Frank szwajcarski w środę około godziny 16.30 przebił granicę 5 złotych. To pierwsza taka sytuacja od stycznia 2015 roku. Więcej trzeba też zapłacić za dolara amerykańskiego i euro. - Mamy kilka czynników, które wpływają na to, co się dzieje na walutach. Takim świeżym tematem jest kolejna zmiana sytuacji za naszą granicą i informacje o częściowej mobilizacji w rosyjskim społeczeństwie - mówił na antenie TVN24 dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB. - Druga kwestia jest taka, że znowu notowania euro względem dolara spadły poniżej parytetu - dodał.
W środę przed godziną 10 za euro trzeba było zapłacić 4,75 zł, co oznaczało, że złoty tracił wobec europejskiej waluty 0,57 proc. Około godziny 16.30 spadek się pogłębił. Na parze EUR/PLN obserwowaliśmy poziom około 4,78 zł.
Jeszcze mocniej złoty osłabiał się wobec dolara, który był wyceniany na 4,79 zł. Około godziny 16.30 amerykańska waluta kosztowała już ponad 4,83 zł.
Polska waluta traciła też w stosunku do franka szwajcarskiego. Na parze CHF/PLN przebito poziom 5,00. To rekordowy poziom, jeśli nie liczyć gwałtownego wzrostu CHF/PLN w dniu 15 stycznia 2015 roku (tak zwany czarny czwartek), kiedy frank chwilowo kosztował nawet 5,19 zł.
Dla porównania w środę o poranku frank kosztował 4,96 zł.
Zapowiedź Putina uderza w złotego
Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB, zwracał uwagę na antenie TVN24, że "mamy kilka czynników, które wpływają na to, co się dzieje na walutach". - Takim świeżym tematem jest kolejna zmiana sytuacji za naszą granicą i informacje o częściowej mobilizacji w rosyjskim społeczeństwie. To pokłosie sukcesów Ukraińców, które przypierają Moskwę do muru i jednocześnie powodują takie radykalne działania, które wcześniej kompletnie nie były planowane - mówił.
- Nie ma wątpliwości, że w naszych aktywach, czy w obligacjach, na giełdzie, czy na złotym jest premia z tytułu tego ryzyka geopolitycznego. Gdyby dzisiaj doszło do pokoju, gdyby dzisiaj ten konflikt się zakończył, momentalnie wszystkie nasze aktywa, by zyskały, bo duża część inwestorów zagranicznych po prostu woli nasz rynek omijać, więc taka informacja, że może będzie lepiej, ale zanim będzie lepiej, to może być gorzej, to na pewno nie była dobra wiadomość dla złotego - podkreślił ekonomista.
"Częściowa mobilizacja nie jest punktem zwrotnym, ale potwierdza, że wojna za naszą wschodnią granicą będzie toczyć się do pełnego wyczerpania. Premia za ryzyko w polskich aktywach w górę" - napisali na Twitterze ekonomiści Pekao.
Prezydent Rosji Władimir Putin ogłosił częściową mobilizację w kraju, która ma się rozpocząć już w środę, 21 września. Zachodowi zagroził użyciem broni jądrowej – w przypadku "ataku na integralność terytorialną Rosji". Decyzja ta - jak oświadczył - została podjęta w celu "obrony ojczyzny" i "zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom" zarówno w Rosji, jak i na terenach okupowanych przez nią.
Częściowa mobilizacja ma objąć rezerwistów, osoby, które odbyły służbę w wojsku. Przed wysłaniem na front mają oni przejść dodatkowe przeszkolenie "z uwzględnieniem doświadczenia specjalnej operacji wojskowej (wojny w Ukrainie)".
- Druga kwestia jest taka, że znowu notowania euro względem dolara spadły poniżej parytetu. To też nigdy nam nie sprzyja. Mamy co prawda EBC (Europejski Bank Centralny - red.), który się obudził z takiego zimowego snu i nagle zauważył, że jest inflacja i zaczął podnosić stopy procentowe, ale ekonomiści, inwestorzy boją się, że to będzie taka toksyczna mieszanka dla Europy. Z jednej strony, bardzo drogie surowce energetyczne, to już widzimy (...), a z drugiej strony, jeszcze do tego podniesienie stóp procentowych i uderzenie w gospodarkę, niejako z dwóch stron - wyjaśnił Kwiecień.
- To także nie sprzyja notowaniom wspólnej waluty, a zwykle jest tak - i to teraz też widzimy - że kiedy euro jest pod presją wobec dolara, to złoty też radzi sobie nie najlepiej - podkreślił ekonomista.
Kluczowe posiedzenie Fed
W centrum uwagi rynków w środę będzie też posiedzenie amerykańskiej Rezerwy Federalnej i wystąpienie jej szefa, Jerome Powella. Konsensus zakłada, że stopy procentowe w USA pójdą w górę ponownie o 75 punktów bazowych, trzeci raz z rzędu w takiej skali, do 3,0-3,25 proc.
"Bez wątpienia wydarzeniem dnia – a prawdopodobnie i całego tygodnia – będzie wynik posiedzenia amerykańskiej Rezerwy Federalnej. W przypadku braku niespodzianki co do skali podwyżki stóp procentowych (75 pkt. baz.) uwaga skupiać się będzie na określającym perspektywy polityki monetarnej wystąpieniu prezesa J. Powella i prognozach makroekonomicznych, w tym wykresu dot-plot. Uważamy, iż utrzymanie dotychczasowej jastrzębiej narracji może jedynie chwilowo stanowić o sile dolara (negatywnej dla złotego)" - ocenili ekonomiści Banku Millennium.
"W naszej ocenie trudno będzie bowiem przebić bieżące oczekiwania zakładające docelowy poziom stopy Fed w przedziale 4,25 – 4,50 proc. Podsumowując uważamy, iż kurs EUR/USD w oczekiwaniu na wynik posiedzenia Fed obniżać się będzie w kierunku poziomu 0,99, natomiast para EUR/PLN wzrośnie do nawet 4,7450" - dodali.
Źródło: PAP, TVN24 Biznes