- Ruszamy do konsultacji z mieszkańcami, to zapewne będzie bardzo trudny proces, bo będzie wzbudzał bardzo dużo emocji, jak zawsze przy tego typu programach. Ale jestem optymistą - powiedział w programie "Fakty po Faktach" minister, pełnomocnik rządu do spraw odbudowy po powodzi Marcin Kierwiński. W środę zaprezentowano samorządowcom "Program redukcji ryzyka powodziowego w zlewni Nysy Kłodzkiej".
Program został opracowany przez Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie pod przewodnictwem prof. Janusza Zaleskiego, dyrektora Projektu Ochrony Przeciwpowodziowej w Dorzeczu Odry i Wisły. W ubiegły piątek główne założenia programu zostały zaakceptowane przez zespół ekspertów ds. odporności po powodzi działający w KPRM.
Program to zestaw kompleksowych działań dla zwiększenia bezpieczeństwa mieszkańców m.in. powiatów kłodzkiego i ząbkowickiego w woj. dolnośląskim oraz brzeskiego i nyskiego w woj. opolskim, przygotowany dla odbudowy odporności powodziowej mieszkańców regionu.
Program został opracowany przez zespół ekspertów pod kierunkiem profesora Janusza Zaleskiego, a jego głównym celem jest zwiększenie bezpieczeństwa mieszkańców Dolnego Śląska i Opolszczyzny.
W różnych wariantach opisanych w "Programie redukcji ryzyka powodziowego w zlewni Nysy Kłodzkiej" rozpatrywanych jest łącznie 20 lokalizacji zbiorników retencyjnych, a tylko dla zlewni Białej Lądeckiej jest sześć wariantów.
- My dopiero rozpoczynamy niejako konsultację tego programu, dzisiaj go zaprezentowaliśmy (...) samorządowcom. Natomiast teraz ruszamy do konsultacji z mieszkańcami, to zapewne będzie bardzo trudny proces, bo pewnie będzie wzbudzał bardzo dużo emocji, jak zawsze przy tego typu programach. Ale jestem optymistą. Zaprezentowaliśmy bardzo dobry program, który ma pełną akceptację środowiska naukowego (...). Dziś to jest projekt, który gwarantuje znaczącą redukcję ryzyka powodziowego na ziemi kłodzkiej - powiedział Kierwiński.
Sześć wariantów, nawet za 4 mld zł
Jak zaznaczył, w ramach programu zaproponowano sześć wariantów i będą one teraz poddawane konsultacjom społecznym.
- One się różnią i pieniędzmi, które trzeba będzie wygospodarować, ale też skalą tej redukcji. W tym zakresie my nie posługujemy się procentową redukcją, że "ryzyko spada o tyle i tyle procent". Posługujemy się raczej kwestiami takimi, ile potencjalnie domów czy terenów, które były i są dziś zagrożone ryzykiem powodziowym, może być przy tych anomaliach pogodowych zagrożonych. I to jest znaczna redukcja, a eksperci mówią, że o ponad 75 procent - wskazał.
Pełnomocnik rządu stwierdził, że będzie to wydatek około 4 miliardów złotych, a "dokładne finansowanie i dokładne źródła finansowania będziemy budować wtedy, gdy konkretne warianty zostaną oczywiście wybrane, a temu mają służyć konsultacje społeczne".
Kierwiński pytany był o liczbę osób, które będą musiały zostać przesiedlone z powodu budowy zbiorników. - Ja bardzo jasno mówiłem. My chcemy zaproponować taki system zarządzania własnością nieruchomości, aby nie było potrzeby wysiedleń. Aby były to wykupy dobrowolne, ale jeśli chodzi o skalę tego procesu, który my proponujemy, to może on dotykać od 150 do 230 osób - w zależności wariantu, który zostanie wybrany. To nie są te tysiące osób, o czym wielokrotnie niektórzy nieodpowiedzialni politycy straszyli - podkreślił.
Prezydent Andrzej Duda w Ameryce
Minister Kierwiński poproszony o ocenę, czy "warto było jechać na tak krótką rozmowę do Donalda Trumpa", gdy nie poznaliśmy konkretnych efektów tej rozmowy, odpowiedział, że w jego ocenie "warto było", bo "każda rozmowa z prezydentem Stanów Zjednoczonych może być ważna".
- Natomiast muszę powiedzieć, że pan prezydent (Duda - red.) powinien zrobić dokładną czystkę w swojej kancelarii, bo to, w jaki sposób przygotowana była ta wizyta, w jaki sposób potraktowany został pan prezydent, ale to nawet nie chodzi przez stronę amerykańską, tylko przez własnych współpracowników, to woła o pomstę do nieba - powiedział polityk KO. - Konsekwencje powinny być wyciągane. Ktoś dopuścił do tego, że jednak autorytet prezydenta RP, urzędu, został nadwyrężony i za to powinny być konsekwencje.
Kierwiński podkreślił, że każda wizyta w Stanach Zjednoczonych i rozmowa z prezydentem Stanów Zjednoczonych jest ważna, ale powinna odbywać się w odpowiednich warunkach.
- Natomiast pan prezydent reprezentuje Rzeczpospolitą, więc jakość tej wizyty, ranga tej wizyty i oprawa tej wizyty powinna być właściwa, godna prezydenta dużego europejskiego kraju - mówił gość "Faktów po Faktach", odwołując się do przebiegu organizacji spotkania prezydentów Dudy i Trumpa, które trwało kilkanaście minut.
Zarzuty dla Mateusza Morawieckiego
Kierwiński pytany o ocenę słów Mateusza Morawieckiego, który zapowiedział, że "nie będzie robił scen" w prokuraturze, gdzie ma stawić się w czwartek i usłyszeć zarzuty w sprawie organizacji tzw. wyborów kopertowych, odparł, że słyszał już podobne zapewnienia, a wychodziło inaczej.
