Telefony z banków odbierała przez dwa lata prawie codziennie. - Padało zawsze jedno pytanie: czy zdaję sobie sprawę z tego, że mam zobowiązanie do spłaty? - opowiada w rozmowie z redakcją biznesową tvn24.pl Agnieszka Michalak. Chodzi o kredyt po zmarłym mężu. Duża część prawników wskazuje, że spadkobierca staje się nowym kredytobiorcą tej samej umowy. Są też jednak inne opinie, których zasadność potwierdzają wyroki sądów.
- Nikt nie zakłada, że jadąc do znajomych wróci się w okrojonym składzie. Marcin się po prostu nie obudził, zmarł o ósmej rano, dzień przed sylwestrem. Miał 45 lat - wspomina Agnieszka Michalak.
Mówi, że jej mąż nigdy nie chorował, nawet się nie przeziębiał. Przez 13 lat małżeństwa miał jeden raz grypę. - Jednak prowadzenie firmy go stresowało. Było widać, że wykańcza go to psychicznie - opowiada.
Marcin Michalak, maż pani Agnieszki, miał trzy firmy, w tym od 2017 roku prowadził Medyczne Laboratorium Diagnostyczne Genotyp Studio. Ściągał ze Stanów testy ciążowe, które wykrywały wcześnie wady płodu.
- Nie trzeba było pobierać krwi z pępowiny. Firma była innowacyjna. Jeszcze przed pandemią mieliśmy urządzenie, na którym można było później badać obecność COVID-a. To wszystko wymagało finansowania, inwestycji. Mój mąż miał kredyty na około trzy miliony złotych. Nigdy z żadną ratą do banku się nie spóźniał. Bywało jednak z kasą krucho i dokładałam swoją pensję do firmowych inwestycji. Niemniej mieliśmy rozdzielność majątkową - wyjaśnia Agnieszka Michalak.
"Rozdzwoniły się telefony z banków"
Mężczyzna umarł w 2018 roku. - Po śmierci męża zaczęłam siedzieć jak na bombie. Rozdzwoniły się do mnie telefony z banków i padało zawsze jedno pytanie: czy zdaję sobie sprawę z tego, że mam zobowiązanie do spłaty? Odpowiadałam, że przecież przyniosłam do banku potwierdzenie zgonu. No to zaczęli pytać, czy przyjęłam spadek. Odpowiadałam wtedy zgodnie z prawdą, że sprawy spadkowej jeszcze nie było i że mam pół roku na podjęcie decyzji - wspomina.
Wylicza, że takie telefony odbierała przez dwa lata od śmierci prawie codziennie. Były też karteczki. - Przychodzili ludzie pod dom, zostawiali karteczki, że "kontaktują się w sprawie pana Marcina". Później to się wyciszyło, ustało, bo nastąpiła pandemia. W 2021 roku banki zaczęły kierować sprawy do sądów, bo przyjęłam spadek. Pracowałam z kilkoma prawnikami, którzy mówili mi, że muszę starać się dogadać z bankami, aż w końcu natrafiłam na prawnika, który podważył tę narrację. Wygraliśmy już trzy sprawy sądowe - zaznacza.
Mimo to końca nie widać. - Bach, jednego dnia telefon z firmy windykacyjnej, bo bank zdążył sprzedać kredyt mojego męża. Nękają mnie więc po sześć razy dziennie, a ja nie mam zobowiązania wobec ani banku, ani firmy windykacyjnej - podkreśla wdowa.
Mówi ze złością, że na tego typu działania ludzie są narażeni wtedy, kiedy przeżywają żałobę, ledwo zipią, piętrzą się bieżące zobowiązania i trzeba też przejąć obowiązki i sprawy, którymi zajmowała się ta druga osoba. - Moje dzieci przeżywały własny dramat. Znajomi widząc, co się dzieje, przywozili siatki jedzenia, zapraszali na obiady aby nas nakarmić. Przyjaciółki siedziały godzinami, żebym nie była sama - wspomina pani Agnieszka.
"Nie mówmy: zgadzam się przejąć zobowiązanie"
Jaką ma pani radę dla wdów i wdowców? - dopytuję. - Żeby nie wpadać w panikę. Trzeba przede wszystkim zadbać o siebie, o dzieci, o niezwłoczne przekazanie informacji o zgonie wszystkim instytucjom: bankom, do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, do urzędu skarbowego. Trzeba poprzepisywać rachunki za gaz, prąd, wodę - radzi Agnieszka Michalak.
Mówi, że po pięciu latach od swoich smutnych doświadczeń zdecydowała się na założenie fundacji Wdowi Grosz. - Jesteśmy na etapie kompletowania dokumentów założycielskich. Fundacja będzie oferowała pomoc prawną i psychologiczną dla wdów, wdowców oraz ich małoletnich dzieci - precyzuje.
- Śmierć męża, żony, to może być szok również z tego powodu, że dowiadujemy się o kimś bliskim czegoś, o czym wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy. Nagle się okazuje, że są jakieś zobowiązania, o którym nie masz pojęcia. Zaczynasz być świadomą tego, że ktoś sobie z czymś nie radził. Moja druga rada dla takich osób jest taka, aby nie dały się zastraszyć - stwierdza.
Chodzi o to, aby nie brać na siebie nieswoich zobowiązań, nie podpisywać pod presją czasu żadnych dokumentów. - Nie mówmy w rozmowie z bankiem fraz: zgadzam się przejąć zobowiązanie. Na początku jest wielki strach, panika i wtedy podejmuje się najgłupsze decyzje. Moja fundacja ma dawać wsparcie prawne i psychologiczne, aby ludzie w rozsypce dostali listę pierwszych kroków, które muszą zrobić w najgorszym momencie swojego życia - zapewnia.
Zapewnia, że ci, którzy stracą bliskich, będą narażeni na wiele trudnych sytuacji. - Jak trzy dni po śmierci Marcina przyszłam do placówki banku złożyć akt zgonu męża, to był popłoch. Jeden pracownik wchodził do biura, drugi wychodził, coś drukował, szeptał. Kazali mi podpisać oświadczenia. Było to bardzo dziwne. Niczego nie rozumiałam, byłam w strasznym stanie emocjonalnym. Do dziś nie pamiętam, jakie dokumenty wtedy podpisałam - wspomina nasza rozmówczyni.
Opowiada też kolejną historię. - Przed pogrzebem pod domem zobaczyłam kogoś, kto robił zdjęcia. Bardzo mnie to zaniepokoiło. Wyszłam przed dom i zapytałam o co chodzi. Przedstawił mi się pracownik banku, fotografował dom, sprawdzał czy mąż rzeczywiście zmarł i czy ja go opłakuję. Szok, prawda? - rozkłada ręce.
Zasady, które przyjmują banki
Radosław Górski, radca prawny z Kancelarii Radosław Górski i Wspólnicy, w rozmowie z redakcją biznesową tvn24.pl, o kwestii dalszej spłaty kredytu po zmarłym mówi tak: - Po śmierci kredytobiorcy spadkobierca wstępuje w miejsce spadkodawcy do kredytu, stając się w ten sposób nowym kredytobiorcą tej samej umowy kredytu.
Jak wyjaśnia, "bank nie może tylko na podstawie tego, że kredytobiorca zmarł, ani wypowiedzieć umowy kredytu, ani na przykład przyjąć, że umowa kredytu w dotychczasowej formie przestała obowiązywać".
- W takiej sytuacji bank powinien współpracować ze spadkobiercą, poczekać na uregulowanie spraw spadkowych, a następnie uznać spadkobiercę za nowego kredytobiorcę, umożliwiając mu kontynuowanie spłaty kredytu. Z drugiej strony spadkobierca musi liczyć się z obowiązkiem zapłaty wszystkich zaległych rat. Takie są bowiem konsekwencje spadkobrania. Z chwilą śmierci kredytobiorcy na spadkobiercę przechodzą zarówno prawa, jak i obowiązki zmarłego i dotyczy to również zobowiązań kredytowych - mówi.
Mecenas podaje przykład. - Wyobraźmy sobie sytuację, w której bank sprzecznie z prawem traktowałby umowę kredytu na przykład za rozwiązaną tylko z tego powodu, że kredytobiorca zmarł. Oznaczałoby to, że spadkobierca nie może kontynuować spłaty rat i musi od razu rozliczyć cały dług związany z kredytem wraz z odsetkami. Już nie w ratach, ale jednorazowo. Taka sytuacja byłaby skrajnie niekorzystna dla spadkobiercy - ocenia.
Według niego, jeśli kredytobiorca był ubezpieczony na wypadek śmierci, to z chwilą śmierci kredytobiorcy zachodzi zdarzenie objęte ochroną ubezpieczeniową. - Ubezpieczyciel musi w takiej sytuacji wypłacić określoną kwotę zgodnie z umową. Jeśli było to ubezpieczenie z cesją na bank udzielający kredytu, to pieniądze z ubezpieczenia trafią do banku i zwykle doprowadzą do spłaty zobowiązań kredytowych - stwierdza.
Większość opinii prawniczek i prawników w tym temacie jest podobna.
"Nie dziedziczymy kredytu, ale możemy dziedziczyć dług"
Prawnik, z którego usług korzystała pani Agnieszka, był jednak innego zdania. Mecenas Tomasz Parol, tiktoker, twórca Fundacji Angeli Iustitia, tłumaczy: - Banki masowo wysyłają pisma do ludzi, albo dzwonią, albo piszą maile i informują, że jest roszczenie po niespłaconym kredycie, który jest nieubezpieczony.
- Inna opcja jest taka, że informują, że kredyt był ubezpieczony, ale bank nie zdecydował się z ubezpieczenia skorzystać. Według nich oznacza to, że kredyt trzeba spłacić. Bank nie powie, że ten kredyt wygasł ze śmiercią kredytobiorcy, bo poniesie stratę - wyjaśnia w rozmowie z tvn24.pl.
Na pytanie, dlaczego banki nie chcą skorzystać z ubezpieczenia kredytu, odpowiada: - Bo mogą.
- Bank w praktyce prawie nigdy nie występuje o to ubezpieczenie. Występuje za to o kontynuację spłaty rat do spadkobiercy, wciska im kit - ocenia.
- Osoba, która zwraca się w imieniu banku do spadkobiercy, mówiąc mu, że ma spłacić kredyt, powinna być ścigana przez prokuratora. Wprowadza kogoś w błąd, którego konsekwencją jest to, że wpłacamy pieniądze do instytucji, której te pieniądze się nie należą. Robimy to ze strachu, z niewiedzy. Problem dotyczy wszystkich ludzi, bo każdy z nas kiedyś stracił lub straci bliską osobę. Każdy może być ofiarą takiego perfidnego działania - przestrzega Tomasz Parol.
Prawnik w rozmowie z naszą redakcją wyjaśnia, że "nie dziedziczymy kredytu, ale możemy dziedziczyć dług". Choć potocznie mówimy o kredycie w kontekście długu, to - jak mówi Tomasz Parol - "dług musi mieć przekroczoną datę wymagalności". Czyli ewentualnie może powstać na przykład w momencie opóźnienia w spłacie rat (dlatego najlepiej nie czekać z przyniesieniem aktu zgonu do banku). Jeśli zadłużenia nie ma, spadkobierca - nawet jeśli przyjmie spadek - kredytu nie dziedziczy. Prawnik dodaje, że spłacany kredyt jest umową cywilnoprawną i jako taka nie przechodzi na spadkobierców. Bez względu na to, czy kredyt był firmowy, czy wzięty indywidualnie. Powołuje się przy tym na art 922 par. 2 Kodeksu cywilnego.
Nie należą do spadku prawa i obowiązki zmarłego ściśle związane z jego osobą, jak również prawa, które z chwilą jego śmierci przechodzą na oznaczone osoby niezależnie od tego, czy są one spadkobiercami.
Odnosząc się do sprawy Agnieszki Michalak, Parol stwierdza, że "kobieta została zaatakowana przez banki w sprawie kredytów, które wziął jej mąż". - Trzeba zaznaczyć, że nie były to kredyty wypowiedziane i w tak zwanej zaległości, bo były spłacane na bieżąco. Po prostu została ich spłata przerwana nagłą śmiercią kredytobiorcy - zauważa prawnik.
Jak mówi, w takich sprawach kluczowe jest, czy był tu dług, który obok majątku wszedł w masę spadkową i który obciążał spadkobierców względem wierzycieli.
- Tu nie ma mowy o długu, bo żaden dług nie był wymagalny przed śmiercią męża tej pani, a umowy się nie dziedziczy, bo każda umowa o charakterze osobistym po prostu wygasa z chwilą śmierci kontrahenta. I nie ma mechanizmu na gruncie polskiego prawa spadkowego wchodzenia w jej prawa i obowiązki przez spadkobierców. Nie dokonuje się podmianka w umowie ze zmarłego na żywego i nie jest możliwe prawnie obciążanie spadkobiercy za umowę trwale wygasłą wraz ze śmiercią jednej ze stron - dodaje.
Jego zdaniem "banki to wiedzą, ubezpieczyciele to wiedzą, dlatego istnieje polisa ubezpieczenia kredytu od śmierci kredytobiorcy". - Gdyby w umowę kredytu (automatycznie - red.) wstępował spadkobierca, taka usługa dla banków nie miałaby sensu - zauważa.
Jeżeli kredytobiorców w umowie jest więcej, to kredyt na dom czy mieszkanie przejmują pozostali pożyczkobiorcy. W przypadku pani Agnieszki był jednak inaczej. Pytamy więc Tomasza Parola, co dzieje się na przykład z nieruchomością, jeśli na spadkobiercę, jak uważa prawnik, nie przechodzi umowa kredytu hipotecznego?
- W tym przypadku hipoteka wygasa wraz z umową kredytu. Dom dziedziczymy, a hipoteki nie. Możemy sądownie dokonać usunięcia hipoteki. Dom nigdy nie był banku, należał do nabywcy, spadkodawcy (zmarłego), więc spadkobierca jest wpisywany jako właściciel na miejsce zmarłego w dziale II księgi wieczystej - odpowiada mecenas.
Tomasz Parol uważa, że "społecznie funkcjonuje silny mit, że umowę kredytu się dziedziczy". Tymczasem, jak dodaje, to, że jest to mit, potwierdzają sądy. Pani Agnieszka Michalak wygrała prawomocnie sprawy wytoczone jej przez banki: jedną w Sądzie Okręgowym w Łodzi oraz dwie w Sądzie Rejonowym Praga Południe w Warszawie.
Co mówią banki?
Redakcja tvn24.pl wysłała pytania do banków, jak postępują w przypadku śmierci kredytobiorcy.
Ewa Krawczyk, menedżer do spraw komunikacji z mediami w Santander Bank Polska przekazuje, że "zgodnie z przepisami kodeksu cywilnego majątek i długi zmarłego kredytobiorcy przechodzą na spadkobierców". Jak dodaje, "oznacza to, że po śmierci kredytobiorcy, obowiązek spłaty kredytu przechodzi na osoby, które nabyły spadek".
Kontaktujemy się z mBankiem. Emilia Kasperczak z biura prasowego odpowiada krótko: spłatę przejmują spadkobiercy.
Z kolei Joanna Nagierska z biura prasowego Alior Banku wyjaśnia nam, że w przypadku śmierci kredytobiorcy, który przystąpił do kredytu z innym kredytobiorcą lub kredytobiorcami, spłatę przejmują pozostali kredytobiorcy.
"Jeśli umowę kredytu podpisał jeden klient, to po jego śmierci spłatę mogą przejąć spadkobiercy, którzy w porozumieniu z bankiem mają możliwość dokonania całkowitej spłaty zadłużenia lub – po pozytywnej weryfikacji przez bank kryteriów oceny scoringowej oraz dochodowej – mogą przystąpić do długu" - tłumaczy.
Wskazuje, że "kredytobiorcy hipoteczni często decydują się na ubezpieczenie na życie". "W przypadku klienta, który zmarł, a z takiej ochrony korzystał, część lub całość zadłużenia (zależnie od zakresu ubezpieczenia) spłaci towarzystwo ubezpieczeniowe" - czytamy w odpowiedzi na nasze pytania.
Chcesz podzielić się ważnym tematem? Skontaktuj się z autorką tekstu: joanna.rubin@wbd.com
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock