Po zamieszaniu w siedzibie LOT prezes spółki Rafał Mielczarski zgodził się na rozmowy z posłami opozycji oraz przedstawicielami załogi. Zastrzegł, że nie będzie rozmawiał z nikim z zarządu związku zawodowego. Z kolei związkowcy skarżą się, że ich przepustki nie działają, przez co nie mają dostępu do budynku dla personelu i tym samym są zmuszeni do protestu w deszczu. Drzwi do budynku dla personelu próbował otworzyć sam prezes Milczarski, jednak jego karta również nie zadziałała.
W kompleksie budynków LOT pojawili się we wtorek z interwencją posłowie PO - była premier Ewa Kopacz i Bartosz Arłukowicz. Pomiędzy budynkami, na wolnym powietrzu protestują uczestnicy strajku.
Prezes Milczarski wyszedł do protestujących, a odpierając zarzuty, że "trzyma ludzi na deszczu" wyjaśnił, że wśród protestujących znajdują się osoby zwolnione z LOT i ich przepustki do budynków nie działają. Według niego, działają natomiast przepustki osób, które nie zostały zwolnione.
Próba z przepustką
- Szanowni państwo bardzo dobrze wiecie, że w tamtym budynku znajduje się szatnia, w której są toalety i ciepłe miejsca - zwrócił się do związkowców i dziennikarzy Milczarski, wskazując na obiekt dla personelu.
- Państwa wyborem jest, że tutaj stoicie w deszczu. Możecie się tam schować, tego nikt wam nie broni - mówił. Następnie prezes Milczarski zaprosił związkowców i dziennikarzy do szatni dla personelu LOT, by udowodnić im, że przepustki działają. Milczarski podszedł do drzwi i przyłożył swoją przepustkę do czytnika. Karta jednak nie zadziałała i prezesowi nie udało się otworzyć drzwi. - To jest pomieszczenie pracowników, którzy mają szatnie. Nie jestem osobą upoważnioną do wstępu do tego budynku, ale zaraz wezwę osobę, która tu pracowników wpuści - wyjaśnił prezes PLL LOT.
Milczarski wraz z posłami przeszedł następnie do biurowca LOT, gdzie spotkały się dwie grupy pracowników - strajkujących i przeciwników protestu. W czasie dyskusji z posłami prezes oświadczył, że może udać się na rozmowy z posłami i z przedstawicielami załogi. - Zgadzam się na osoby, które nie są w zarządzie związku - oświadczył.
Milczarski: nielegalny strajk
Prezes LOT powtórzył, że strajk jest nielegalny i dodał, że był motywowany politycznie - miał związek z niedzielnymi wyborami. Milczarski oświadczył też, że zwolniona szefowa Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) Monika Żelazik nie zostanie przywrócona do pracy do czasu rozstrzygnięcia sądowego.
Jej przywrócenie było jednym z postulatów strajkujących. - Nie zostanie przywrócona do pracy, bo jej obecność w firmie stanowiłaby zagrożenie dla pasażerów. Naszą decyzją do firmy nie wróci, ewentualnie decyzją sądu - stwierdził Milczarski.
LOT odwołuje rejsy
Z powodu odmowy wykonania lotu przez pilotów lub stewardesy, które uczestniczą w - jak uważa prezes - nielegalnym strajku dwóch związków zawodowych działających w spółce, PLL LOT od początku strajku odwołały w sumie 28 rejsów (tam i z powrotem) - poinformował we wtorek rzecznik LOT Adrian Kubicki.
Pierwszy rejs LOT był zmuszony odwołać w niedzielę pod wieczór z Warszawy do Toronto w Kanadzie. Brak wylotu samolotu do Kanady, oznaczało skasowany rejs z Kanady do Polski. W poniedziałek LOT odwołał 24 rejsy. Były to: Warszawa-Tokio-Warszawa, Warszawa-Seul-Warszawa, Warszawa-Toronto-Warszawa, Warszawa-Norymberga-Warszawa, Warszawa-Londyn-Heathrow-Warszawa, Warszawa-Paryż-Warszawa, Warszawa-Szczecin-Warszawa, Warszawa-Gdańsk-Warszawa, Warszawa-Zielona Góra-Warszawa, Warszawa-Hamburg-Warszawa, Warszawa-Moskwa-Domodiedowo-Warszawa, Warszawa-Berlin-Tegel-Warszawa. We wtorek LOT odwołał rejs z Warszawy do Krakowa oraz lot powrotny.
Zwolnienia
Milczarski przekazał w poniedziałek, że 67 osób zostało dyscyplinarnie zwolnionych z powodu nieprzystąpienia do pracy w związku z ich uczestnictwem w nielegalnym - jego zdaniem - strajku w spółce. Z danych LOT wynika, że w sumie w firmie pracuje ok. 1,3 tys. stewardes i 700 pilotów. Spółka zatrudnia około 3 tys. osób.
OPZZ: solidarność ze strajkującymi i zwolnionymi
"Pełną solidarność ze strajkującymi i zwolnionymi z pracy" wyrazili we wtorek związkowcy z OPZZ.
"Trudno nam odnaleźć w pamięci równie bezpośredni i masowy atak na prawa pracownicze i związkowe w Polsce po 1989 roku. Jest to dodatkowo haniebne, bo ma miejsce w strategicznej spółce Skarbu Państwa, podlegającej bezpośrednio nadzorowi Prezesa Rady Ministrów – premiera rządu, który nieustannie deklaruje praworządność i troskę o interesy pracowników" - dodano w stanowisku wysłanym do mediów.
Jak zaznaczyli związkowcy - według protestujących - zarząd PLL LOT m.in. poniżał strajkujących – odmawiał dostępu do toalet, zabronił ustawienia toalet przenośnych, zakazał używania płachty przeciwdeszczowej i prowizorycznego ogrzewania, nakłaniał pracowników do przerwania zwolnień lekarskich i powrotu do pracy, a uczestników strajku zastraszał i nękał oraz nakłaniał do lotów na stanowiskach przekraczających ich kwalifikacje.
Strajk w LOT
Strajk zorganizował Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy, polega on na dobrowolnym, powszechnym powstrzymaniu się od pracy przez protestujących pracowników. Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy został wybrany spośród zarządów dwóch reprezentatywnych związków zawodowych: Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) na czele z Moniką Żelazik oraz Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, którego przewodniczącym jest Adam Rzeszot. Związkowcy domagają się przede wszystkim przywrócenia do pracy przewodniczącej ZZPPiL Moniki Żelazik, która została dyscyplinarnie zwolniona z pracy, a także przywrócenia do pracy 67 osób dyscyplinarnie zwolnionych oraz dymisji prezesa PLL LOT.
Spornym punktem między związkami zawodowymi działającymi w LOT a władzami spółki jest wypowiedziany w 2013 roku regulamin wynagradzania z 2010 roku. LOT wówczas stanął na krawędzi bankructwa i musiał przeprowadzić restrukturyzację. Spółka otrzymała pomoc publiczną, którą notyfikowała Komisja Europejska.
Stare zasady dot. wynagrodzeń zostały zastąpione nowymi, ramowymi - zdaniem związków - mniej korzystnymi dla pracowników. Obecnie płace zależą m.in. od wylatanych godzin. Związki zawodowe krytykują też władze spółki, że nowi pracownicy, np. stewardesy nie są zatrudniani na umowy o pracę, tylko na umowy cywilnoprawne lub prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą.
Autor: mp//dap / Źródło: PAP, tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24