Podpisując porozumienie o budowie gazociągu Nord Stream 2, Gazprom faktycznie stworzył blok wielkich koncernów energetycznych z Unii Europejskiej zainteresowanych dostawami gazu z Rosji z ominięciem Ukrainy - ocenia w poniedziałek dziennik "Kommiersant".
W piątek w kuluarach Wschodniego Forum Ekonomicznego we Władywostoku, na Dalekim Wschodzie Rosji, przedstawiciele rosyjskiego Gazpromu, niemieckich E.On i BASF-Wintershall, brytyjsko-holenderskiego Royal Dutch Shell, austriackiego OMV i francuskiego Engie (d. GdF Suez) podpisali prawnie obowiązujące porozumienie akcjonariuszy w sprawie budowy Nord Stream 2, nowej dwunitkowej magistrali gazowej o przepustowości 55 mld metrów sześciennych surowca rocznie z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie.
Wspólne interesy
Zgodnie z porozumieniem realizacją projektu zajmie się spółka New European Pipeline AG, w której do Gazpromu należeć będzie 51 proc. akcji, do E.On, BASF-Wintershall, Royal Dutch Shell i OMV - po 10 proc., a Engie - 9 proc. "Kommiersant" podkreśla, że "realizacja projektu uczyni z Niemiec główne centrum dystrybucji rosyjskiego gazu w Europie i w istocie rzeczy pozwoli zrezygnować z dostaw surowca przez Ukrainę, co pozbawi Kijów wpływów z tranzytu". "Takie podejście pozostaje w ostrej sprzeczności z oficjalną polityką Berlina, który nadal popiera Kijów" - zauważa rosyjska gazeta. Dodaje, że "Niemcy jako kluczowy kraj Unii Europejskiej mogą pozwolić sobie na takie odchylenie od jej politycznego kursu w imię swoich gospodarczych interesów".
Brak wspólnoty
"Kommiersant" zauważa, że "już samo podpisanie porozumienia akcjonariuszy Nord Stream 2 świadczy o tym, że w UE nadal nie ma jednolitego stanowiska tak w sprawie relacji z Gazpromem, jak i w najostrzejszej kwestii tranzytu (rosyjskiego błękitnego paliwa) przez Ukrainę". "Największe koncerny energetyczne Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Austrii podpisały się pod projektem, którego realizacja jeśli nie wstrzyma całkowicie, to sprowadzi do minimum tranzyt gazu przez terytorium kraju, politycznie popieranego przez wszystkie te państwa" - wskazuje moskiewski dziennik. "Kommiersant" konstatuje, że porozumienie jest też sprzeczne ze stanowiskiem Brukseli. Gazeta przypomina, że zdaniem wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Marosza Szefczovicza nie są potrzebne żadne gazociągi omijające Ukrainę. "Wygląda ono także na dyskryminację południowych państw Unii Europejskiej, którym w ubiegłym roku USA i Komisja Europejska przeszkodziły w zbudowaniu magistrali South Stream. Teraz proponuje się budowę gazociągu, który przy mocy przesyłowej 55 mld metrów sześc. rocznie przyniesie miliardy dolarów w postaci opłat za tranzyt nie Bułgarii i Węgrom, lecz Niemcom i Czechom" - pisze "Kommiersant".
Zyskają Niemcy
Dziennik również zaznacza, że "praktycznie całość gazu z Rosji będzie docierać do Europy przez Niemcy, co zapewni niemieckim firmom przesyłowym stabilne wpływy pieniężne na dziesięciolecia". O planach budowy dwóch nitek gazociągu od wybrzeża Rosji przez Morze Bałtyckie do wybrzeża Niemiec rosyjski koncern poinformował w czerwcu podczas 19. Międzynarodowego Forum Ekonomicznego w Petersburgu. Dał wówczas do zrozumienia, że faktycznie chodzi o ułożenie dwóch nowych nitek magistrali Nord Stream (Gazociąg Północny), którą od 2011 roku gaz z Rosji po dnie Bałtyku płynie bezpośrednio do Niemiec. Nord Stream składa się na razie z dwóch nitek o mocy przesyłowej po 27,5 mld metrów sześc. gazu rocznie. Pierwszą oddano do eksploatacji w listopadzie 2011 roku. Drugą uruchomiono w październiku 2012 roku. Morski odcinek magistrali, liczący 1224 km, zaczyna się od tłoczni Portowaja koło Wyborga, 125 km na północny zachód od Petersburga, a kończy w okolicach Greifswaldu. Przebiega przez wody terytorialne bądź wyłączne strefy ekonomiczne Rosji, Finlandii, Szwecji, Danii i Niemiec. Nowe nitki będą miały początek w rejonie Ust-Ługi, 110 km na zachód od Petersburga. Oprócz Gazpromu (51 proc.) udziałowcami Nord Stream są E.ON-Ruhrgas i BASF-Wintershall (mają po 15,5 proc.), a także Engie i holenderski Gasunie. Dwie ostatnie posiadają po 9 proc.
Bez odnogi
W wypadku Nord Stream 2 Gazprom zamierza dostarczać gaz do granicy Niemiec, na co - jak twierdzi - nie będzie potrzebował zgody Komisji Europejskiej - wystarczy zezwolenie regulatora niemieckiego rynku gazowego. W wypadku Nord Streamu rosyjskiemu koncernowi nie udało się wyłączyć jego lądowej odnogi ma terytorium Niemiec - gazociągu OPAL - spod przepisów antymonopolowych Unii Europejskiej. Obecnie Gazprom może wykorzystywać tylko 50 proc. przepustowości magistrali. Monopolista stara się o pozwolenie na jego pełne wykorzystywanie. Gazprom zamierza realizować projekt Nord Stream 2 w zgodzie z normami trzeciego pakietu energetycznego UE, nie uczestnicząc w tworzeniu infrastruktury przesyłowej na terytorium Unii Europejskiej. Z tego powodu w przedsięwzięciu nie weźmie udziału Gasunie, który posiada sieci przesyłowe i zajmuje się dystrybucją. Trzeci, liberalizacyjny pakiet energetyczny UE nakazuje oddzielenie własności infrastruktury przesyłowej od obrotu i sprzedaży energii elektrycznej oraz gazu. Gazprom dotąd sprzeciwiał się jego postanowieniom, argumentując, że bezprawnie pozbawia go kontroli nad należącymi do niego aktywami na terenie Unii Europejskiej.
Ukraina wykluczona
Nord Stream 2 w zamyśle Gazpromu ma mu pomóc w zaprzestaniu tranzytu gazu do UE przez Ukrainę, co koncern chce uczynić do 2020 roku. W 2014 roku Gazprom przesłał przez Ukrainę 62 mld metrów sześc. surowca. Moce tranzytowe systemu przesyłu gazu na Ukrainie wynoszą 178,5 mld metrów sześc. Według ekspertów, na których powołuje się "Kommiersant", ukraiński system przesyłu gazu stanie się nierentowny już przy spadku tranzytu do 40 mld metrów sześc. rocznie; przy takim rozwoju wydarzeń Kijów będzie musiał zakonserwować część sieci.
Autor: msz/ / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Gazprom