BikeMic powstał z myślą o rowerzystach. Pozwala słuchać muzyki w czasie jazdy i zwiększa bezpieczeństwo. Czy odmieni los cyklistów na całym świecie? Na razie jego twórcy zbierają pieniądze na uruchomienie masowej produkcji.
BikeMic to wynalazek polskich inżynierów, który może zrewolucjonizować jazdę na rowerze, rolkach, czy deskorolce po zatłoczonych ulicach miast. Pozwala jednocześnie słuchać muzyki oraz otoczenia, czyli np. przejeżdżających samochodów. Co ważne, futrzana obudowa mikrofonu eliminuje szum wiatru.
Jak działa?
Marcin Stolarski, twórca BikeMic tłumaczy, że urządzenie oparte jest o tzw. mikrofon rowerowy, który likwiduje problem izolacji otaczających dźwięków przez słuchawki, co bywa bardzo niebezpieczne.
- Urządzenie podłączamy pomiędzy słuchawki a nasz odtwarzacz MP3 np. w smartfonie. Dźwięk z odtwarzacza trafia po kabelku do BikeMic. BikeMic ma wbudowany mikrofon stereo (który słucha naszego otoczenia) oraz mikser audio, który miesza nasza muzykę z dźwiękami otoczenia i wysyła do naszych słuchawek. Za pomocą potencjometrów możemy dokładnie wyregulować głośność muzyki oraz otoczenia, w zależności od tego, czy jedziemy po głośnej ulicy, czy przez cichy las - wyjaśnia Marcin Stolarski.
Za wieloma przełomowymi odkryciami stała potrzeba. Tak też było z BikeMic-iem. Jego twórca dojeżdża do pracy rowerem, pokonując każdego dnia 10 km tuż obok głośnej ulicy. Zawsze, gdy robił to bez słuchawek, przeszkadzał mu hałas przejeżdżających samochodów. Natomiast, gdy przemieszczał się w słuchawkach, to jazda była niekomfortowa i często niebezpieczna.
- Czułem się niepewnie, bo nie słyszałem innych uczestników ruchu. Ponieważ jestem inżynierem kosmicznym i na co dzień pracuję w Centrum Badań Kosmicznych PAN i buduję satelity kosmiczne. Zbudowałem dla siebie pierwszego BikeMic-a, a potem pomyślałem, że może on zrewolucjonizować świat, więc założyłem start-up, aby rozpocząć masową produkcję - opowiada Stolarski.
Trwa zbiórka
Jednak, aby to się stało, potrzeba niemałej sumy. Dlatego twórcy BikeMic-a w serwisie crowdfundingowym IdieGoGo zbierają pieniądze, które umożliwią im rozpoczęcie masowej produkcji. Chcą uzbierać 100 tys. dolarów.
- Co ciekawe, to, co najdroższe jest zarazem najtańsze i jest nim plastikowa obudowa. Aby produkować obudowy BikeMic, które kosztują 2 zł trzeba zamówić matryce do jej tłoczenia, która kosztuje nawet 100 tys. zł. Jeśli zbierzemy około 1,5 tys. pierwszych klientów BikeMic. to będziemy mieć pieniądze, aby wykonać tą matryce do wyciskania oraz na elementy i montaż, aby wykonać BikeMic-i dla wszystkich pierwszych klientów - tłumaczy Stolarski. Dodaje, że jeśli wszystko potoczy się po ich myśli, to do produkcji trafią dwie wersje.
- Model B z obudową drukowaną na drukarce 3D będzie dostępny jesienią. Model C z tłoczona obudową będzie dostępny na wiosnę 2016 roku - zapowiada Stolarski.
Dobry pomysł?
Maciej Sobol, rowerowy pasjonat i autor bloga na-rower.com przyznaje, że trzyma kciuki za powodzenie projektu polskich twórców, bo zwiększa on bezpieczeństwo cyklistów.
- Każdy, kto używa słuchawek podczas jazdy, wie jak potrafią izolować od otoczenia. Z jednej strony, jest to dobre. Bo kto lubi słuchać warkotu silników, klaksonów i ulicznego gwaru? Ale, z drugiej strony, dużo łatwiej o niebezpieczną sytuację. Skręt w lewo jest najniebezpieczniejszym manewrem wykonywanym przez rowerzystów. Warto używać wtedy wszystkich posiadanych zmysłów. BikeMic na to pozwala - mówi Maciej Sobol.
Bloger twierdzi, że polscy kierowcy nie są jeszcze obyci z rowerzystami, a sami cykliści również często nie są bez winy, bo łamią przepisy i uważają, że znaki drogowe ich nie dotyczą.
- Musi jeszcze dużo wody w Wiśle upłynąć, nim nauczymy się wspólnie i odpowiedzialnie korzystać z dróg. Leży także infrastruktura, co również prowadzi do wielu potencjalnie niebezpiecznych sytuacji. Trudno skupić się na ulubionym utworze, gdy samochody mijają nas na "grubość lakieru", a pod kołami mamy dziury. Wyjściem jest słuchanie muzyki po cichu lub słuchanie na otwartych głośnikach podpiętych do telefonu. To drugie jest jednak nieuprzejme - uważa Sobol i przyznaje, że lepszym rozwiązaniem może być właśnie BikeMic.
Co przeszkadza?
- Chętni na to urządzenie z pewnością się znajdą. Jednak nie wiem, czy zachwycą się nim w obecnym wydaniu. Niewiele osób zdecyduje się wozić kolejny przedmiot, który można stosunkowo łatwo zgubić (należy go wozić na zewnątrz) oraz regularnie ładować - ocenia ekspert.
Łukasz Przechodzeń, autor bloga roweroweporady.pl twierdzi, że w używaniu BikeMic-a cyklistom mogą przeszkadzać kable, które będą łączyły urządzenie z odtwarzaczem, czyli np. telefonem.
- Obecnie wygląda to jak dodatkowe urządzenie, które trzeba ze sobą wozić i podpinać kolejne kable. Dużo wygodniej byłoby, gdyby zamiast nich twórcy wykorzystali technologię bluetooth. Obyłoby się bez oplatania rowerzysty kolejnymi przewodami - twierdzi Przechodzeń.
Przechodzeń twierdzi również, że rowerzystów może odstraszyć wysoka cena. - Zakładane 70 dolarów, czyli około 250 zł, będzie stanowić dużą barierę nawet dla osób zainteresowanych tym gadżetem - ocenia bloger i dodaje, że pomysł zwiększenia bezpieczeństwa rowerzystów jest słuszny, ale obawia się, że może wyjść z niego drugi Hövding.
- To poduszka powietrzna dla rowerzystów, która faktycznie zwiększa bezpieczeństwo, ale nie dość, że kosztuje 1,2 tys. zł, to jedno ładowanie wystarcza na zaledwie 9 godzin jazdy. A to stawia spory znak zapytania nad sensownością jej używania - podsumowuje Łukasz Przechodzeń.
Dobry kierunek
Zdaniem Macieja Sobola twórcy BikeMic-a nie powinni się zniechęcać, bo każde urządzenie jest wielokrotnie udoskonalane zanim podbije serca klientów. - Pierwszy komputer był ogromny, ciągle się psuł, ale chodziło o coś więcej. Ważny jest kierunek i cel jaki przyświecał konstruktorom. Tutaj może być podobnie - dodaje Sobol.
Autor: Marek Szymaniak/gry / Źródło: tvn24bis.pl,
Źródło zdjęcia głównego: bikemic.eu