- Płacimy za rosyjski gaz bardzo wysoką cenę - mówi w programie "Bilans" w TVN24 BiS Piotr Woźniak, prezes PGNiG. Dlatego, jak przyznaje, trwają prace nad "dwiema opcjami dywersyfikacyjnymi". - Albo połączenie z naszymi złożami norweskimi, albo (budowa drugiego gazoportu - red.) LNG, albo jedno i drugie - dodaje Woźniak.
Polska płaci za gaz więcej niż wynosi średnia cena dla Europy. Według danych agencji Interfax Niemcy w 2014 roku płaciły 323 dolary za 1000 metrów sześciennych gazu. Włochy za taką samą ilość surowca płaciły 341, Austria 329, a Francja i Węgry 338 dolary. Cena dla Polski wynosiła 379 dolarów. - Płacimy za gaz rosyjski w kontrakcie jamalskim bardzo wysoką cenę - przyznaje Piotr Woźniak, prezes PGNIG.
Dlatego przed rokiem Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo skierowało do Gazpromu wezwanie do arbitrażu przed Trybunałem w Sztokholmie. Sprawa dotyczy cen gazu ziemnego ustalonych w długoterminowym kontrakcie zawartym między stronami w 1996 roku.
- Arbitraż toczy się swoją procedurą. Wyniku spodziewamy się za rok. Do tego czasu nie wygląda na to, żeby Rosjanie (Gazprom - red.) byli skłonni dawać nam jakikolwiek upust - twierdzi Woźniak. - Wolelibyśmy, żeby wyrok zapadł wcześniej, dlatego że jesteśmy pewni swoich racji - dodaje.
Nie jesteśmy zresztą w procedurach międzynarodowych specjalnie oryginalni. - Komisja Europejska w 2014 roku wszczęła postępowanie antymonopolowe przeciwko Gazpromowi i jakoś do tej pory ani słowa o wynikach. Musimy na to poczekać - przypomina.
Niższe rachunki?
Rozstrzygnięcie sporu na naszą korzyść i obniżenie cen zawartych w kontrakcie z Rosjanami nie musi jednak oznaczać dużo niższych rachunków za gaz.
- Odbiorcy są od tego immunizowani, bo prezes Urzędu Regulacji Energetyki stosuje tutaj inne kryteria. Abstrahuje od cen w kontrakcie jamalskim, bierze do podstawy kalkulacji cen i stawek zupełnie inne punkty odniesienia - wyjaśnia Woźniak.
- Prezes URE bierze pod uwagę ceny na giełdach europejskich, twierdząc, że możemy z tego kontraktu zrezygnować od tak. Co nie jest prawdą - dodaje gość programu "Bilans" w TVN24 BiS.
Jak mówi bowiem prezes PGNiG, "kontrakt jest niepodważalny". - Gdybyśmy z niego rezygnowali, to musielibyśmy tak czy inaczej zapłacić za gaz nieodebrany. To jest pułapka, w której tkwimy i od której chcemy się uwolnić przez różne projekty dywersyfikacji - podkreśla Woźniak.
Spore nadzieje
Duże nadzieje związane są z uruchomieniem terminala LNG w Świnoujściu. Podobne ceny za gaz do Polski do tej pory płaciła bowiem Litwa. - Ale od kiedy uruchomiła terminal LNG, ceny w rosyjskich dostawach znacznie spadły. Na ten sam efekt liczymy po uruchomieniu terminala (w Świnoujściu - red.) w lipcu - zaznacza Woźniak.
- Nominalną zdolność regazyfikacyjną terminal ma w tej chwili na poziomie 5 mld metrów sześciennych rocznie. To więcej niż wysokość wydobycia krajowego - podkreśla.
Woźniak przyznaje ponadto, że możemy obyć się bez rosyjskiego gazu. - Pracujemy nad dwiema opcjami dywersyfikacyjnymi. Chcemy mieć dostawy spoza strefy geograficznej - zapowiada prezes giganta energetycznego. I wyjaśnia, że "jesteśmy w strefie gazociągów, w których we wszystkich możliwych rurach jest wyłącznie gaz rosyjski".
- Chcemy się od tego uwolnić, bo to jest prawdziwy i niesłychanie groźny monopol. Nasze połączenia na zachodzie i południu są ważne z punktu widzenia operatorskiego, ale z punktu widzenia handlowego dają nam niewiele - przyznaje.
Gaz z Norwegii
Dlatego po 15 latach wrócił pomysł połączenia z gazem norweskim. - W 2006 roku PGNiG zainwestował na Morzu Północnym po to, żeby poprawić swoją wiarygodność, która została nadszarpnięta po ruchu rządu SLD. Takich kontraktów się nie wywraca w powietrze, kiedy negocjuje się 1,5 roku. Straciliśmy wiarygodność i musieliśmy się uwiarygodnić przez inwestycję bezpośrednią na złoża - tłumaczy Piotr Woźniak, jednocześnie dodając, że "to się udało".
- Mamy w tej chwili 18 koncesji. Produkujemy gaz, kondensat i ropę. Ropę sprzedajmy na miejscu, a gaz sprzedajemy w kierunku zachodnim, bo na razie nie mamy innego połączenia. Pomysł, żeby połączyć nasze złoża, które mamy z naszym odbiorcą w Polsce nie jest specjalnie oryginalny. Tak robią Niemcy, Francuzi, Belgowie - mówi.
Woźniak uspokaja, że zasoby szelfu norweskiego, Morza Północnego i Morza Barentsa wystarczą jeszcze na długo. - Możemy spokojnie spać - zapewnia.
Co ze środowiskiem?
Zdaniem Woźniaka w realizacji budowy korytarza przesyłu gazu z Morza Północnego przeszkodą nie będzie jej wpływ na środowisko i oskarżenia ekologów, podobne do tych, który pojawiały się przy budowie Nord Stream na dnie Morza Bałtyckiego.
- To nie są porównywalne przypadki ze względu na przebieg, długość i zdolności przesyłowe - mówi prezes PGNiG.
Przeszkodą nie będą również istniejące rurociągi. - Proszę spojrzeć na cieśniny duńskie. Tam wszystko ze wszystkim się krzyżuje, gazociągi, ropociągi, sieci światłowodowe, kable elektryczne - zwraca uwagę.
Drugi gazoport
Drugą opcją jest rozszerzenie dostępności gazu LNG w Polsce. - Być może będzie potrzebny drugi gazoport, ale ze względów operacyjnych. Ten (w Świnoujściu - red.) na razie jest wystarczający, jeżeli chodzi o zdolności regazyfikacyjne - podkreśla gość programu "Bilans".
Woźniak tłumaczy, że "jeżeli skorzystamy w pełni z dywersyfikacji za pomocą LNG, to prawdopodobnie będzie potrzebny drugi wlot takiego gazu".
Autor: mb/gry / Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 BiS