Dodatki sprowadzane ze Stanów albo tanie ubrania z Chin. Stroje wykonywane własnoręcznie przez wiele miesięcy albo kompletowane w ostatniej chwili. Fanki i fani Taylor Swift bardzo poważnie podchodzą do tematu stylizacji na koncerty piosenkarki. Niektórzy są skłonni wydać spore pieniądze, ale często liczy się po prostu pomysł i poświęcony czas.
Koncerty Taylor Swift w Warszawie już 1, 2 i 3 sierpnia. Ma w nich wziąć udział nawet 240 tys. osób. Dla Swifties - bo tak nazywają się fanki i fani piosenkarki - to rodzaj karnawału czy święta, które wymaga specjalnej oprawy. Na przykład odpowiedniego stroju. Część fanów przygotowania rozpoczęło wiele miesięcy temu. Strategie są różne - bardziej budżetowe (sklepy z odzieżą używaną, stroje przygotowywane własnoręcznie) lub w wersji luksusowej (markowe stroje sygnowane przez piosenkarkę).
- Na same przygotowania, bez ceny biletu, wydałam z tysiąc zł - mówi Julia.
Inna fanka przyznaje, że przestała liczyć, ale pieniędzy poszło sporo: "Idzie to już w tysiące".
A wejście na koncert? Najtańsze bilety na koncert kosztowały 199 złotych. Za trybuny dolne trzeba było zapłacić od 599 do 749 złotych, za miejsce na płycie 519-669 zł. Wejście VIP to nawet 2250 zł. To jednak nic dla zdeterminowanych fanów. Jedna z moich rozmówczyń była na trzech koncertach w Paryżu, dwóch w Londynie i wybiera się na wszystkie w Warszawie. Odkładała na to miesiącami.
Przymierzam buty, wysyłam zdjęcie przyjaciółce
Ale nie chodzi tylko o pieniądze. Są też takie osoby jak 40-letnia Sabina i jej 45-letni przyjaciel Cezary. Na stadion co prawda nie wejdą, ale to nie znaczy, że nie zamierzają świętować. - Przegapiliśmy kupno biletów rok temu, kiedy były po kilkaset złotych - mówi Sabina. - I choć jesteśmy podstarzałymi Swifties, to z zasady nie płacimy za koncerty jak za miesięczny czynsz. Więc idziemy sobie pod stadion z kocykiem, kanapkami i winem w termosie, ubrani w koszulki z Taylor zaprojektowane przeze mnie, będziemy sobie śpiewać i chichotać z naszej żałosnej sytuacji - dodaje.
Kto wie, być może wyjście we dwoje zmieni się w większą imprezę. W Monachium na stadionie koncertu słuchało 74 tysiące fanów, zaś pod stadionem - na wzgórzu Olympiaberg - jeszcze 45 tys. osób. Biorąc pod uwagę nagłośnienie na Stadionie Narodowym w Warszawie, na które zawsze narzekają melomani, być może spędzenie koncertu poza nim nie będzie wcale najgorszą opcją.
Bo szał na piosenkarkę ogarnął nie tylko młodzież. Także bardziej stateczne osoby są podatne na atmosferę muzycznego i modowego święta.
- Z tą Taylor to jest jakieś szaleństwo, bo z osoby, którą ubiera się minimalistycznie i w sumie ma wywalone, stałam się osobą, która przymierza wszystkie buty i wysyła zdjęcia przyjaciółce, żebyśmy razem coś wybrały - opowiada Judyta, na co dzień nauczycielka. - Nie chciałam wydawać na to pieniędzy, to rzeczy na jeden raz. Mam bluzę z cekinami, którą dostałam od kolegi na urodziny i spódnicę w kolorowe kółeczka z przeceny z działu dziecięcego. Miałam się specjalnie nie ubierać, ale wygrała presja tłumu - podkreśla.
Rzeczy markowe, od mamy lub od Chińczyków
Każda płyta Swift to osobna "era" z odpowiednimi stylizacjami: na przykład album "Red" to stroje nawiązujące do ubrań amerykańskich pań domu z lat 50., a "Reputation" jest bardziej mroczna, z przewijającym się motywem jadowitych węży. Fani piosenkarki inspirują się jej ubraniami z teledysków albo tworzą własne interpretacje stylistyki piosenkarki. Niektórzy sięgają po bardziej "codzienne" stroje idolki - znak rozpoznawczy to czerwone usta i włosy w lekkim nieładzie, z obowiązkową grzywką.
Wpływ na wybór stylizacji na koncert może mieć też otoczenie piosenkarki. Na przykład Krzysztof planuje przebrać się w strój drużyny footballu amerykańskiego, w której gra partner Swift. - Dorwałem strój drużyny Kansas City Chiefs, więc staram się upodobnić do Travisa Kelce. Do tego sportowe buty plus czapka z daszkiem. Postanowiłem nie szaleć za bardzo, bo wiedziałem, że obkupię się merchem [oficjalne produkty sprzedawane przy okazji koncertu], więc wydałem łącznie może z 200 zł - opowiada.
Można kombinować stroje DIY ("do it yourself" - czyli swojskie "zrób to sam") i wielu fanów tak właśnie robi. Ale zdarza się też, że w odpowiedni "outfit" trzeba też zainwestować.
- Na same przygotowania spokojnie wydałam tysiąc, może półtora tysiąca złotych - opowiada Monika. Na koncert ubiera się w strój nawiązujący do stylizacji Taylor z teledysku "Fortnight". - Przygotowania zajęły mi cały rok. Bardzo długo szukałam sukienki i po drodze miałam kilka falstartów w postaci nietrafionych pomysłów lub momentów zwątpienia. W końcu udało mi się coś wybrać, musiałam jeszcze do sukienki dokupić dodatki. Choker z zegarkiem i koronkowe rękawiczki zamawiałam ze Stanów, bo nie mogłam niczego znaleźć w tym stylu od polskich firm/sprzedawców. Buty również kupiłam nowe. Musiały być na platformie, bo jestem bardzo niska i trudno byłoby mi coś zobaczyć stojąc na płycie. Do tego doliczyć jeszcze trzeba koraliki na friendship bracelets - zaznacza.
Z kolei Tomek i jego narzeczona Edyta postawili na oszczędniejszą wersję. On: koszula z tęczowym połyskiem, ona: fioletowa sukienka z frędzlami i białe kowbojki. Całość zamówili na jednej z popularnych chińskich platform sprzedażowych. - Tyle siana poszło na bilety, że nie chcieliśmy wydawać drugie tyle na ciuchy - mówi.
- Idę przebrana za pannę młodą z mojej ukochanej piosenki "Champagne Problems" - opowiada Joanna. Zainspirował ją wers "She would’ve made such a lovely bride, what a shame she’s f*cked in the head" ("Byłaby taką cudowną panną młodą, szkoda, że jest walnięta"). Brzmi jak spory wydatek? Okazuje się, że nie, bo Joannie udało się znaleźć używane elementy w internecie. - Mam biały welon, wyszywany srebrnymi akcentami gorset, tiulową spódnicę oraz buty - wymienia. - Dodatkowo piękną, srebrną vintage torebkę pożyczyłam od mamy, zachowała się jeszcze z czasów jej młodości - dodaje.
Koszt całości? Ok. 120 zł.
Będę wielką bransoletką
Niektórzy o ubraniach na koncert rozmyślali od miesięcy. Czasem dlatego, że chcieli zrobić jak najlepsze wejście, a czasem myślenie o koncercie było ucieczką od rzeczywistości.
Tak było w przypadku Justyny. Pod koniec ubiegłego roku 37-latka spędziła miesiąc w szpitalu na patologii ciąży. Zalecenia: leżeć, nie denerwować się. - Trwała już trasa po Stanach, a ja leżąc w łóżku oglądałam filmiki, na których fani, zarówno kobiety, jak i mężczyźni, co było dla mnie zaskoczeniem - przebierają się na koncerty. Sprawiało mi to mnóstwo radości - opowiada. - Miałam też dużo czasu, więc szukałam w internecie ciuchów z drugiego obiegu. Wpisywałam różne kombinacje: cekiny, nazwy poszczególnych er. W listopadzie kupiłam różową sukienkę z cekinowymi truskawkami idealnie pasującą do ery Lover - opowiada.
Ile wydała? Jakieś 80 zł. Postawiła sobie granicę wydatków na stu złotych, żeby nie przesadzić. Nie do końca się udało. - Ponieważ w szpitalu leżałam długo, to dokupiłam też stylizację do Reputation. No i zestaw koralików do robienia bransoletek przyjaźni za 150 zł. Trochę zaszalałam, ale była promocja - mówi.
Bransoletki to konieczny element stylizacji prawdziwej Swiftie. Nie powinno się ich kupować, należy zrobić je samemu i wymienić z innymi fanami. Zazwyczaj to koraliki z literami, tworzącymi frazy z tekstów piosenek Swift. A sam zwyczaj robienia bransoletek też zainspirował jeden z jej utworów, "You're On Your Own, Kid". - Mam 80 friendship bracelets - mówi Klaudia. Za strój - materiał (strój z ery Reputation szyje sama), dodatki i buty zapłaciła ok. 500 zł.
Ozdoby szykuje też Kasia. Stworzyła już 62 bransoletki. - Parę już zdążyłam rozdać. To wiele godzin pracy. Czasem siedziałam nad nimi od 23 do 4 rano - relacjonuje. Ale jak mówi, zostanie jej po tym "wspaniała pamiątka".
- Ja będę miała czarna sukienkę i przez nią przywieszone friendship bracelets. Sama będę taką bransoletką - mówi Iza. Zainspirował ją podobny strój influencerki z Australii. Nie wydała zbyt dużo: - Sukienkę mam z pięć lat, dostałam ją po kuzynce. Na koraliki poszło jakieś sto zł - wylicza.
Kiedy strój doceni sama Taylor
O tym, jak ważne są stroje, przekonali się Sabina i Sebastian Kubasowie. Rodzeństwo było na koncercie Taylor w Londynie w czerwcu 2018 r. Pieniądze uzbierali m.in. odkładając ze studenckiego stypendium. Udało im się wejść też na występ kolejnego wieczora - bilety kupili u konika. Oboje w strojach wykonanych na tę okazję przez Sabinę - ona w koszulce z napisem "Don't Blame me, Taylor Swift Made me Crazy" ("Nie wiń mnie, oszalałam przez TS") i pelerynę z płomieniami oraz napisem "Light me up" ("Rozpal mnie" - cytat z jednej z piosenek). On - w koszulce z wypisanym "King of your Heart" ("Król Twojego Serca") i stylizowaną na królewską pelerynę - "Salute to me, I am your Polish King" ("Pokłoń się, jestem twoim polskim królem") i w papierowej koronie na głowie.
Podczas drugiego koncertu zaczepiła ich kobieta w wieku ich mamy i skomplementowała ich stroje. Po chwili zorientowali się, że rozmawiają z Andreą Swift. Mama Taylor w czasie koncertów wybiera najciekawiej ubranych fanów i zaprasza ich na spotkanie w tzw. Rep Romie. Można porozmawiać z idolką i zrobić sobie z nią zdjęcie. Dla Sabiny i Sebastiana było to niezapomniane przeżycie.
- Bardzo jej się spodobała peleryna mojego brata (robiona przeze mnie) i styl koszulek, bo były z fajnymi napisami i naszywkami w węże z ery Reputation - opowiada Sabina.
Tym razem wybierają się na dwa koncerty. Strój Sabiny na pierwszy kosztował około 500 zł: - Koszulka z kolekcji Taylor Swift x Stella McCartney, cekinowa bomberka a'la opening act podczas 1989 tour, spodenki cekinowe, buty Keds z kolekcji 1989 Tour, okulary przeciwsłoneczne - opowiada. Na drugi występ postawiła na rzeczy wykonane własnoręcznie, w tym - na stworzoną przez siebie pelerynę. Tę samą, która już raz przyniosła jej szczęście.
Kilka razy po sto zł
Jeśli chodzi o stroje wykonane własnoręcznie to bank rozbija Asia Mikina. Koncert to dla niej okazja, żeby wyżyć się artystycznie. - Od lat maluję, szyję i tworzę. Przy każdym albumie staram się robić kurtkę z jego motywem - mówi.
Zrobienie kurtki zajmuje jej około tygodnia-dwóch. Maluje codziennie po pracy, kiedy tylko znajdzie chwilę wolnego. Plan na kolejne warszawskie koncerty: stroje inspirowane Reputation, Midnights i Lover (to jeden z jej ulubionych albumów). To nie pierwsze występy z tej trasy, które Asia zobaczyła - była na trzech koncertach w Paryżu. Przed nią - poza Warszawą - dwa w Londynie. - Jeden outfit czeka już pięć lat na koncert, jest wzorowany na stroju Taylor z teledysku "You need to calm down" - opowiada. Ten strój to paczka frytek jak z popularnej sieciówki.
