Dlaczego polski rząd znów pcha Polskę w kłopoty? Brak konsultowania tej sprawy z Niemcami (...) powoduje, że znowu Polska naraża się na gigantyczne kary - skomentował sytuację Krzysztof Śmieszek z Nowej Lewicy. Po Czechach, również Niemcy skarżą polski Turów. Robią to już po raz drugi, bo w jednej z miejscowości - niemieckiej Żytawie - niepokojąco obniża się poziom wód gruntowych. Polskie Ministerstwo Klimatu i Środowiska podjęło niedawno decyzję o przyznaniu koncesji dla kopalni Turów do 2044 roku. Materiał Łukasza Łubiana w programie "Polska i Świat".
Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska, przekazała, że "nie ma sporu między Polakami i Czechami, więc nie ma powodu, aby wtrącały się w nasze relacje, bardzo ustabilizowane i dobrze prowadzone państwa trzecie".
Turów: Polska po raz drugi popełniła ten sam błąd
Państwo trzecie, o którym mówi minister Moskwa to Niemcy, które po raz drugi skarżą się na kopalnię Turów. Radni 30 tysięcznego miasta Żytawy składają pozew do sądu administracyjnego, bo nie zgadzają się na rozbudowę kopalni i dalsze wydobycie węgla brunatnego.
- Strona polska po raz drugi popełniła ten sam błąd. To znaczy, że forsuje swoje decyzje bez poszanowania procedury, która istnieje, przygotowania odpowiednich dokumentów, które muszą się uprawomocnić albo mogą być zaskarżone - wyjaśnił Mirosław Proppe, prezes zarządu WWF Polska.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska w lutym podjęło decyzje o przyznaniu koncesji dla kopalni Turów do 27 kwietnia 2044. Tym samym nie wzięto pod uwagę zdania okolicznych mieszkańców, organizacji ekologicznych i sąsiadów Polski.
- Dostępne już analizy, na które powoływali się mieszkańcy Żytawy mówiły o tym, w związku z działalnością kopalni Turów, poziom wód gruntowych obniżył się tam o 100 metrów - powiedziała Anna Meres z Greenpeace.
Niemcy twierdzą, że raport oceny oddziaływania na środowisko przygotowany przez polską stronę jest niekompletny i zupełnie nie uwzględnia tego, jakie szkody Turów wyrządza poza granicami kraju. I właśnie to jest powodem pierwszego pozwu do sądu administracyjnego z ubiegłego roku. Skarga miasta Żytawy jest w WSA w Warszawie, dlatego zdaniem Niemców cała procedura przyznawania koncesji nie miała prawa się zakończyć.
- Dlaczego polski rząd znów pcha Polskę w kłopoty? Brak konsultowania tej sprawy z Niemcami, nieprowadzenie dialogu, brak rozmów, odwrócenie się od Niemców plecami, powoduje, że znowu Polska naraża się na gigantyczne kary - skomentował sytuację Krzysztof Śmieszek z Nowej Lewicy.
Odpowiedź ministerstwa i oceny ekspertów
Ministerstwo Klimatu w odpowiedzi na pytania TVN24 o rozbudowę Turowa, obniżenie poziomu wód gruntowych w Żytawie, brak wody w kranach i popękane domy oraz drogi odpowiedziała, że "Front robót eksploatacyjnych do 2044 roku będzie się przesuwał w stronę Opolna Zdrój, a nie w stronę Zittau wzdłuż Nysy Łużyckiej".
"Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska przeanalizował poruszaną w odwołaniu miasta Zittau kwestię i nie doszukał się w tym zakresie znaczącego oddziaływania" - zaznaczono.
Z kolei Anna Meres wytłumaczyła, że "działalność kopalni odkrywkowych powoduje tak zwany lej depresji, to oznacza że w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od granicy odkrywki dochodzi do zaniku wód podziemnych".
Eksperci twierdzą, że upieranie się przy przedłużeniu koncesji dla Turowa to wprowadzenie w błąd kilku tysięcy pracowników kopalni i elektrowni.
- Ze swojego doświadczenia zawodowego wiem, bo robiłem taką analizę dla grupy PGE, że złoża tego węgla, jaki i stan inżynierski, techniczny elektrowni przekłada się na to, że ona będzie działa przez jeszcze 10 może 15 lat - ocenił Mirosław Proppe.
Niewykluczone, że sprawa trafi do Trybunału Sprawiedliwości
Każdy stracony rok to mniejsze szanse na pieniądze z Unii Europejskiej na transformację regionu.
Magdalena Mazur z partii Zieloni wskazała, że "jest wiele regionów na dolnym śląsku, które skorzystały z funduszu sprawiedliwej transformacji".
- Na przykład prezydent Wałbrzycha. Niestety nie ma takiego planu dla okolic Bogatyni, dla Turowa - podkreśliła.
Niemcy na razie wykorzystują możliwości, jakie daje polskie sądownictwo. Niewykluczone jednak, że zdecydują się pójść śladami Czechów, a sprawa trafi do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
- Czechy nie tylko pozwały Polskę, ale zarządali natychmiastowego wstrzymania wydobycia. Polski rząd nie zamierzał się do tego zastosować, dlatego płacił kary, które wynosiły pół miliona euro dziennie. I tak do momentu podpisania zarumienienia, po tym jak Czesi wycofali skargę - przypomniał Maciej Sokołowski, korespondent TVN24.
Naliczona kara 68,5 mln euro została już potrącona z funduszy przewidzianych dla Polski.
Dodatkowo Polska przelała Czechom 45 milionów euro za wycofanie skargi i zobowiązała się do wykonania szeregu inwestycji ograniczających wpływ kopalni na środowisko.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: DarSzach/Shutterstock