Obawy o kondycję chińskiej gospodarki i ewentualny kryzys, który mógłby się rozlać po całym świecie wystraszyły inwestorów. - Chińczycy zdewaluowali swoją walutę. To dopiero wstęp do wojny walutowej. To rzecz niespotykana od ponad 20 lat - mówił w TVN24 Biznes i Świat Roland Paszkiewicz, dyrektor ds. analiz CDM Pekao.
Początek tego tygodnia rozpoczął się prawdziwym pogromem na światowych giełdach. W Azji Nikkei 225 stracił 4,61 proc., a Shanghai Composite spadł o 8,5 proc., co jest największą jednodniową przeceną od 8 lat. Na mocnych minusach zamknęły się też inne azjatyckie giełdy.
Na tym jednak nie koniec, bo w ślad za nimi pikowały też giełdy Starego Kontynentu, m.in. francuski CAC40, który po południu tracił ponad 5 proc., niemiecki DAX, który spadał o prawie 6 proc., czy krajowy WIG20, który spadał o ponad 5,5 proc.
Amerykańska giełda traci ok. 3 proc.
Tanieją surowce
Na wartości traciły też surowce oraz waluty rynków wschodzących. Analityk surowcowy DM BOŚ Dorota Sierakowska wskazała, że w poniedziałek rano za baryłkę ropy WTI trzeba było zapłacić poniżej 39 dolarów. - Ostatni raz podobne poziomy cen ropy można było zaobserwować w 2009 r., po pamiętnym krachu na rynkach finansowych jesienią 2008 r. - stwierdziła. Dodała, że mocno traciła też na rynkach miedź, której cena znalazła się na najniższym poziomie od lipca 2009 r.
Ekonomista Banku Pekao Adam Antoniak wyjaśnił, że obserwowana w poniedziałek sytuacja na rynkach jest w dużej mierze pokłosiem coraz większych obaw o kondycję chińskiej gospodarki. W ostatni piątek Markit Economics opublikował wskaźnik wyprzedzający koniunktury PMI dla tamtejszego przemysłu, którego odczyt okazał się najniższy od sześciu lat i wyraźnie poniżej poziomu 50 pkt. Poziom ten stanowi granicę pomiędzy rozwojem tego sektora a jego kurczeniem się. - To dodatkowo nasiliło obawy o stan chińskiej gospodarki - wskazał. - Inwestorzy obawiają się, że jeśli sytuacja w Państwie Środka będzie niekorzystna, to odbije się to również na globalnej gospodarce. W efekcie giełdy na świecie zaczęły tracić - mówił. - Na razie jednak wszystko to są spekulacje. Musimy poczekać na twarde dane z Chin, aby przekonać się, czy ten negatywny scenariusz faktycznie się realizuje - zaznaczył.
Strach inwestorów
Zdaniem Rolanda Paszkiewicza inwestorzy obawiają się tego, co wydarzy się w przyszłości. - Chińczycy zdewaluowali swoją walutę. Niektórzy analitycy uważają, że to dopiero wstęp do wojny walutowej. To rzecz niespotykana od ponad 20 lat. Stąd ten strach - mówi Roland Paszkiewicz, dyrektor ds. analiz CDM Pekao. - Jest też strach o stan chińskiej i globalnej gospodarki. Inwestorzy starają się pozbyć aktywów. Widzimy to szczególnie na rynkach wschodzących, które zeszły na czteroletnie minima. Widzimy też, jak zareagował nasz WIG20 - dodał Paszkiewicz. Analityk twierdzi, że obecnie trudno prognozować, czy świat zmierza do globalnego spowolnienia. - Przeszkodą dla wielu gospodarek są taniejące surowce, ale z drugiej strony dla innych są błogosławieństwem. Nie wydaje mi się, aby to był wstęp do kryzysu takiego jaki mieliśmy w 2008-2009 roku. Świat odrobił lekcję, ale na pewno jest to duża doza niepewności, z którą mierzą się inwestorzy - twierdzi Paszkiewicz.
Bez interwencji
Łukasz Bugaj, analityk DM BOŚ twierdzi, że analitycy oczekiwali, że w weekend dojdzie do interwencji rządu chińskiego, ale nic takiego się nie wydarzyło. - Mówiło się o obniżce stóp procentowych lub stopy rezerw obowiązkowych, ale do tego nie doszło. Inwestorzy zaczęli wyprzedawać akcje w Azji, bo źródło problemu jest w Chinach. Spowodowało to efekt domina, który jest widoczny w Europie i przeniesie się na Wall Street - uważa Łukasz Bugaj i dodaje, że sprawa jest poważna. - Jest to poważne, bo gospodarka chińska bardzo szybko rosła w ostatnich latach. Ta gospodarka urosła prawie do 14 proc. światowego PKB. To obrazuje, z jakim gigantem ekonomicznym mamy do czynienia. Gigantem, który ma katar. Teraz każdy zadaje sobie pytanie, co stanie się ze światową gospodarką - powiedział Bugaj.
Obawy
Dyrektor działu analiz w Admiral Markets Marcin Kiepas powiedział, że kondycja chińskiej gospodarki budzi obawy już od dłuższego czasu. - Ostatnio strach ten jest jednak z każdym dniem większy i rozlewa się na cały świat. Inwestorzy obawiają się już nie tylko twardego lądowania tamtejszej gospodarki, ale również tego, czy tamtejszym władzom uda się poradzić sobie z kryzysem - dodał. Jak mówił, kryzys w Państwie Środka, którego gospodarka należy do największych na świecie, oznaczałby bowiem ogólnoświatowy kryzys. Oznacza to, że złe nastroje wśród inwestorów szybko nie znikną, a w kolejnych dniach nadal głównym tematem na rynkach będą Chiny. W ocenie Kiepasa uspokojenie nastrojów możliwe będzie dopiero, gdy rynek otrzyma pozytywny impuls z Chin. Wskazał tu m.in. podjęcie decyzji przez Ludowy Bank Chin o cięciu stóp procentowych lub też stopy rezerw obowiązkowych. - Uważamy, że prędzej czy później do cięcia stóp dojdzie. Możliwe, że stanie się to jeszcze w tym tygodniu. Najpóźniej może do tego dojść w połowie września, czyli po publikacji serii danych makroekonomicznych z Chin - ocenił analityk Admiral Markets.
Autor: msz/gry / Źródło: tvn24bis.pl, PAP