Do Polski nadal nie popłynęły pieniądze z Funduszu Odbudowy. - Budzi nasz wysoki sprzeciw i niesmak zachowanie rządu w tym zakresie, bo niesięganie po te pieniądze jest okradaniem polskiego społeczeństwa - powiedział w programie "Jeden na jeden" w TVN24 Rafał Baniak, prezes Pracodawców RP. Były wiceminister skarbu państwa wskazał, że te "środki nie są na przejedzenie, tylko na inwestycje". - Inwestycje w naszej opinii, to jest najlepsze remedium na inflację - podkreślił Baniak.
Komisja Europejska na początku czerwca br. zaakceptowała polski Krajowy Plan Odbudowy. To krok w kierunku wypłaty przez UE 23,9 mld euro dotacji i 11,5 mld euro pożyczek w ramach Funduszu Odbudowy.
KE zaznaczyła m.in. że polski KPO "zawiera kamienie milowe związane z ważnymi aspektami niezależności sądownictwa, które mają szczególne znaczenie dla poprawy klimatu inwestycyjnego i stworzenia warunków dla skutecznej realizacji" i że "Polska musi wykazać, że te kamienie milowe zostały osiągnięte przed dokonaniem jakichkolwiek wypłat w ramach Funduszu Odbudowy".
"Środki z KPO nie są zapisane w budżecie"
- Budzi nasz wysoki sprzeciw i niesmak zachowanie rządu w tym zakresie, bo niesięganie po te pieniądze jest okradaniem polskiego społeczeństwa - powiedział w programie "Jeden na jeden" w TVN24 Rafał Baniak, prezes Pracodawców RP.
Jak podkreślił, "są to pieniądze, które się Polsce należą". - Bo rząd te pieniądze negocjował, rząd zgodził się na określone kamienie milowe, po czym w połowie drogi zawraca i mówi: ja tych kamieni milowych nie zamierzam realizować, uważamy, że Komisja Europejska nas szantażuje i poradzimy sobie bez tych pieniędzy. To jest jakby odwrócenie kota do góry ogonem, bo przecież to się nie wydarzyło w zaciszu gabinetów kilku osób, tylko to był transparentny proces, ogłoszony jako wielki sukces, jako największe pieniądze dla naszego państwa, dla polskiej gospodarki w historii - zwracał uwagę były wiceminister skarbu państwa.
Jak zauważył, te "środki nie są na przejedzenie, tylko na inwestycje". - Jesteśmy spóźnieni i to już nie miesiące, za chwilę pójdziemy w lata. Słyszymy coraz częściej, że rząd finalnie chce rezygnować w ogóle z tego instrumentu. Wiemy, że środki z KPO nie są zapisane w budżecie, czyli jakby rząd pogodził się z tym, że tych pieniędzy nie będzie - mówił gość programu "Jeden na jeden" w TVN24.
- To jest w naszej opinii, po pierwsze, okradaniem polskiego społeczeństwa. Po drugie, jest oszustwem wobec przedsiębiorców, którzy rzeczywiście w swoich projekcjach biznesowych, zwłaszcza w tym trudnym czasie zakładali wsparcie dla swoich inwestycji w ramach tych środków. Środki z KPO, to są środki na inwestycje, a inwestycje w naszej opinii, to jest najlepsze remedium na inflację - podkreślił Baniak.
Dopłaty do ogrzewania - dla kogo?
Prezes Pracodawców RP mówił też o sytuacji na rynku energetycznym i działaniach rządu w tym zakresie. - Rząd przygotował ustawę, która ma pomagać odbiorcom indywidualnym, tym, którzy pozostali przy tradycyjnym opale węglem, czyli tym najbardziej emisyjnym, mimo że Polacy byli zachęcani do tego, w tym jednostki funkcjonujące w ramach samorządów, żeby się transformować, żeby przechodzić na niższą emisję - zwracał uwagę Baniak.
Jego zdaniem "nie powinno być tutaj nonszalancji po stronie rządu, czyli dajemy wszystkim równą kwotę, tylko powinien zostać ustanowiony próg dochodowy". Dodatkowo - jak zauważył - "te pieniądze powinno się podzielić na wszystkich konsumentów, którzy korzystają z poszczególnych źródeł energii, bo nie tylko drożeje węgiel".
Premier Mateusz Morawiecki podczas wtorkowej konferencji prasowej zapowiedział, że do czwartku ma być gotowy projekt ustawy dotyczący wsparcia dla tych, którzy ogrzewają się innymi niż źródłami niż węgiel.
- Natomiast są to znowu działania spóźnione, które wywołały popłoch i chaos na rynku po stronie konsumentów indywidualnych, ale też po stronie odbiorców instytucjonalnych. To, co dzieje się w miejskich ciepłowniach, szpitalach, w tym szpitalach samorządowych, tych drastycznych wzrostów cen te jednostki nie były w stanie przewidzieć, więc dzisiaj, niestety, oczekiwana jest interwencja państwa - powiedział Rafał Baniak.
- Bardzo się źle z tym czuję, mówiąc o takiej konieczności, bo wolimy jak się rynek się sam reguluje, ale rynek się sam reguluje, jeżeli są zjawiska możliwie przewidywalne i nie zaskakujące uczestników rynku. Tutaj mówimy o pełnym zaskoczeniu, bo można było założyć wzrost cen mniej więcej na poziomie wysokiej inflacji, natomiast nie można było założyć kilkukrotnego wzrostu cen - wyjaśniał były wiceminister skarbu państwa.
Prezes Pracodawców RP wraz z szefem śląsko-dąbrowskiej Solidarności skierowali list do premiera Mateusza Morawieckiego, w którym alarmują, że firmy z sektora energochłonnego przeżywają dziś największy od lat kryzys. "Utrzymywanie się cen na tak wysokim poziomie spowoduje trwałą nieopłacalność funkcjonowania tych przedsiębiorstw, w konsekwencji ich upadłość. Nie wytrzymają one takich obciążeń kosztowych i istnieje ogromne ryzyko, że polska gospodarka na trwałe je utraci" - czytamy w liście.
"Dzisiaj autoryzujemy takie działanie, traktując je absolutnie przejściowo"
Baniak podkreślił, że w normalnych czasach byłby "absolutnie przeciwny temu, żeby subsydiować te osoby, jednostki bardziej bierne i mniej aktywne zawodowo, natomiast dzisiaj sytuacja jest nadzwyczajna". Stąd - jak dodał - uważa, że trzeba najbiedniejszym pomóc.
- Nie może to być schemat długofalowy. Traktujemy tę sytuację incydentalnie, nie wiemy, jak długo ta sytuacja potrwa, ale zakładamy, że to jest jakiś określony okres czasu, że nie jest to dane raz na zawsze - powiedział gość programu "Jeden na jeden" w TVN24.
Jednocześnie zwracał uwagę, że "nie są to pieniądze dane od rządu do społeczeństwa, tylko rząd w naszym imieniu musi społeczeństwo zadłużyć, żeby dzisiaj tym najuboższym pomóc". - Dzisiaj autoryzujemy takie działanie, traktując je absolutnie przejściowo - zastrzegł.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN24