Prawie 120 tys. spółdzielców nie może skorzystać z prawa do wykupu mieszkania za kilkadziesiąt złotych. Spółdzielnie żądają od nich, aby dopłacili nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych - czytamy w "Gazecie Prawnej".
Problem dotyczy członków tych spółdzielni, które zaciągały kredyty budowlane między 1 stycznia 1990 roku a 31 maja 1992 roku. Z powodu szalejącej inflacji banki podnosiły wtedy odsetki z kilku do nawet 90 proc. PKO BP udzielało kredytów na podstawie wówczas obowiązujących przepisów. Początkowo zakładały one, że kredyty będą zawierały pewne preferencje społeczne - będą tańsze i łatwiejsze w spłacie. Po 1 stycznia 1990 r. zostało uwolnione oprocentowanie kredytów i szybko okazało się, że trzeba płacić dużo większe pieniądze.
- W tych spółdzielniach, które zaciągnęły wtedy kredyty, członkowie spłacają je w wysokości przekraczającej kilkakrotnie koszt budowy. Po spłacie zadłużenia wobec banku na koncie spółdzielcy wciąż pozostaje zadłużenie wobec budżetu państwa - wyjaśnia Jadwiga Hennig z Obywatelskiego Stowarzyszenia Uwłaszczeniowego i Obrony Praw Mieszkańców.
Osoby takie nie mają więc prawa do skorzystania z preferencyjnych warunków wykupu mieszkań, które umożliwia ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych z 31 lipca 2007 roku. Dlatego posłowie proponują, by zadłużenie zostało umorzone. Państwo musiałoby wówczas oddać bankom dwa mld zł i zrezygnować z siedmiu mld zł odsetek, które są mu jeszcze winni spółdzielcy.
- Takie rozwiązanie pomoże tym, którzy bez własnej winy zostali obarczeni ogromnymi obciążeniami - tłumaczy senator Adam Biela, autor projektu. Jednak nie wszyscy podzielają jego pogląd. - Nowelizacja ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych to wynik cynizmu politycznego. Ustawodawca łatwo darowuje to, co jest cudzą własnością jednym spółdzielcom, a nie raczył pomóc tym, których kiedyś obciążono tak wysokimi zadłużeniami - tłumaczy Ryszard Jajszczyk, dyrektor Biura Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP.
Źródło: "Gazeta Prawna"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24