Tylko mała grupa pracowników była odpowiedzialna za manipulacje przy amerykańskich testach emisji spalin - poinformował w czwartek koncern Volkswagen. Zapewnił jednocześnie, że nie ma przesłanek, aby w ten proceder byli zamieszani członkowie rady nadzorczej.
Prezes rady nadzorczej Volkswagena Hans Dieter Poetsch poinformował, że postępowanie dotyczące instalowania w ich samochodach oprogramowania pozwalającego na manipulowanie pomiarem emisji spalin i zaniżanie pomiaru emisji tlenku azotu przebiega sprawnie. Jednocześnie ocenił, że afera była wynikiem "serii błędów" i miną miesiące zanim będzie można wskazać konkretnych winnych.
Zmiany w nadzorze
Producent samochodów ogłosił, że zgodził się na zmiany w nadzorze działu rozwoju, aby w przyszłości uniknąć podobnych problemów. Wcześniej Volkswagen zapowiadał wprowadzenie nowej struktury korporacyjnej, która ma zacząć obowiązywać na początku 2017 roku.
Tymczasem prezes Volkswagena Matthias Mueller na czwartkowej konferencji prasowej powiedział, że jest skłonny przeprosić za całą sytuację, jednak dodał, że "nie sądzi, iż będzie musiał w związku z tym padać na kolana". "Będę patrzeć w przyszłość z optymizmem i pewnością" - zapewnił Mueller. We wrześniu Volkswagen przyznał się do instalowania w swoich autach oprogramowania pozwalającego na manipulowanie pomiarem emisji spalin i zaniżanie pomiaru emisji tlenku azotu. Dotyczy to ok. 11 milionów samochodów tego koncernu na świecie. Sytuacja pogorszyła się jeszcze, gdy w listopadzie najpierw wyszło na jaw, że Volkswagen mógł zaniżać poziom zużycia paliwa i emisji CO2 w przypadku ok. 800 tys. aut, głównie z silnikami Diesla, a później - że problem ten może dotyczyć większej liczby samochodów na benzynę niż poprzednio zakładano.
Afera spalinowa w Volkswagenie. Koncern pokazał, jak naprawia silniki:
Autor: tol / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Pavel L Photo and Video / Shutterstock.com