- Ja słyszałem wielu polityków PiS-u, którzy mówili, że nie będą robić scen, a niektórzy z nich dziś znajdują się w innych krajach. Dla mnie jest rzeczą naturalną, że pan Morawiecki będzie odpowiadał za to, co wydarzyło się przy wyborach kopertowych, bo on z dużym prawdopodobieństwem, to oczywiście stwierdzi sąd, proszę pozwolić na ocenę polityczną, moim zdaniem złamał prawo i wiedział, że to prawo łamie. Proszę przypomnieć sobie tamten czas, kiedy samorządowcy, prawnicy, eksperci mówili, że to, co robi Mateusz Morawiecki, jest nielegalne, a mimo to Morawiecki to robił - podkreślił.
Kierwiński powiedział także w "Faktach po Faktach", że gdy "działy się te kwestie wyborów kopertowych", to był na kontroli poselskiej w Ministerstwie Aktywów Państwowych wraz z posłem Cezarym Tomczykiem.
- Od jednego z ministrów usłyszeliśmy wtedy, że nie ma żadnych podpisów pana Sasina, żadnych podpisów nikogo z Ministerstwa Aktywów Państwowych, bo oni dokładnie wiedzą, czym to grozi i niech za to odpowiada Morawiecki. Więc była pełna świadomość w PiS-ie tego, że łamane jest wtedy prawo. I jeżeli było łamane prawo, to dobrze, że Morawiecki za to odpowie - stwierdził minister.
Minister pytany o to, czy spodziewa się, że jutro usłyszymy od byłego premiera, że jego przesłuchanie "jest działaniem antydemokratycznym" lub "zemstą Tuska albo całej Koalicji Obywatelskiej na Prawie i Sprawiedliwości" odparł, że nie ma "co do tego żadnej wątpliwości".
- Natomiast to jest jego jedyna linia obrony. Sprawa jest oczywista, przekroczył swoje uprawnienia, podejmował decyzje jako premier polskiego rządu, do których nie miał prawa. I za to powinien odpowiadać. I dobrze, że jutro będzie w prokuraturze i dobrze, jeżeli postawione mu zostaną zarzuty. Natomiast to, że każda próba przywracania praworządności przez polityków PiS-u kwitowana jest lamentem z ich strony, jak to łamana jest konstytucja... no cóż, musimy z tym jakoś żyć i robić swoje. Każdy, kto łamał zapisy prawa, zostanie rozliczony prędzej czy później - podkreślił Kierwiński.
"Wstyd, że ktoś taki jest posłem"
Minister Kierwiński pytany o to, czy zna posła Dariusza Mateckiego, przyznał, że tak i "to w ogóle wstyd, że ktoś taki jest posłem".
- On też ma usłyszeć zarzut za ustawianie konkursu z pieniędzy Funduszu Sprawiedliwości. Mówi, że nie wyjedzie na Węgry, chociaż te szlaki na Węgry zostały już przetarte przez pana Marcina Romanowskiego - powiedział. Dodał, iż "ma nadzieję", że na Węgry jednak nie wyjedzie.
- Mam nadzieję, że zostaną mu postawione zarzuty i odpowie za to, czego się dopuścił. Natomiast panie redaktorze, no nie jest przypadkiem, że jedno środowisko polityczne, nawet w ramach PiS-u, mówię tutaj o środowisku politycznym, które kiedyś nazywało się szumnie Solidarną Polską, potem Suwerenną Polską, no dość... każdy niemal z tych polityków ma jakieś problemy z prawem - powiedział Kierwiński.
Przypomniał przy tym, że były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro "boi się stanąć przed komisją śledczą do spraw Pegasusa, boi się zeznawać na temat Pegasusa".
- Pan Romanowski (…) ucieka za granicę, jest pierwszym polskim parlamentarzystą, który uciekł, nie chcąc odpowiadać za swoje przewinienia. Mamy pana Mateckiego. Wcześniej mieliśmy innych polityków Solidarnej Polski. No trzeba powiedzieć, że to pokazuje, z kim mieliśmy do czynienia. Mieliśmy do czynienia z politykami, którzy robili wszystko, aby zajmować się swoimi prywatnymi interesami, a nie sprawami Polski i Polaków - stwierdził.
Kierwiński pytany o zarzuty wobec trzech dyrektorów Lasów Państwowych i fikcyjnego zatrudnienia posła Mateckiego w państwowej spółce, gdzie miał zarobić pół miliona złotych, chociaż nie ma żadnego śladu jego działalności, odpowiedział, że "to jest jeden wielki skandal".
- Wie pan, jeżeli to jest prawda, mówię jeżeli, choć jestem przekonany, że tak właśnie jest, tylko że chcę, żeby sąd potwierdził to, bo to sąd decyduje na ten temat, to to jest jeden wielki skandal, ale to jest bardzo typowe dla polityki PiS-u. No przecież wielu ich działaczy z dnia na dzień stawało się milionerami. Albo zasiadali w spółkach Skarbu Państwa i zarabiali gigantyczne pieniądze, mimo że nie mieli żadnych kompetencji, albo pracowali na fikcyjnych etatach - powiedział minister.
Kierwiński zaznaczył, że "dziś krok po kroku Prokuratora Krajowa, pan prokurator generalny Adam Bodnar, stawiają tym ludziom zarzuty".
- Nie przestaniemy tego robić, dopóki każde takie złodziejstwo, bo jeżeli to się potwierdzi, to trzeba powiedzieć jasno, to nie było żadne lewe zatrudnienie, to było zwykłe złodziejstwo, musi zostać rozliczone - podsumował.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24