Eksperci z amerykańskiej firmy zajmującej się bezpieczeństwem w internecie nie mają wątpliwości - za grudniowymi atakami na ponad 30 amerykańskich firm z Google na czele stoi chiński rząd. O raporcie Verisign iDefence Labs donosi brytyjski dziennik "The Guardian". Chińczycy odpowiadają: - Nasze prawo zabrania jakiejkolwiek formy cyber-ataków, w tym hakerstwa - powiedziała rzeczniczka MSZ Jiang Yu.
Raport eskpertów z Verisign iDefence Labs mówi, że trop prowadzi prosto do chińskich władz i ich współpracowników.
Starcie ze smokiem
W ostatnich tygodniach trwa ostry spór między Googlem a chińskimi władzami. Internetowy gigant zapowiedział, że przestanie im dostarczać oprogramowanie do cenzurowania najpopularniejszej wyszukiwarki świata, po serii grudniowych ataków na strony użytkowników serwisów firmy.
Już wewnętrzne śledztwo przeprowadzone przez przedsiębiorstwo wskazywało na źródło ataków w Chinach. Ataki koncentrować się miały na zdobywaniu haseł do kont Chińczyków korzystających z serwisów Google'a, także politycznych dysydentów.
Chiny bez Google'a?
Amerykański koncern grozi też, że może wycofać się z chińskiego rynku, jeśli nie będzie tam mogła działać nieocenzurowana wersja wyszukiwarki. "Zdecydowaliśmy, że nie chcemy już dłużej cenzurować wyników wyszukiwania w Google.cn i w ciągu najbliższych kilku tygodni będziemy omawiać z chińskim rządem warunki, na jakich moglibyśmy oferować wyszukiwarkę bez filtrów cenzorskich w zgodzie z prawem. Zdajemy sobie sprawę, że może to równie dobrze oznaczać konieczność zamknięcia Google.cn i naszych biur w Chinach" - napisał szef działu prawnego Google David Drummond na firmowym blogu.
Postawa Chińczyków jest na razie nieugięta. - Gorąco witamy zagraniczne firmy internetowe, które w Chinach zechcą prowadzić działalność według chińskiego prawa - mówi rzeczniczka MSZ Jiang Yu. I zaznacza, że internet w Chinach jest "otwarty".
Źródło: guardian.co.uk