Cena energii elektrycznej na polskim rynku bilansującym podskoczyła do 2500 złotych za megawatogodzinę (MWh). Tak drogo jeszcze nigdy nie było - informuje portal branżowy wysokienapiecie.pl. Wyjaśnia, że tak wysoka cena to to między innymi efekt licznych "awarii" w polskich elektrowniach, za którymi mogą stać braki węgla.
"W poniedziałek, 4 lipca, wieczorem, cena energii na rynku bilansującym wzrosła do najwyższego poziomu w historii − 2487,24 zł/MWh. Nie jest to jeszcze cena ostateczna, bo może się zmieniać w najbliższych dniach, a nawet tygodniach" - napisano na portalu.
Rynek bilansujący - o co chodzi?
Wyjaśniono przy okazji, czym jest rynek bilansujący. "To mechanizm rozliczania wytwórców i odbiorców po zrealizowanych rzeczywistych dostawach energii elektrycznej" - napisano. Przy czym prąd mogą kupować na rynku bilansującym zarówno wytwórcy, którzy dostarczają energię, jak i odbiorcy.
W przypadku wytwórcy - jeśli "zadeklarował, że w danej godzinie dostarczy do systemu 100 MW, a dostarczył tylko 90 MW, musi zapłacić za niedostarczone przez niego 10 MW".
Z kolei w przypadku odbiorców, czyli "głównie dużych zakładów przemysłowych albo spółek kupujących energię dla swoich klientów", to gdy np. "odbiorca zakontraktował na Towarowej Giełdzie Energii zakup 150 MW, a jego klienci zużyli 160 MW", to "brakujące 10 MW musi dokupić na rynku bilansującym".
Rekordowa cena prądu na rynku bilansującym
"W poniedziałek tę energię spółki energetyczne dokupowały lub odsprzedawały na rynku bilansującym za pieniądze niewyobrażalne jeszcze rok temu. Wcześniej, w momentach znaczących awarii i braków mocy w systemie ceny sporadycznie wzrastały w pojedynczych godzinach do 1000-1500 zł/MWh" - podał portal wysokienapiecie.pl.
Portal wyjaśnił, że "sytuacja na rynku bilansującym znalazła odzwierciedlenie na Rynku Dnia Bieżącego (RDB) Towarowej Giełdy Energii, a cena "poszybowała tam do 2500,28 zł/MWh".
Dlaczego energia jest tak droga?
"Państwowe elektrownie zaczęły w końcu oferować swoją produkcję po kosztach uwzględniających nie polskie, a europejskie ceny węgla kamiennego" - czytamy na wysokienapiecie.pl.
Portal zwrócił uwagę, że "w poprzednich miesiącach polska energetyka liczyła koszty produkcji po cenach zakupu węgla w Polsce, ceny na rynku hurtowym w Polsce należały do najniższych w Europie, a w efekcie Polska stała się znaczącym eksporterem energii elektrycznej", przez co "zapasy polskiego węgla się skończyły".
W związku z tym polskie elektrownie "musiały dokupować węgiel na zagranicznych rynkach, znacznie droższej od cen z kontraktów długoterminowych z polskimi kopalniami". Wysokienapiecie.pl podało, że "część polskich kopalń ograniczała dostawy po tych stawkach do minimów lub nawet zrywała kontrakty po starych cenach i część węgla z polskich kopalń też jest już dziś na rynku oferowana za ponad 1500 zł/t".
Portal przekazał, że "polskie elektrownie jak jeden mąż doznają 'awarii'", choć zaznaczył, że "oficjalne przyczyny są bardzo różne, ale w taki zbieg okoliczności, że niemal wszystkie bloki w kraju psują się w mniejszym lub większym stopniu trudno uwierzyć".
Wytłumaczono, że "przy niskiej niedostępności bloków, bilans produkcji energii zamyka się na wysokich cenach na rynku bilansującym, a to przekłada się też na oczekiwania cenowe na Towarowej Giełdzie Energii".
"Gdy ceny na TGE wzrosną wystarczająco mocno, Polska wyeksportuje mniej energii, a elektrownie przepalą mniej węgla, którego zapasy są dziś w Polsce na bardzo niskim poziomie. Eksportując energię moglibyśmy nie nadążyć z gromadzeniem zapasów węgla na zimę. Zwłaszcza że energetycy bardzo nieśmiało sprowadzają miały zza granicy, przez co zapasy węgla przy niektórych elektrowniach są poniżej ustawowego minimum, a w innych nieznacznie je przekraczają" - napisano na portalu.
Źródło: wysokienapiecie.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock