Bez mrożenia cen prądu opłaty za energię mogą od lipca znacznie wzrosnąć. - Już teraz rachunki zjadają największą część naszych dochodów - mówi w rozmowie z redakcją biznesową tvn24.pl Jolanta, właścicielka kwiaciarni na warszawskim Mokotowie. Niepokoją się także zwykli klienci firm energetycznych, z których część już dostała wyższe zaliczki na energię na drugą połowę roku.
Na jednej z facebookowych grup zrzeszających oszczędnych spore poruszenie. Jedni szukają energooszczędnych żarówek, inni żartują, że czas przerzucić się na światło świecy. "Jednak dobrze, że mamy fotowoltaikę" - konstatuje kolejna rozmówczyni.
Chodzi o ceny prądu. Obecne przepisy o zamrożeniu cen energii wygasają z końcem czerwca.
- Prąd nas wykończy - mówi Jolanta, właścicielka kwiaciarni na warszawskim Mokotowie. - Rachunki zjadają największą część naszych dochodów, nawet za dzierżawę płacę mniej. Od pandemii koszty wzrosły już o sto procent, a kiedy w lipcu ceny energii zostaną odmrożone, dojdzie nam kolejne 70 procent więcej - mówi.
Kiedy kończy się sezon grzewczy, w kwiaciarni musi zacząć działać klimatyzacja. Rośliny potrzebują odpowiedniej temperatury, ważne jest także osuszanie powietrza. Bez tego wilgotność jest za duża i kwiaty zaczynają gnić. - Zmniejszyłyśmy liczbę zapalanych lamp, nie oświetlamy kwiaciarni na zewnątrz. Skróciłyśmy godziny otwarcia, zatrudniamy mniej osób - wymienia kwiaciarka. - Natomiast nie możemy już podnieść cen. Kwiaty nie są towarem pierwszej potrzeby, jeśli klientów nie będzie na nie stać, to ich po prostu nie kupią. A przecież oni też odczuwają skutki inflacji i wyższych rachunków - tłumaczy.
Gospodarstwa domowe i przedsiębiorcy czekają na nowe przepisy, które określą, co się stanie z rachunkami po 1 lipca. Ponieważ jeszcze ich nie ma, część klientów już dostała do zapłacenia wyższe niż dotychczas zaliczki za energię na drugą połowę roku. Zwracali na to uwagę posłowie opozycji: Marcin Warchoł (Suwerenna Polska) i Waldemar Buda (PiS).
Zamrożone ceny prądu
Obecnie obowiązujące przepisy ustalają maksymalne ceny prądu dla gospodarstw domowych na poziomie 412 zł za MWh netto do określonego limitu zużycia. Po jego przekroczeniu obowiązuje sztywna cena maksymalna 693 zł za MWh. Taką samą cenę maksymalną płacą mikro, mali i średni przedsiębiorcy.
Gdyby zamrożenie całkowicie wygasło, firmy energetyczne do wyliczania rachunków wykorzystałyby stawki - znacznie wyższe - ustalone w taryfach na 2024 rok.
Możliwą skalę podwyżek ilustrują cenniki opublikowane na stronie internetowej firmy Energa. Do końca czerwca za kilowatogodzinę w taryfie całodobowej klienci płacą (netto) nieco ponad 41 gr. Od 1 lipca do końca grudnia - ma to być ponad 74 gr (wzrost o 80 proc.). Podobnie jest w innych firmach energetycznych. Przy czym ceny prądu odpowiadają za około połowę kwoty, którą ostatecznie znajdziemy na rachunku - reszta to podatki i inne opłaty.
Same firmy energetyczne niechętnie odnoszą się do sprawy wyższych zaliczek na drugą połowę roku. "Do momentu pojawienia się ewentualnej ustawy/rozporządzenia wspierającego uprawnionych odbiorców, ceny, które będą obowiązywały po 30 czerwca br. określa taryfa zatwierdzona przez prezesa URE (gospodarstwa domowe) lub indywidualna umowa w przypadku małych i średnich firm. Nie komentujemy szczegółów, które dotyczą rozliczeń w drugiej poł. 2024 r. do czasu pojawienia się nowych form wsparcia dla odbiorców energii po 1 lipca" - wyjaśnia PGE.
"W E.ON Polska pracujemy aktualnie nad taryfą na 2024 rok dla klientów indywidualnych" - informuje operator działający głównie na terenie Warszawy. "W naszej ocenie, na tę chwilę (w sytuacji braku zmian ustawowych - red.), po 1 lipca 2024 można spodziewać się pewnego wzrostu cen rynkowych w porównaniu do zamrożonych cen z 2023. W tej chwili jednak nie jesteśmy w stanie określić, jak duży będzie ten wzrost" - dodano.
Prace nad rządową regulacją w sprawie cen prądu trwają. Odpowiada za nie Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które pokazało już gotowy projekt ustawy. Rząd ma się nim zająć jeszcze w tym miesiącu. Szykowane przepisy zakładają przedłużenie obowiązywania maksymalnej ceny za energię elektryczną dla gospodarstw domowych na resztę roku, ale na już poziomie 500 zł netto za megawatogodzinę (MWh).
Czy rachunki za prąd wzrosną?
Co to oznacza dla naszych rachunków za prąd? - Od lipca wzrosną o nieco ponad 30 procent. Zatem w przeciętnym gospodarstwie domowym zamiast 150 złotych zapłacimy 200 złotych - mówi w rozmowie z redakcją biznesową tvn24.pl Bartłomiej Derski z portalu WysokieNapiecie.
Jednocześnie dodaje, że część osób dostanie bon energetyczny, co sprawi, że ich rachunek za prąd może nawet realnie zmaleć.
Czytaj także: Bon energetyczny. Można dostać nawet 1200 złotych
Derski zwraca uwagę, że nowe świadczenie będzie dostępne tylko dla gospodarstw domowych. Nieco inaczej jest z firmami. - W trudnej sytuacji są te przedsiębiorstwa, które podpisały umowę na energię w momencie, gdy ceny były najwyższe - tłumaczy.
Jednocześnie obecnie cena hurtowa energii na giełdzie na ten i przyszły rok zbliżona jest do 50 groszy netto za kWh. - Rząd chce wprowadzić taryfę 1,5-roczną, czyli do końca roku 2025. Dlaczego? Bo spółki systematycznie dokupują energię, a ceny spadają. Przedsiębiorstwa energetyczne powinny te spadki wziąć pod uwagę - wyjaśnia Derski. - Lato może być dobrym momentem, żeby kontraktować energię na dłuższy czas. Trudno przewidzieć, na jakim poziomie będą kształtować się ceny w przyszłości, dużo zależy od jesieni i zimy, ale są przesłanki, żeby przewidywać spadki - mówi.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Grusho Anna/Shutterstock