Pytam, czy musiała się zapożyczyć, żeby pojechać na tyle koncertów. - Odkładałam od dłuższego czasu, plus z malowanych kurtek zawsze odkładam i przeznaczam na budżet koncertowy. No i starałyśmy się kupować tańsze bilety, tylko na jeden koncert zależało mi żeby dostać bilet Vip - tłumaczy.
Nawet strój przygotowany własnoręcznie kosztuje. Wie o tym 25-letnia Julia, która w sumie wydała już ok. tysiąc zł. Jej strój zainspirowany jest erą Fearless. - Będę miała złotą sukienkę z frędzelkami, taką jak Taylor podczas Eras Tour, kowbojki i kapelusz kowbojski. Do tego kurtka dżinsowa, którą mi maluje i ozdabia młodsza siostra. Ja tylko pomagam, bo artystycznie nie jestem uzdolniona. Sukienkę mam już od grudnia, a resztę dodatków od trzech miesięcy zamawiam i robię. Makijaż i fryzura też oczywiście zaplanowane.
Julia pracuje, ale zakupy i tak rozłożyła na raty. - Kupowałam co jakiś czas, bo chciałam zrobić cudowny outfit, ale trochę ukryć przed sobą fakt, że wydałam na to tyle pieniędzy - śmieje się. - Jak kilka razy wydam po sto zł, to aż tak nie czuję, że wydałam tak dużo. Raczej jestem w trybie oszczędzania, niż wydawania.
10 lat czekania
Swift bywa też krytykowana m.in. za zanieczyszczanie środowiska. Sprzedaż tysięcy gadżetów czy strojów związanych z piosenkarką też nie wydaje się specjalnie ekologiczne. Część Swifties zdaje sobie z tego sprawę. - Jako członkini Fashion Revolution lubię bawić się modą, ale nie może ona być jednorazowa, kupiona tylko na jedno wydarzenie, by potem leżeć na dnie szafy - mówi Gosia Przewalska. Na koncert idzie z rodziną, wszyscy przebierają się za jedną z okładek płyt. Ubrania kupili z drugiej ręki. - Bawmy się modą, ale nie zapominajmy o jej wpływie na środowisko - podkreśla.
- Moi bliscy śmieją się, że jestem jej osobistą firmą PR-ową Taylor. Jak każda dobra firma PRowa wiem jakie są negatywne aspekty sławy Taylor. Wyznaję tę religię, ale nie ślepo - mówi Katarzyna Łabędź. Wybiera się na warszawski koncert i, jak sama mówi, zamierza stać pod samą sceną.
- Czekaliśmy na ten koncert ponad 10 lat - tłumaczy. - Wydaje mi się, że zebranie się tylu wesołych ludzi śpiewających te same piosenki, ubranych z fantazją, usprawiedliwia nasze odrobinę szalone podejście. Czy nie jest to fascynujące, że tak bardzo cieszymy się z koncertu, muzyki, tekstów piosenek, i przede wszystkim z tego, że mamy siebie nawzajem, nawet jeśli nie znamy się osobiście? Myślę, że w obecnych czasach, odosobnionych i strasznych, daje to nadzieję i bardzo dużo endorfin - dodaje.
Podkreśla, że duże znaczenie ma dla niej ekologia. Przygotowując się do koncertów starała się nie kupować niczego nowego, tylko skorzystać z rzeczy, które już ma. Udało się, poza małymi wyjątkami (np. sweter, który zamierza nosić też później).
- Żyjemy w czasach, w których do strojów przywiązujemy sporo uwagi, jednak ich produkcja jest szkodliwa dla całego ekosytemu, którego jesteśmy częścią. Mam nadzieję, że większość Swifties, którzy tak ekspresyjnie podchodzą do wyrażania siebie poprzez strój, pokazując innym na stadionach kim są i dlaczego Taylor Swift jest dla nich ważna, nie zapomną o tym aspekcie. I założą przynajmniej elementy swojego stroju również po koncercie. Ja na pewno tak zrobię! - obiecuje.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Joanna Mikina, Sabina Kubasa / Archiwum prywatne