Grubo ponad sto tysięcy etatów czeka na Polaków w Belgii i Danii - pisze "Polska". Kraje te od 1 maja w pełni otwierają swój rynek pracy, dzięki czemu nie potrzeba będzie, jak do tej pory, pozwolenia na pracę. Najwięcej etatów jest w branży budowlanej, rolnictwie oraz usługach.
Eksperci przewidują jednak, że masowych wyjazdów po 1 maja nie będzie, bo ci, którzy chcieli tam pracować, już wcześniej załatwili sobie zezwolenia. – Z pewnością część osób, które do tej pory pracowały na czarno, zalegalizuje swój pobyt – przewiduje Zbigniew Radomski, burmistrz Siemiatycz, miasta znanego z masowych wyjazdów mieszkańców do Belgii za chlebem.
Szacuje się, że w Belgii obecnie pracuje w szarej strefie ok. 80 tys. naszych rodaków. Z samych Siematycz na stałe przebywa tam od 2 do nawet 5 tys. osbób z łącznej liczby 15 tys. mieszkańców miasta.
Gdzie potrzeba rąk do pracy?
W Belgii oraz Danii zatrudnienie można znaleźć przede wszystkich w sektorze budowlanym i rolniczym oraz w usługach, zwłaszcza przy opiece nad osobami starszymi. W Belgii brakuje też wykwalifikowanych pielęgniarek, które zarabiają tam 6–10 tys. zł na rękę - zaznacza "Polska".
Większość Polaków pracuje tam jednak za niższe stawki i jest w stanie odłożyć miesięcznie jedynie do 1,5 –2 tys. zł. Powodem są stosunkowo wysokie koszty życia, sięgające co najmniej 2–2,5 tys. zł miesięcznie na osobę dorosłą. Niewykwalifikowani robotnicy dostają ok. 4,5–5 tys. zł miesięcznie. Specjaliści mogą liczyć nawet na kilka razy wyższe pensje.
Nie tak różowo
Na pierwszy rzut oka Dania wydaje się być bardziej atrakcyjna dla Polaków pod względem zarobków. Wykwalifikowany pracownik budowlany może tam dostać nawet 200 zł za godzinę pracy - pisze gazeta. Średnie wynagrodzenie w sektorze przemysłowym wynosi aż 13 tys. zł netto. Nawet niewykwalifikowany pracownik może sporo zarobić, bo minimalne stawki zaczynają się od 40–45 zł za godzinę, a więc dwa razy więcej niż w Belgii. Niestety, wysokie zarobki zjadają ogromne koszty życia. Piwo w pubie kosztuje równowartość 30 zł, a skromna kolacja dla dwóch osób w restauracji to wydatek rzędu 350–400 zł. Wynajęcie pokoju kosztuje co najmniej kilka tysięcy złotych miesięcznie. Do tego podatki sięgają 40 proc. płacy - są więc ponaddwukrotnie wyższe niż w Polsce.
Wysokie podatki są też w Belgii, ale przynajmniej pracując tam, na mocy umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania można rozliczać się w Polsce. U nas pierwszy próg podatkowy wynosi tylko 18 proc., zaś w Belgii już 25 proc. Stawki te obowiązują w Polsce do kwoty dochodu nie większej niż 85 tys. zł, zaś w Belgii do równowartości tylko 33 tys. zł - pisze "Polska". Dzięki temu można zaoszczędzić kilkanaście tysięcy złotych rocznie. Tym bardziej więc zalegalizowanie pobytu po 1 maja tego roku może być opłacalne dla Polaków pracujących na czarno w Belgii.
Z państw Unii Europejskiej jedynie Austria i Niemcy nadal nie otworzyły swoich rynków pracy. Zapowiedziały, że zrobią to dopiero w 2011 r.
Źródło: "Polska The Times"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24