Gazprom poinformował w sobotę, że wstrzymał dostawy gazu do sąsiedniej Łotwy, oskarżając ją o naruszenie warunków odbioru surowca. Rosyjski koncern nie sprecyzował jednak, jakie warunki miała rzekomo naruszyć Ryga.
Dzień wcześniej łotewska firma energetyczna Latvijas Gaze oświadczyła, że kupuje gaz z Rosji i płaci za surowiec w euro, a nie w rublach wymaganych przez Gazprom. Rzecznik Latvijas Gaze powiedział jednak, że firma kupuje gaz z Rosji, ale nie od Gazpromu. Łotewska firma nie chciała podać nazwy swojego dostawcy, powołując się na tajemnicę handlową.
Płatność za gaz w rublach
Od początku kwietnia br. wszedł w życie dekret Władimira Putina, który wprowadził płatności w rublach za dostawy rosyjskiego gazu, wysyłanego do Europy rurociągami.
W ramach dotychczasowych umów większość firm europejskich płaciła za gaz w euro na konta Gazprombanku w Luksemburgu. Tymczasem dekret wprowadził m.in. obowiązek założenia przez kupujących rosyjski gaz kont walutowych i rublowych w Gazprombanku oraz dokonywanie płatności w schemacie dwuetapowym: najpierw przelew należności w walucie, a następnie konwersja środków na ruble. Według dokumentu uznanie płatności następuje dopiero z chwilą zaksięgowania wpływu na koncie rublowym.
Agencja Reutera zwracała uwagę, że wprowadzony system płatności ujawnił pęknięcia w jednolitej reakcji Europy wobec Rosji za inwazję na Ukrainę. Polska, Bułgaria i Finlandia odrzuciły żądania Rosji i w konsekwencji dostawy surowca do tych krajów zostały wstrzymane. Później pojawiły się informacje, że Gazprom odciął dostawy gazu m.in. do duńskiej firmy Orsted oraz do holenderskiej spółki GaSTerra. Tymczasem spółki z innych krajów dostosowały się do nowej sytuacji.
Rosja ograniczyła dostawy gazu do Europy
Kraje Unii Europejskiej w związku ze zmniejszonymi dostawami rosyjskiego gazu mają problem z zapełnieniem magazynów. Od połowy czerwca br. Gazprom obniżył ilość przesyłanego gazu do poziomu właśnie 40 proc., powołując się na brak turbiny, serwisowanej w Kanadzie.
Od środy Gazprom po raz kolejny zmniejszył dostawy surowca do Niemiec przez położony na dnie Bałtyku Nord Stream 1 do około 20 proc. nominalnej zdolności przesyłowej gazociągu. Koncern przekazał, że rozpoczyna konserwacje jeszcze jednej turbiny. Dzienna zdolność produkcyjna tłoczni Portowaja została zmniejszona do 33 m3 gazu dziennie. Dla porównania maksymalna przepustowość wynosi około 160 mln m3 dziennie.
Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa powiedziała z rozmowie z Polską Agencją Prasową, że "wyłączenie tego gazociągu nie uderza nas w znaczący sposób". - Gaz na potrzeby krajowej konsumpcji jest zapewniony i tutaj jakiejś sytuacji zagrożenia nie ma. Kiedy temperatury spadną, w październiku ruszy Baltic Pipe, którego przepustowość będzie stopniowo zwiększana. Czekamy też na zakończenie testów połączenia ze Słowacją. Mamy zatem kilka kierunków, z których ten gaz mógłby do nas popłynąć - zapowiedziała szefowa MKiŚ. - Na stole mamy różne scenariusze i do każdego się przygotowujemy. Jeśli gaz przestanie płynąć Nord Stream 1 na dłużej, wywoła to niekorzystne efekty w całej Wspólnocie. W Polsce ilość gazu jest i będzie wystarczająca - zapewniła minister Moskwa.
Minister klimatu stwierdziła, że resort nie widzi "dzisiaj konieczności ograniczania dostaw gazu w sezonie zimowym".
Źródło: Reuters, TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock