General Motors nakazał wymianę wadliwych stacyjek zapłonowych w 500 tys. aut prawie dwa miesiące przed tym, jak zgłoszono pierwsze problemy i uwagi na temat ich bezpieczeństwa. Według śledczych oznacza to, że koncern wiedział o awarii, zanim doszło do pierwszych tragedii.
Prokurator prowadzący śledztwo w sprawie wadliwych stacyjek w samochodach General Motors twierdzi, że firma wiedziała o awarii na dwa miesiące przed pierwszymi zgłoszeniami od kierowców. Pomimo to władze firmy zrobiły niewiele, aby zapobiec licznym wypadkom. Na skutek awarii stacyjek śmierć na drodze poniosło 30 osób.
Wiedzieli wcześniej?
Wersja śledczych oznacza to kolejny cios dla wiarygodności General Motors. Koncern przyznał już, że jego pracownicy wiedzieli o problemach ze stacyjkami zapłonu dużo wcześniej. Jednak władze GM tłumaczyły, że problem nie został przekazany do kierownictwa, a kiedy już to się stało, to kierowcy natychmiast zostali o tym powiadomieni.
Trwa wymiana
General Motors wymienił dotąd jedynie połowę z 2,6 mln wezwanych do naprawy aut. Firma wysłała nawet listy do właścicieli samochodów, w tym Chevroleta Cobalt i Saturna Ion, w których pisze, że w serwisach i u dilerów czeka na nich kupon podarunkowy o wartości 25 dolarów. Mogą go odebrać, jeśli zgłoszą się na naprawę do 1 stycznia. Jeśli do warsztatów przyjechaliby wszyscy właściciele, GM musiałby wydać 70 mln dolarów. Ryndee Carney, rzecznik prasowy General Motors podkreślił, że firma próbowała dotrzeć do właścicieli uszkodzonych aut w każdy dostępny sposób - w tym telefonicznie i za pomocą mediów społecznościowych. - Martwimy się o bezpieczeństwo i to powinno być także dla ciebie najważniejsze - dodał rzecznik.
Autor: msz/kwoj / Źródło: CNN Money
Źródło zdjęcia głównego: Reuters