu.
Unia pod znakiem zapytania
Andrzej Szczęśniak jest bardziej radykalny w sądach i w ogóle nie wierzy w ten projekt. - Nie dojdzie do powstania takiej unii. Ten program Bruksela stara się zrealizować od ponad 25 lat. Postępy są niewielkie, gdyż zgodnie z art. 194 Traktatu Lizbońskiego energetyka leży w gestii państw członkowskich. Te nie chcą oddać tej władzy Brukseli, gdyż dopóki nie ma jednej europejskiej gospodarki (a od tego chyba się oddalamy niż zbliżamy) żadne państwo nie odda strategicznie ważnej gałęzi - uważa ekspert.
Innego zdania jest Trzaskowski, który stwierdził, że mechanizmy dotyczące unii energetycznej “są budowane na naszych oczach”. - W tym roku i w kolejnym należy spodziewać się wcielania w życie konkretnych rozwiązań - podkreślił Trzaskowski. - Na przykład tych dotyczących zmiany rozporządzenia o bezpieczeństwie dostaw, klauzuli gazowych, planowania działania w sytuacjach kryzysowych. Efekt prac nad tymi kwestiami będzie szybko zauważalny - dodał Rafał Trzaskowski.
KE jutro oficjalnie opublikuje pakiet dokumentów w sprawie unii energetycznej, w tym listę konkretnych projektów i działań, jakie mają zostać podjęte w czasie całej kadencji. Projekt, zanim wejdzie w życie, będzie musiał zostać zaakceptowany przez Parlament Europejski i Radę. Oznacza to, że może jeszcze ulec poważnym zmianom.
Autor: mb//km / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: gazprom-neft.com