W przypadku jednej trzeciej sprzedawanych produktów klienci wprowadzani są w błąd - wynika z kontroli Inspekcji Handlowej. Serwis money.pl przedstawia nieuczciwe chwyty marketingowe i radzi, jak się ich wystrzegać.
Inspektorzy ostrzegają, że liczba nieuczciwych ofert rośnie. W czasie tegorocznej kontroli Inspekcja Handlowa wykryła ich o 6 procent więcej niż w 2008 roku. Specjaliści przestrzegają, że święta to okres, kiedy sprzedawcy pozbywają się tego, co nie zeszło z magazynów w normalnym okresie.
- Dlatego zakupy trzeba robić rozważnie. Wystarczy znać zabiegi, które stosują sprzedawcy i stosować się do kilku podstawowych reguł, by nie dać się naciągnąć na duże wydatki - mówi money.pl Agnieszka Majchrzak z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który zlecił badanie Inspekcji Handlowej. - Po pierwsze, czytać etykiety produktów, bo tam powinny być rzetelne informacje; po drugie, porównywać oferty z różnych sklepów, a po trzecie, zachowywać i przeglądać paragony - dodaje.
Oto podstawowe zabiegi, których można spodziewać się ze strony nieuczciwych handlowców.
* Wyprzedaż w związku z likwidacją. Ten zabieg polega na przyciągnięciu uwagi klienta ostatnia szansą. No bo skoro likwidacja - często nawet nie wiadomo czego: sklepu czy kolekcji - to już lada dzień nie będzie tu nic. Równie ważne jest, że ten, kto likwiduje, jest już pewnie tak zdesperowany i zobojętniały, że rozdaje wszystko za pół darmo. Niestety, często okazuje się, że ceny są nawet wyższe niż przed likwidacją.
* Klienta przyciągają obniżki. Gdy widzi przed sobą okazję kupienia butów, które kiedyś kosztowały 300 złotych, za 150 złotych, to będzie skłonny wysupłać kwotę nawet wyższą niż w ogóle chciał przeznaczyć na zakup obuwia. Dlatego sprzedawcy w wielu sklepach otrzymują od swoich szefów polecenia, by nad zwykłymi, codziennymi cenami wieszać wyższe, ale przekreślone. Tak by klient myślał, że właśnie staje przed poważną przeceną.
* Warto też zwracać uwagę na rozmiar pudełka czy słoja. Producenci tak manipulują rozmiarami opakowania, że niepostrzeżenie dostajemy mniej produktu za tę samą cenę. Np. wysokość i szerokość słoja zostają te same, więc i na półce opakowanie wygląda tak jak to, które znamy z przeszłości. Niespodzianka polega na tym, że na przykład butelka ma cieńszą szyjkę.
* Sprzedawca nie podaje faktycznej ceny za jednostkę miary. Np. na opakowaniu produktu napisane jest, że płacimy 2,19 zł za litr płynu do mycia naczyń, ale gdy przeliczyć faktyczną cenę butelki w sklepie, okazuje się, że cena wynosi 3,19 za litr.
* Gratisy dołączane do produktów nie są wcale darmowe. Często okazuje się, że np. pralka z czajnikiem gratis, kosztuje znacznie więcej niż ta bez bonusu. Różnica ceny bywa większa od wartości czajnika.
* Sprzedawca oferuje produkty po bardzo niskiej cenie i kusi ofertą z billboardów. Zachęcony klient daje się zwabić do sklepu, bo nie wie, że artykułów w supercenach jest tylko kilka sztuk. Gdy więc będzie błądził w ich poszukiwaniu po sklepie, to kupi tuziny innych - już w normalnych cenach. To zabieg często stosowany przez hipermarkety.
* Sprzedawcy w dużych sklepach często dopuszczają się też mini oszustw. Np. wtedy, gdy cena, którą sprzedawca nabija na kasie, nie zgadza się z tą, którą odczytaliśmy na półce z produktem. Mechanizm jest prosty: klient albo nie zauważa wcale, że zapłacił więcej, albo dostrzega to w domu i już nie chce mu się wracać do sklepu.
* Sprzedawcy wabią nas też kolorami. Często w sklepach dostrzegamy np. tabliczki z czerwonymi wyraźnymi cenami, które sugerują klientowi, że w tym miejscu dzieje się coś niezwykłego. Klientowi, który dostrzeże taki znak, wydaje się, że właśnie natknął się na jakąś niebywale atrakcyjną promocję - nawet mimo tego, że o żadnej promocji na tej tabliczce nie ma mowy. Tym sposobem sklepy pozbywają się towaru, który bez tego zabiegu po prostu zalega w magazynach.
* Sklepy opatrują też promocje odnośnikami pisanymi drobnym drukiem. Z reguły ich nie zauważamy i dopiero przy kasie dowiadujemy się, że 70-procentowa obniżka obostrzona jest tyloma warunkami, że przychodzi nam płacić tylko 30 proc. mniej niż wynosiła początkowa cena. Część z nas podziękuje i uratuje swoje pieniądze, ale dużo jest i takich, którzy wstydzą się przyznawać, że coś jest dla nich za drogie i kupią przecenioną rzecz.
* Z biegiem lat rosną też wózki na zakupy. Badania psychologów dowodzą, że ich rozmiar wpływa na nasz konsumpcyjny apetyt. Ciągle wydaje nam się, że nie mamy tyle produktów, ile potrzebujemy. Co na to poradzić? Chwytać za plastikowe koszyki - wahania ich wielkości zauważymy szybciej.
* Outlety coraz rzadziej oferują rzeczy gorszej jakości niż normalne sklepy. Coraz rzadziej też płacimy w nich niższe ceny. Dowodzą tego badania przeprowadzane na samych klientach. To właśnie oni właściwie zaobserwowali, że różnic już nie ma i jedyna korzyść polega na spokojnym sumieniu: taniej niż tu już nie może być nigdzie.
* W sklepach nie patrzcie prosto przed siebie. To właśnie na wysokości wzroku umieszczane są najbardziej dochodowe dla sklepu produkty - czyli te najdroższe, z największą marżą. Chcesz znaleźć tańsze? Poszperaj niżej albo wyżej.
* Produkty pułapki - to sidła stawiane przez sprzedawców po to, by sprzedać droższy towar. Gdy w sklepie sprzedawane są dwa rodzaje dajmy na to monitorów: jeden droższy i drugi tańszy, to zainteresowanie nimi rozkłada się po 50 proc. Ale gdy obok nich na półce wyląduje trzeci monitor - droższy od pozostałych, to największym powodzeniem będzie cieszył się ten o średniej cenie - czyli wcześniej najdroższy. Wystarczy więc mieć w sklepie kilka sztuk zbyt drogiego towaru, by sprzedać więcej tego tylko trochę tańszego - pisze money.pl.
Źródło: money.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24